Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2012

Dystans całkowity:248.76 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:41.46 km
Więcej statystyk

Na ryby?

Środa, 24 października 2012 · Komentarze(0)
Na ryby może nie, ale powiedzmy, że był to nocny wypad do Ksawerowa na wędkowanie z Siwym

Do posłuchania utwór z nowego albumu (premiera 30.X) Parkway Drive.


Cały album do posłuchania, jeszcze przed premierą, jest tutaj. Póki co obcuję z nim drugi dzień i jestem pod sporym wrażeniem. Nie wiem, czy można powiedzieć coś takiego o produkcji z gatunku metalcore, ale jest to płytka... dojrzała.

Light Move Festival 2012

Niedziela, 21 października 2012 · Komentarze(0)
W takim samym składzie jak wczoraj, czyli Marysia, Iza, Marcin i "Yours truly", wybraliśmy się zobaczyć cóż to się w centrum dzieje w ramach łódzkiego Light Move Festial i porobić zdjęcia.








W drodze powrotnej, na stacji benzynowej kupiliśmy po browarku i posiedzieliśmy jeszcze chwilę na górce przy skrzyżowaniu alei Włókniarzy i ulicy Drewnowskiej, dyskutując o bieliźnie Andrzeja Piasecznego :)

Wszystkie drogi prowadzą do Józka?

Sobota, 20 października 2012 · Komentarze(0)
Ano prowadzą, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wsiadłszy sobie radośnie na zielony szlak przez PKWŁ (czyli, jakby nie patrzeć obrawszy kierunek wschodni, północno-wschodni) wylądowaliśmy u Józka (czyli na południowym zachodzie Łodzi? :)

A tak poza tym, to pogoda super. Temperatura w rejonie 20 stopni... Wiosna, a nie jesień.




Pogodą mieliśmy okazję nacieszyć się do woli, bo Siwy co chwilę zarządzał postój na łatanie dętki w tylnym kole.


W tym czasie można było spokojnie walnąć się na trawce i powygrzewać na słońcu.
Sprawa dętki ostatecznie, po wielu próbach, została rozwiązana, ale cóż za tajemniczy obiekt ciągle ją dziurawił, nie udało się ustalić.
Może byłą to wina Evil Izki? :)


Nowa świecka tradycja?

Niedziela, 14 października 2012 · Komentarze(0)
Wraz z Ojcem wybraliśmy się ponownie na wycieczkę po mieście. Takie szwędanie staje się pomału naszą małą tradycją. Dzięki temu mam okazję zobaczyć kilka miejsc w mieście, o których istnieniu nie miałem wcześniej zielonego pojęcia. Czasem ja też coś pokażę nowego, więc oboje zyskujemy :)

Fotki zupełnie niechronologicznie.

Najpierw panorama z urokliwego miejsca przy Ogrodowej.


Dwa zdjęcia pomników powstałych w ramach projektu "Łódź Bajkowa".
Bohaterowie "Zaczarowanego ołówka" przy ŁDK...


...i Plastuś w parku im. Sienkiewicza.


Urocze podwórko pod numerem 28 na ul.Rewolucji 1905r.


i ukryta na nim synagoga


Najnowszy łódzki mural - ul. Rybna 2

Zakopane - dzień 2

Sobota, 6 października 2012 · Komentarze(0)
Drugi dzień pobytu w Zakopanem i główna atrakcja, czyli podjazd do schroniska "Murowaniec" na Hali Gąsiennicowej. Szlak niezbyt fajny, ale liczyliśmy na niesamowite widoki na górze. Nie zawiedliśmy się. Pogoda była świetna, więc dane nam było zerknąć na praktycznie wszystkie szczyty od Żółtej Grani aż po Kasprowy Wierch. Od czasu ostatniego mojego pobytu w tym miejscu minęło bardzo wiele lat, więc widok zrobił na mnie wielkie wrażenie. Na tyle duże, że byłem w stanie zapomnieć o kiepskim podjeździe (znów te "kocie łby") i o tłumach turystów walących od górnej stacji kolei liniowej na Kasprowym w kierunku Kuźnic.
Zjazd niestety tą samą drogą co podjazd. Miałem zamiar trochę pokombinować, ale uznałem że w sobotę, przy ładnej pogodzie byłoby to zbyt ryzykowne, bo ktoś z tłumu turystów mógłby się przyczepić (w końcu zakaz itp...) i byłyby kłopoty.
Zjechaliśmy więc do Brzezin (znów zagrzany damper, jak wczoraj przy zjeździe z Kalatówek) i pojechaliśmy na Antałówkę.
Z Antałówki żółtym szlakiem (lajtowym, ale z widokiem na całe polskie Tatry) bryknęliśmy do Harendy i zaczęliśmy wspinać się na pasmo Gubałówki. W tym czasie słońce schowało się za Gubałówką i Tatry zniknęły w cieniu. Wobec tego zniknął główny powód, by ładować się na Gubałówke, czyli zajebisty widok.
Zjechaliśmy więc do Zakopca i wróciliśmy przez Bystre na Antałówkę, zerkając jeszcze raz na tonące w mroku Tatry i rozświetloną Wielką Krokiew, na której miały odbywać się jakieś zawody.

Wyjazd się skończył - objeździliśmy w Tatrach wszystko co można legalnie i tyle. Pewnie nieprędko wrócę do Zakopanego z rowerem, ale być może, zachęcony widokami, wrócę kiedyś by znów pozwiedzać Tatry na butach?

A! Jeszcze jedno: rekord wysokości na rowerze. 1510 mnpm, czyli 19m wyżej niż zaliczone w sierpniu tego roku 1491 mnpm Pradziada.

Fotki w trochę losowej kolejności. Panoramki oczywiście dostępne po kliknięciu w większym rozmiarze)




Na tej trochę mnie photoshop przy klejeniu panoramy zdeformował :)


























I specjalnie dla k4r3l'a dodaję muzyczkę.
Coś co co kiedyś, dawno bardzo lubiłem, czyli Coheed nad Cambria i tytułowy utwór z albumu z "In Keeping Secrets of Silent Earth: 3" będącego kolejną (z 4-ech) częścią epickiej, kosmicznej opowieści wymyślonej przez wokalistę Claudio Sancheza, czyli człowieka o najgorszej fryzurze w showbiznesie. Pompatyczne dzieło z chórkami, klawiszami i wszelkim "oooooaaa" i "uuuha" i "lalala", Ostentacyjnie monumentalne... trochę jak Tatry :)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/hlhmRJ8N4tU"> <embed src="http://www.youtube.com/v/hlhmRJ8N4tU" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object>

Rajtki pod Giewontem

Piątek, 5 października 2012 · Komentarze(0)
Decyzja o wyjeździe do Zakopanego zapadła w środę (początkowo miała być Wisła), a już w czwartek siedzieliśmy w aucie i mknęliśmy na południe. Na miejscu zaopatrzyliśmy się w mapę (wszystkie moje mapy Tatr pochodzą sprzed kilkunastu lat) i zaczęliśmy snuć plany na piątek. Wybór zbyt duży nie jest, bo na terenie TPN'u szlaków otwartych dla rowerzystów jest tyle co kot napłakał. Na dobra sprawę szłoby to w jeden dzień objechać.
Nam się nie udało, ale też za bardzo się nie staraliśmy, bo co byśmy potem w sobotę robili?
Pierwsza wycieczka w Tatrach to przejazd z naszej kwatery na Antałówce pod Wielką Krokiew, a następnie Droga pod Reglami i Dolina Chochołowska. Lajtowa wycieczka, ale widoki (na Polanie Chochołowskiej, bo reszta prawie cały czas przez las) niczego sobie. Powrót tą samą drogą i na zakończenie podjazd dennym szlakiem na Kalatówki. Nagrodą za 1,5km podjazdu po kocich łbach rodem z koszmaru był świetny widok na Myślenickie Turnie i Kasprowy Wierch. Niestety za długo się nim nie nacieszyliśmy, bo słońce się schowało, a wiatr chciał nam głowy pourywać. Szybko więc zebraliśmy klocki i przez polanę dojechaliśmy do wschodniej nitki niebieskiego szlaku i zjechaliśmy do Kuźnic. Zjazd po kocich łbach nieprzyjemny, by ująć to delikatnie. Zawiecha się napracowała strasznie (damper na dole był gorący), a i tak wytrzęsło mnie niesamowicie.
Potem asfalcik z Kuźnic na Antałówkę i tyle. Pierwszy dzień minął pozostawiając po sobie pewien niedosyt.

Na zakończenie powiem jeno jeszcze, że zapomniałem spakować szortów i jeździłem w samych kolarskich rajtkach. Okropne uczucie. Wiem, że ponad pół BikeStats'a tak śmiga, ale nie zmienia to faktu, że czułem się jakbym normalnie gołym tyłkiem świecił. Porażka i nigdy więcej! :)