bendus.bikestats.plblog rowerowy

avatar bendus
Jedlicze A

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(5)

Moje rowery

GT Grade 32 km
Epic EVO 412 km
MotoRower 289 km
Supernormal 310 km
[A] Moon 180 km
[A] Mike 1113 km
[A] Canyon 116 km
[A] Zumbi 182 km
[A] Spitfire 104 km
[A] Chińczyk 2104 km
[A] 45650b 2669 km
[A] Tomac 2998 km
[A] Prophet 3754 km
[A] Enduro 903 km
[A] Poison 330 km
[A] Scraper 2525 km
[A] Amstaff 1239 km
ŁRP 249 km
[A] Kryptoszosa 656 km
[A] Mongoose
[A] Stevens 310 km
[A] Mieszczuch 632 km
[A] Marin 1479 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy bendus.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:261.63 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:52.33 km
Więcej statystyk

"...a na Lubaniu wiele razy byłem" A ja dopiero drugi raz jestem :P

Czwartek, 28 lipca 2011 | dodano: 15.02.2017Kategoria Pieniny, Krościenko 2011, Góry, Gorce
Już czwartek. Siedzimy w Krościenku już od soboty, a do tej pory udało się zaliczyć jedynie dwie wycieczki rowerowe. Mało. W związku z tym, postanowiliśmy, że idziemy na rower, niezależnie od tego, co akurat będzie padać z nieba.
Tak się jakoś dobrze złożyło, że w sumie to nic nie padało z tegoż nieba i w związku z tym nie było trudno z domu wyjść (nawet mimo konieczności wbicia się w mokre buty).
Na tapetę poszło gorczańskie Pasmo Lubania. Czerwony szlak na Lubań przez Marszałka (Marszałek?) okazał się nawet całkiem sympatyczny. Praktycznie cały był w tym kierunku przejezdny i poza króciutkim odcinkiem pod koniec, nie musieliśmy wygładzać niczego z buta.
Po drodze pogoda trochę się wyklarowała i dzięki temu mogliśmy posmakować trochę widoków, z których słyną Gorce. O Tatrach raczej nie było mowy, ale i tak nie było źle, a było nawet dobrze :)
Do studenckiej bazy namiotowej na Lubaniu dotarliśmy bez większych przygód i tu zatrzymaliśmy się na większy popas. W ruch poszły kanapki, oraz woda ze źródełka pod szczytem. (przy okazji przysłużyłem się „sprawie” i przyniosłem dwie bańki wody do „bazowej” kuchni). Ogólnie miłe miejsce, choć atmosferę psuli na początku harcerze. Jeszcze nie do końca jestem przekonany co męczy mnie bardziej: hałaśliwi, odziani w klapeczki, żłopiący piwko „zdobywcy” gór, którzy okupują łatwiej dostępne szlaki (a koncentrują się dziwnym trafem w rejonie górnych stacji wszelkich wyciągów), czy też hałaśliwi harcerze z gitarami, klaskaniem, debilnymi piosenkami, darciem papy i całym swym paramilitarnym charakterem. Z powodu grupki spotkanej na Lubaniu, na prowadzenie w tym rankingu wysunęli się chwilowo harcerze. Całe szczęście szczyle szybko zebrały dupy w troki i nastała cisza, zakłócana jedynie zawodzeniami kato-zdobywców gór, którzy przy krzyżu na szczycie Lubania odprawiali swoje gusła (Tak. Ich też nie lubię).
Po dłuższej chwili odpoczynku, my też zrobiliśmy to co harcerze (a więc jednak mamy w sobie coś z tych skauto-debili) i też ruszyliśmy w drogę. Już na początku przyszła pora na nagrodę, czyli zjazd z Lubania. Teraz piszę, że byłą to nagroda, ale w czasie jazdy miałem zgoła inne zdanie o tym odcinku. Średnie nachylenie wynosiło prawie 30%, a szlak pokrywały luźne kamienie w rozmiarach wszelakich. Zjechać się dało, ale emocji było sporo - na dole prawie miałem ochotę wrócić na górę do tych co mszę sobie w trawce odprawiali i podziękować za to, że nie wyglebiłem... Ale tylko prawie.
Potem była dalsza część czerwonego szlaku przez Runek i Kotelnicę. Jechało się dobrze: szlak przejezdny, momentami ciekawy , na boki coś prawie jak widoki... gites. Niestety wszystko szło dobrze, dopóki się nie wzięło i posrało. Jak dotarliśmy do Studzionek, lunął deszcz i trochę nas z grani przegonił. przez co nie dojechaliśmy do Przełęczy Knurowskiej. "Trudno" się mówi, kocha się dalej. Z tego całego kochania zjechaliśmy aż do Szlambarku, gzie deszcz zelżał i gdzie zapadła decyzja, że rozciągamy wycieczkę i asfaltem objeżdżamy Jezioro Czorsztyńskie i do domu wracamy przez Przełom Dunajca. Realizację planu utrudnił trochę kolejny atak deszczu. Ten już tak łatwo nie odpuścił. Lało jak z cebra przez bitą godzinę. Całe szczęście udało nam się zamelinować w jakimś grill-barze w Dębnie, gdzie uzupełniliśmy kalorie wciągając szaszłyk i wydębiliśmy od sprzedawczyni worki na śmieci, którymi owinęliśmy plecaki, żeby nam zawartość nie popłynęła (a aparatu np. byłoby szkoda). Na skutek wymuszonego prze descz postoju nasz tajmtejbl wziął trochę w łeb i zaczęło nam się odrobinę śpieszyć. W Niedzicy zatrzymaliśmy się tylko na chwile, by znów zrobić kilka fotek na zaporze (ale tym razem bez tłumów) a potem po słowackiej stronie śmignęliśmy do Czerwonego Klasztoru. Gdy tma dotarliśmy, szlak rowerowy wzdłuż Dunajca tonął w mroku. Spacerkiem więc, ostrożnie (oświetlenia absolutny brak - czołówki owszem, były, ale zostały na kwaterze) ruszyliśmy do Sczawnicy. Ja radziłem sobie nawet nieźle, ale Marysia (pozbawiona najwyraźniej zdolności widzenia mezopowego i skotopowego) jechała jak kret. Skończyło się na tym, że musiałem oświetlać drogę lampką w telefonie komórkowym trzymanym w jednej dłoni. Ostatecznie w domu byliśmy po 22-ej, ale założoną trasę przejechaliśmy. Bez strat w ludziach i sprzęcie :)

A se jadę! A co?! Wolno mi!


Marysi też wolno.


Widoczki się zaczynają robić (panoramki, jak zwykle, dostępne w większej wersji po kliknięciu)


W dół też można, ale jakoś (o dziwo) trudniej




Panorama prawie z tego samego miejsca co w niedzielę, ale teraz trochę więcej było widać.


I jeszcze raz malowidło "Moc żywiołów"




Trzy Korony wieczorową porą.


Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 68.18 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

"Podaruj mi trochę słońca" :/

Wtorek, 26 lipca 2011 | dodano: 15.02.2017Kategoria Krościenko 2011, Góry, Beskid Sądecki
Jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że wolę Sudety, bo takie "mroczne" i "klimat" mają. Beskid Sądecki zaś, to takie słoneczne, radosne górki. Uznałem też, że może gdyby pogoda z dupy była, to by się i w Sądeckim klimat znalazł. No i kuwa mam klimat. Deszczem zapierdziela (wczoraj, czyli w poniedziałek, opady były iście "epickie") a i dziś klimat mi z lekka bokiem wychodził. Ruszyliśmy rano czerwonym szlakiem na przez Pasmo Radziejowej i nawet jakoś tak do Dzwonkówki niezgorzej szło. Potem zaczęło mżyć, by w rejonie Złomistego Wierchu deszczem już na całego przywalić. To jakoś skutecznie zniechęciło nas i przegoniło z Długiej Przełęczy na dół. Zjazd był na czuja, drogami zwózkowymi, więc mieliśmy okazję utaplać się w błocie pierwszego sortu, we wszystkich możliwych odmianach.
Jakoś bardzo nie narzekam, bo wycieczka była słuszna, ale jakbym może jednak tego radosnego i słonecznego Sądeckiego w najbliższych dniach zakosztował, to nikomu by się chyba krzywda nie stała.

Coś prawie jak widok na Pieniny i Małe Pieniny z podjazdu na Dzwonkówkę. Potem sprawy się rypły i taka mgła (chmury?) miejscami była, że człowiek własnej dupy po omacku szukał.


Nawet jednak te widoki nie do końca można było podziwiać, bo trzeba było pod górę poginać i nie było jak się w dal pogapić.


Ja chwile na widoki znalazłem, bo jak czekałem na Marysię, to się na trawce (z hamerykańska) relaksowałem. Rower też.


A teraz kilka losowych fot, co to niby ten "klimat" oddać miały... Pieprzę "klimat". Dajcie trochę słońca!








Na dole, w Jaworkach, pogoda oczywiście gites i o deszczu nikt chyba nie słyszał. Opłukaliśmy trochę rowery w potoku, pyknęliśmy fotę przed wejściem do Wąwozu Homole...

... i pojechaliśmy asfaltem do Krościenka.

Na miejscu podłączyliśmy wąż ogrodniczy i umyliśmy nim rowery, a po chwili zastanowienia również siebie, bo inaczej błoto z ciuchów by pralkę zapchało.



Miałem inny wpis, wesoły i bez narzekań na pogodę, ale mi się cały skasował, więc będzie taki :P
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 41.94 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Jeden dzień, dwie zapory, wiele kropel deszczu.

Niedziela, 24 lipca 2011 | dodano: 15.02.2017Kategoria Pieniny, Krościenko 2011, Góry
2011-07-24 50,87  Krościenko powitało nas pogodą co najmniej wątpliwą. W związku z tym (oraz ponieważ chcieliśmy jakąś lajtową rozgrzewkę sobie zaserwować), pierwszą wycieczkę zafundowaliśmy sobie wzdłuż przełomu Dunajca do Sromowców i dalej do zapory Zalewu Czorsztyńskiego (z międzylądowaniem na zaporze w Sromowcach). Łatwo (asfaltem i szutrami), szybko i gdyby nie deszcz (a pod koniec regularna ulewa), to nawet całkiem przyjemnie. Dla mnie była to pierwsza wizyta w tym rejonie od dosyć dawna - gdy byłem tu ostatnio, zapora nie była jeszcze ukończona.
W drodze powrotnej Marysia ścigała się z przedszkolakami, albo jakimś innym tam narybkiem. Nie wygrała, ale szczyle oszukiwały :D

Zamek w Niedzicy widziany z zapory


a tutaj zapora i zamek w Niedzicy, ale tym razem z zapory w Sromowcach


"Moc Żywiołów" - malowidło na koronie zapory


Widok z zapory w Niedzicy. W lepsze dni widać Tatry. Dzisiaj... cóż...


...widać Marysię.


Červený Kláštor - zabytkowy klasztor


Marysia i Trzy Korony
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 50.87 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Bez deszczu... prawie

Czwartek, 14 lipca 2011 | dodano: 15.02.2017Kategoria Łódź i okolice
We troje (ja, Marysia i El Padre) pojechaliśmy na lajtową przejażdżkę po szosie. Zarówno szosowość i lajtowość były na moją prośbę, bo ostatnio coś mi prawe kolano niedomaga.
W trakcie wycieczki współczynnik ulajtowienia wzrósł jeszcze na skutek wymuszonego ulewą postoju w Zgniłym Błocie (kiepska nazwa dla wsi, jeszcze gorsza dla ośrodka rekreacyjnego).

Ociec, Marysia,...


...po raz kolejny Marysia (na wyraźne życzenie tejże),...


...i Kogut Smierci


A tego Rollsa zobaczyliśmy pod sklepem w Grunwaldzie. Pojechał nim kolo w krótkich spodenkach i klapeczkach. Wysiadł, kupił paluszki i browca (albo coś w podobie) i odjechał. Ja tez tak chcę :)


Po drodze był tez taki 2CV na żółtych blachach, ale coś się za ładnie nie chciał zdjąć i nie widać jaki był odpicowany.
Rower:[A] Scraper Dane wycieczki: 35.19 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nogawka to nie miejsce na nabiał...

Sobota, 9 lipca 2011 | dodano: 15.02.2017Kategoria Łódź i okolice
Śmy się dzisiaj szosowili pośród upalnych wschodnich rubieży. Po raz pierwszy założyłem pewne spodenki i niestety cisnęły mnie tak okrutnie, że z powodu rozpaczliwych krzyków ugniatanych bliźniaków zbyt wiele z wycieczki nie pamiętam... ino że nas w Dalikowie uprzejmy dziadek po cmentarzu oprowadził i mogiły powstańców pokazał. Reszta jak przez mgłę:)





Rower:[A] Scraper Dane wycieczki: 65.45 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)