Saga o grząskim asfalcie i kocie samobójcy.
Sobota, 18 maja 2013
· Komentarze(0)
Kategoria Łódź i okolice
Mimo zapowiadanej na dziś burzy straszliwej, która to utopić miała ziemię łódzką w potokach deszczu i spalić ją piorunami, wybraliśmy się dziś na rower. Cel wymyśliłem może niezbyt ambitny, bo knajpę (lub jak głosi szyld "zajazd") "Pod Dębami" w Kwiatkowicach, ale co tam. Na zbiórce stawiło się nas wszystkiego pięć osób (ja, Marysia, Iza, Marcin i Mateusz). Marysia z bliżej niewyjaśnionych przyczyn jednak zmyła się szybko do domu i zostaliśmy w czwórkę.
Pomknęliśmy do baru, jadąc (wbrew temu, co pewnie inni napiszą i co sugerują zdjęcia) głównie asfaltem, na miejscu nażarliśmy się słusznie (choć specjalność zakładu, czyli golonkę, wziąłem tylko ja) i wróciliśmy szczęśliwie wróciliśmy do domu, o mało co nie zabijając kota samobójcy na szosie w Łobodziu? Łobódziu?... we wsi Łobódź.
Środki...

...które, że tak powiem, uświęcił...

...cel :)

A burzy nie było.
Pomknęliśmy do baru, jadąc (wbrew temu, co pewnie inni napiszą i co sugerują zdjęcia) głównie asfaltem, na miejscu nażarliśmy się słusznie (choć specjalność zakładu, czyli golonkę, wziąłem tylko ja) i wróciliśmy szczęśliwie wróciliśmy do domu, o mało co nie zabijając kota samobójcy na szosie w Łobodziu? Łobódziu?... we wsi Łobódź.
Środki...

...które, że tak powiem, uświęcił...

...cel :)

A burzy nie było.