Po raz kolejny wybrałem się na niedzielną przejażdżkę, a wróciłem z kotem. Nowa świecka tradycja?
Zaczęło się niewinnie - w planach były imieniny szwagra w Rydzynkach. Marysia z Bejbokiem pojechały autem, a ja rowerem. Jechało się miło, wygodnie i względnie szybko, więc bez problemu dotarłem do celu. Szykowało się miłe popołudnie lenistwa, ale Marysia usłyszała z sąsiedniej działki, na której znajduje się stacja uzdatniania wody, żałosne pomiaukiwanie. Po małym wtargnięciu na teren, znaleźliśmy kotka, najwyraźniej opuszczonego. Mały był w kiepskim stanie, głodny, zmarznięty, a do tego zaczęły na nim składać jaja muchy.
Wsadziliśmy malucha do koszyka z butelką ciepłej w wody w roli ciepłej mamusi i pojechaliśmy do weta, a potem do znajomych, którzy podjęli się trudnego zadania zapewnienia sierocie opieki w tym trudnym okresie kociego niemowlęctwa.
BTW, maluch ochrzczony został mianem Kropelki (przez Tosię), albo Marcelem. Uważam, że Marcel pasuje do niego lepiej, bo to chłopiec, ale Tosia upiera się przy tej Kropelce :P
Rano do pracy normalnie, a powrót znacznie przedłużony. Pojechałem do Castoramy na Sikorskiego, by zamówić kilka rzeczy na budowę. Niestety nie udało się to, z powodu awarii systemu komputerowego. Stamtąd udałem się na Brukową, by na chwilę spotkać się z Marysią i Tosią, jadącymi na bejborowe zajęcia z Jeet Kune Do. Zamieniliśmy kilka słów, a potem śmignąłem się w miejsce, gdzie w niedzielę znalazłem kotki. Cała "akcja ratunkowa" zakończyła się już po ciemku, przy świetle latarki i niestety gdzieś w polu zostawiłem słuchawki. Chciałem dziś sprawdzić, czy może nadal tam są. Znalazłem, ale niestety rozdeptane.
Ruszyłem po 17, mając zamiar pojeździć w rejonie Grotnik.
Plan jednak zmienił się, gdy w rowie przy ulicy Drozdowej znalazłem torbę z dwoma kilkutygodniowymi kociakami. Przejażdżka zmieniła się w akcję ratunkową, zakończoną na szczęście sukcesem :)
Dzień 2 jeżdżenia do pracy. Chwilę pojechałem bez muzyki w uszach i okazało się, że rower skrzeczy jak zarzynana świnia. Muszę się temu przyjrzeć dokładniej, ale wstępne śledztwo wskazuje na rejon sztycy/siodła. Do tego hamulce jedynie spowalniają, a nie zatrzymują rower. Przy powolnej jeździe w śniegu nie było to tak zauważalne, ale teraz w mieście urasta to do sporych rozmiarów problemu. Do sprawdzenia. Może to tylko zanieczyszczone klocki?
Po długiej przerwie wracam na bikestats'a.
W życiu ostanio działo się wiele dużych rzeczy i nie za bardzo była okazja by myśleć o blogu. W związku z tym w 2014r. skasowałem swoje konto, bo i tak na nie nawet nie zaglądałem. Zauważyłem jednak, że brakuje mi tej odrobiny rowerowego ekshibicjonizmu i że bez tego kołaczącego się po głowie zdanka: "Będzie fajny wpis", trudno skłonić się nieraz do wymyślenia ciekawej trasy, do zrobienia podczas wycieczki zdjęcia, czy w ogóle do wyjścia na rower.
Teraz pomału odtwarzam zawartość bloga z zapisanego kiedyś pliku csv (trochę się wpisów przez 8 lat uzbierało) i mam nadzieję, że będę miał tez okazję dodawać nowe wycieczki bo chciałbym bardzo wrócić do rowerowania :)