Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2010

Dystans całkowity:176.81 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:58.94 km
Więcej statystyk

Fabryka chmur

Niedziela, 28 marca 2010 · Komentarze(0)
Plan na dzisiaj był jakby trochę inny. Mieliśmy z Marysią wybrać w rejon Skorzęcina na Pojezierzu Gnieźnieńskim i tam pojeździć wśród lasów i jezior.
Przebudzona jednak o 6 rano Marysia orzekła, że na pewno pogoda może się zepsuć, że nie warto ryzykować i lepiej poczekać, by sprawdzić jak się sprawy deszczu potoczą.
Wyraziłem zdanie zgoła odmienne, twierdząc iż czekanie sensu nie ma, gdyż pogada może z czasem jedynie się popsuć.
Różnica zdań spowodowała, że Marysia wróciła pod kołdrę, a ja o ósmej z groszami wsiadłem na rower i pomknąłem na południe ze świtającym w głowie niecnym planem dostania się do Bełchatowa.
Jadąc szoską i nie mając zbyt wielu zajęć, wymyśliłem, że taki Bełchatów to dosyć nieciekawy cel wycieczki i dużo lepiej sprawdzi się w tej roli Góra Kamieńsk. Im bliżej byłem Bełchatowa, tym bardziej podobała mi się ta myśl. Uznałem, że zdobędę górę, zobaczę elektrownię, a potem do domu wrócę pociągiem z Bełchatowa.
Zatem Bełchatów minąłem nie zatrzymując się nawet i po jakimś czasie stanąłem przy dolnej stacji wyciągu krzesełkowego. Myślałem, że już kręci się o tej porze ruch związany z trasa downhillową, ale nie. Obiekt trochę jakby wymarły obecnie, więc żółtą trasa rowerową dostałem się na szczyt. Początek był ciężki, bo wiódł drogą nieprzystosowaną zbytnio do moich nabitych na beton slicków. Dalej asfaltowy podjazd też nie był łatwy (bo forma nadal zimuje) i prędkość miałem pod górę iście wysokogórską :)
Na szczycie kilka fotek i sru asfaltem w dół. Trochę się zawiodłem zjazdem, bo 56 bez kręcenia nie robi na asfalcie jakiegoś specjalnego wrażenia. Niemniej jednak jak się nie ma co się lubi... to się nie kwęka i jedzie się dalej. W tym przypadku do Elektrowni Bełchatów. Nigdy wcześniej nie widziałem jej z bliska i muszę przyznać, że gigant zrobił na mnie wielkie wrażenie, a para i dym wydobywający się z kominów urzekły mnie swym hipnotycznym urokiem i w efekcie większość zdjęć przywiezionych z wycieczki przedstawia właśnie kominy, a słowa "fabryka chmur" tłukły mi się po głowie przez całą drogę powrotną :D

Po drodze zadzwoniłem do Marysi, by sprawdziła jak kursują pociągi z Bełchatowa i okazało się, że do Łodzi jechałbym pociągiem około 2,5h, bo po drodze miałbym przesiadkę w Skierniewicach (to jak jazda z Krakowa do Warszawy przez Gdańsk) :/ Dzięki bogu jaśnie Maria zaoferowała, że za sterami Srebrnej Dzidy przyjedzie po mnie do Bełchatowa. Umówiłem się z nią i ruszyłem na miejsce zbiórki. Na chwilę zboczyłem nad zalew Słok (by cyknąć fotę kominów oczywiście) i może chwilę posiedzieć (popatrzeć na kominy oczywiście), ale okazało się, że fabryka chmur sprawuje się dobrze i w moim kierunku zmierza spora ilość produktu w sorcie deszczowo-burzowym. Gdy już przed samym Bełchatowem "produkt" mnie dogonił, okazało się, że oprócz deszczu niósł też całkiem sporych rozmiarów grad. Ale mi się bonus trafił :) Całe szczęście atrakcje nie trwały zbyt długo i gdy spotkałem się z Marysią na stacji benzynowej, to na niebie znów świeciło słońce.
Rower powędrował na dach, a my pojechaliśmy do Łodzi (po drodze odbijając jeszcze nad Słok, by zrobić fotkę kominów, oczywiście).

Wycieczka, choć asfaltowa, podobała mi się bardzo. Następnym razem pojadę w rejon Konina (porobić zdjęcia kominów oczywiście :D)

Postój za Bełchatowem w drodze na Górę Kamieńsk. Trzymając aparat, słyszę zew kominów :)


Cel nr 1 - Góra Kamieńsk i "park wiatrowy" na jej szczycie


"Nieslickowy" odcinek żółtej trasy rowerowej


Zdezolowane konstrukcje przy składowisku gipsu




Widok z punktu widokowego na elektrownię. Mmmmmm... kominy :)


A tu już z bliska




Kryptoszosa nad zbiornikiem Słok, a tam gdzieś z tyłu Góra Kamieńsk (widać na pełnej wersji)


A tu już... kominy, wieże chłodnicze i te cudownie surrealistyczne kłęby...


A tu "produkt" pościgowy.


A tu wszyscy cisi, mechaniczni bohaterowie tej niedzieli. Srebrna dzida, Kryptoszosa i nowa zabawka w postaci bagażnika Thule 561 (dla niego tez jakąś ksywkę obmyślę. obiecuję). Tylko mi jakiś krzaczor w kadr wbiegł :/

Przedziwne skutki posiadania samochodu

Poniedziałek, 22 marca 2010 · Komentarze(0)
A czemu dziwne? Bo przez to, że mamy samochód, jeżdżę na rowerze. Musi to być grat, który często się psuje, bo inaczej skutki mogą być odwrotne.
Dzisiaj np. pojechałem na drugi koniec miasta po osłonę rozrządu i prawie trzy dyszki pyknęły. Uroki motoryzacji.

A filmik to rozwiązanie zagadki z wczoraj
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/hfkGEqu_yPU"> <embed src="http://www.youtube.com/v/hfkGEqu_yPU" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br> No :)

EDIT: Wieczorkiem, oglądając po raz n-ty Bonda z 1965 i zaklejając dętkę w rowerze Marysi postanowiłem sprawdzić, jak w praktyce przedstawia się możliwość wpakowania do Kryptoszosy dużych kółek. Jak widać po poniższych fotach, problemów nie ma, więc kto wie... może wkrótce rower zmieni się w wielką, szosową kichę z tarczami 203mm? :)


Noc, mróz i Kapitan Dupa

Poniedziałek, 8 marca 2010 · Komentarze(0)
Runda po mieście. Nie ma o czym pisać, a nie będę się rozwodził na temat skurczów, jakie mnie po drodze łapały.

Zamiast tego wrzucam teledysk. Ostatnio furorę w domu robi kawałek 'We share our mother's health' zespołu The Knife.
Jednak, w ramach poszerzania horyzontów wrzucam remix:
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/IRZ3SShd1X8"> <embed src="http://www.youtube.com/v/IRZ3SShd1X8" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
Informuję też wszem i wobec, że jest to raczej odległe od tego, czego na ogół słucham, ale... Jak coś jest fajne, to jest fajne... li i tyle.