Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:350.77 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:43.85 km
Więcej statystyk

Grillum humanum est!

Sobota, 27 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Przez Bikestatsa Izka pisze, w cichym życiu burzy ciszę:
„Ejże dziady! Ejże lenie! Mam ja dla Was polecenie:
Bierzcie zaraz w troki dupę. Wrzućcie w plecak piwek kupę
W pociąg, w auto wnet wsiadajcie i do Pieniek przybywajcie!”

(Bendus rzecze:)
„Kończmy łódzką więc drętwotę. Na działeczkę mam ochotę!
Mario, pakuj nasze graty: weź rowery, jakieś szmaty.
Zaraz w Yarka się wbijemy i do Pieniek pojedziemy”

Jako rzekli, tak zrobili i do Pieniek w noc przybyli.
Tam się piwo, wódka lała mącąc myśli durząc ciała.
Siwy skry z espedów krzesał, Adam Marię na się wieszał.
Iza zaś z spryciula mała, wciąż do zdjęć nam pozowała.

(Przyszedł ranek)
Kaca z wczoraj lekko lecząc, wyruszyli nogi wlecząc.
Do pałacu dojechali, posiedzieli, pozwiedzali.
Dalej drogą do Tarczyna miała udać się drużyna,
Lecz nad stawem gdzieś utknęli i w nim kąpać się zaczęli.
Kąpiel całkiem miła sprawa, lecz gdy długa ta zabawa,
to na jazdę nie za wiele mają czasu przyjaciele.
Efekt kąpielowej draki: niepoznane liczne szlaki.
Te co jednak zobaczone, zdjęły z głowy mej koronę
władcy nieprzetartych szlaków, pełnych błota, syfu krzaków.
Izy szlak wiódł przez pokrzywy. Tam dopiero były dziwy!
Krzaki, błoto i komary, a ich ilość nie do wiary.
Wszystko to nas przeraziło i na asfalt przegoniło.
Potem jeszcze były Skuły. Tam też Siwy swe muskuły
prężył, rower mając w kroku i orszaku ani kroku
weselnego nie puszczając i wódeczki wciąż żądając.
Potem sklepik zwiedziliśmy, gdzie se mięcho kupiliśmy,
I na grilla zawieźliśmy.

(A wieczorem…)
Gdy się płyny nam skończyły, mówi Siwy „Bendziu miły!
W paszczy mojej sucho cosik, lecz w kieszeni został grosik.
Wsiądźmy zatem na rowery i przejedźmy kilo cztery.
Browce kupim sobie złote, bo coś na nie mam ochotę”
Tak więc za Jego namową na wycieczkę całkiem nową
ruszyliśmy w nocy mroki jak najgorsze dwa pijoki,
lecz szczęśliwie wróciliśmy, zimne piwko przywieźliśmy.



















Mroczny Bujaka ;P

Czwartek, 25 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Po deszczowym urlopie w górach rowery wymagały serwisu. Błoto w sterach, zjechana tuleja w damperze, syf w pancerzach, a u Marysi zgon łożysk suportu (jak wszystko wyschło, to korby przestały się zupełnie kręcić). Jakiś czas temu rozebrałem więc oba rowery (swój doszczętnie, łącznie z demontażem wahacza)na czynniki pierwsze i po kawałeczku wszystko myłem, smarowałem itp. Tymczasem okazało się, że na weekend przydadzą się jednak rowery nieszosowe, więc po 19-tej zabrałem się za robotę. W życiu tak szybko chyba nie złożyłem roweru. Do tego jeszcze wymieniłem suport w rowerze Marysi... W weekend okaże się, czy dokręciłem wszystkie śrubki i czy jakaś część mnie przypadkiem nie wyprzedzi :)
No ale dobra... wpis robię tylko po to, by wrzucić to zdjęcie-zagadkę. Co zmieniło się w Prophecie.
Iza, Siwy! Nie odpowiadajcie, bo wam o zmianach mówiłem w weekend :)

Asphalt Softcore

Sobota, 20 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Do Modrzewiaka na piwo/colę i chipsy. Na miejscu dołączyli do nas Iza i Marcin,a potem razem udaliśmy się do Zgierza, by zapoznać się z pewnym artykułem w prasie młodzieżowej:)

Audio na dziś:
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/NAzXH9k-p0Y"> <embed src="http://www.youtube.com/v/NAzXH9k-p0Y" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object>

Cel: wyżerka

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Rowery górskie po bardzo deszczowym urlopie wymagają serwisu, więc dzisiaj w ruch poszły te szosowe. W składzie: ja, Marysia, Ojciec i "teściowa" pojechaliśmy na obiad do Kolumny. Żarcie było dobre, a do tego dużo, czyli kombinacja idealna:) Dzięki temu nawet nie zwróciliśmy uwagi na to, że około 15km trasy było stanowczo nie na szosowe oponki.



Sępia Góra raz jeszcze.

Sobota, 6 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
EDIT 26.12.2011 - Dodaję wreszcie filmik podsumowujący nasz dwutygodniowy urlop w Krościenku i Świeradowie. Wybaczcie małe opóźnienie :)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/dGA7mAWgbzg"> <embed src="http://www.youtube.com/v/dGA7mAWgbzg" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>

Przed południem wybraliśmy się zobaczyć jak radzą sobie kolarze górscy (a raczej "górscy") na maratonie w Świeradowie-Zdroju. Radzili sobie... różnie... Na ostatnim odcinku przed metą, jedynym, który w pełni zasługiwał na miano górskiego, widziałem więcej prowadzących rower ludzi, niż do tej pory przez całe życie.
Serio. Niektórzy z tych w obcisłym powinni przesiąść się na szosówki, bo tak kaleczyć jak się tylko asfalt skończy, to aż nie wypada.

Na trasie zobaczyliśmy Mambę. Stanowiła miłą odmianę, bo jechała. Mignęła nam tylko przez chwilę i za wiele nie widzieliśmy, ale twierdzi, że jechała wręcz pięknie. Nie mam powodu, by w to wątpić :)

Z trasy przegnał nas deszcz. Trochę żałuję, że nie zostaliśmy, bo na mokrym, to dopiero musiały się rozgrywać dantejskie sceny.

Pod wieczór, na pożegnanie z górami, postanowiliśmy wybrać się na Sępią Górę.
Po drodze odbiliśmy nieco i zaliczyliśmy końcówkę trasy maratonu, żeby upewnić się, że rzeczywiście nie wymagała prowadzenia. No i wyobraźcie sobie, że nie wymagała :)

Potem była Sępia. Wjazd szlakiem rowerowym, a zjazd niebieskim (czyli trasą OS5 ostatniego Enduro Trophy). Tym razem poszło nam lepiej niż za pierwszym razem w poniedziałek. Znowu miejscami szlakiem płynęła woda, ale i tak było super. Jakbym miał taki szlak pod domem, to kilka razy w tygodniu chyba bym tam śmigał, żeby się odstresować:)





Na koniec wrzucam jeszcze filmik, który ktoś zamieścił na YT. Widać na nim jak maratończycy radzili sobie na szlaku :)
Oprócz tego widać mnie, jak robię zdjęcia. Później wrzucę jeszcze kilka, które wg. mnie wyszły jako tako.
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/xLC3FWI_wBE"> <embed src="http://www.youtube.com/v/xLC3FWI_wBE" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
EDIT: Obiecane fotki z BM. Dwie wrzucam tutaj, a TUTAJ link do albumu z dalszymi. Może ktoś znajdzie na fotach siebie.



Od niechcenia.

Piątek, 5 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Nie chciało mi się. Ani trochę.
Mimo to zmusiłem jednak cielsko do opuszczenia łóżka. Potem ciało jechało rowerem. Za daleko nie dotarło, ino do Chatki Górzystów. Po drodze ciało opuściło szlak i przez ponad dwa kilometry targało rower przez strumienie, między drzewami i po kamieniach. Po wszystkim jaśnie ciało miało dość.

Nawet nie chciało mi się za bardzo po aparat sięgać, więc zdjęć nad wyraz mało.






Jak się mało jedzie, to nieraz człowiekowi bić zaczyna i potem są efekty :)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/dzMRhXIeQdY"> <embed src="http://www.youtube.com/v/dzMRhXIeQdY" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object>

200% planu

Środa, 3 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Wczorajszy dzień na singlach nieźle nas wykończył. Trasa niby nie była trudna, ale szlak zachęcał do jazdy... hmm.. intensywnej.
W rezultacie dzisiaj nasza ochota na jakąkolwiek jazdę rowerem byłą, ujmijmy to delikatnie, średnia. Uznaliśmy, że jedziemy jedynie na obiad do Chatki Górzystów.
Żeby się nie przemęczać, skorzystaliśmy z kolejki gondolowej na Stóg Izerski i dopiero tam zaczęliśmy konkretniejszą jazdę. Pierwotnie planowałem, że przez szczyt Stogu dojedziemy do Przełęczy Łącznik, a stamtąd Drogą Telefoniczną na Drwale itd. aż do Chatki Górzystów. Stało się jednak trochę inaczej. Na przełęczy spotkaliśmy stadko (cała rodzinka chyba) w obcisłym i na HT (i wszyscy na Specach. S-works, XTR itp.). Stadko rozdzieliło się i część pojechała Drogą Telefoniczną, a częśc ruszyła na Smrk. Świadom tego, jak kamienisty jest szlak do Granicy, postanowiłem pojechać na Smrk, żeby zobaczyć jak sobie "pro" radzą. Okazało się, że za bardzo nie było co oglądać, bo jak tylko zaczęły się kamienie, to skończyła się u nich jazda. Poczułem się oszukany - podstępnie zwabiono nas na szlak na Smrk, na który to wcale nie chcieliśmy wjeżdżać. Skoro jednak się już tu znaleźliśmy, to nie pozostało nam nic innego, jak zmodyfikować plany. Postanowiłem więc pojechać trasa, którą przebyliśmy rok temu. Nie będę opisywał dokładnie, jak wyglądał szlak. Jedynie tak w telefonicznym skrócie. Szuter-stop-stromo-stop-asfalt-stop-rezerwat-stop-kładki-stop-Pytlácké Kamene-stop-widoki-stop-Jelenu Stran-stop :)
Podobnie jak w zeszłym roku, dotarliśmy w końcu do Jizerki, a z niej wróciliśmy do Polski przez most na Izerze i w końcu wylądowaliśmy w Chatce Górzystów. Tu jak zwykle iście królewska wyżerka, piwko i relaks. Tak miło się zrobiło, że wracać się ani trochę nie chciało. No ale trzeba. Ponoć.
Wjechaliśmy więc na do Drwali (na Drwale?) i stamtąd zjechaliśmy z grubsza (na końcu odbiliśmy na rowerową trasę nr 21) niebieskim szlakiem do Świeradowa. Stop :)

Zdjęcia raczej bez opisu i niekoniecznie po kolei. Po prostu mi się nie chce klepać klawiatury więcej, niż jest to konieczne :)


















"Pieprzę to!"


Widok ze skał na Jelenim Stráňu (pełny rozmiar po kliknięciu)


Trasa rowerowa nr 21 gdzieś powyżej Świeradowa


Profil trasy od górnej stacji wyciągu. Oprócz tego było jeszcze 65m przewyższenia na podjeździe z kwatery do dolnej stacji.

Jízda v horách

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Singletrek pod Smrkem po raz kolejny, ale tym razem trasa rozszerzona o nieotwarte jeszcze single po Polskiej stronie w rejonie Młynicy (niestety nie zaliczyliśmy tych łączących pętlę czeską z polską). Praca wre i ponoć już koło września/października również po polskiej stronie będziemy śmigali po super singlach.
U Czechów nie próżnują. Trasa rozwija się. Pod koniec czerwca przedłużono główną pętlę, teraz też w kilku miejscach widzieliśmy koparki i sterty żwiru. Do przyszłego roku, zgodnie z mapką na oficjalnej stronie, single bardzo znacznie się rozrosną. Trzeba będzie to sprawdzić :)

Po raz pierwszy nie dojechaliśmy do singli samochodem, więc miałem wielką nadzieję na piwko w knajpie "Obří sud". Niestety w poniedziałki i wtorki nieczynne :/ Całe szczęście w budce z pamiątkami też mieli piwo i mogłem usiąść sobie na trawce i wysączyć zimny izotonik (który lekko mnie później zniszczył, ale to już inna bajka).

Jak zwykle na singlach, mało zdjęć, ale za to jest króciutki, zmontowany na szybciora film.
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/0NJmFBv4deI"> <embed src="http://www.youtube.com/v/0NJmFBv4deI" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>

Widoczek, który uprzyjemniał sączenia piwka.


Jedni piją isostar, inni wybierają to co smaczne i zdrowe. Piwo było moje. Marysia tylko pożyczyła do foty :P


Aparat, zapasowe dętki, łatki, łyżki, kilka kluczy, kamerka plus akcesoria, mapa, bukłak, ochraniacze... I niech mi ktoś powie, że w Polsce nie ma wielbłądów.


Za każdym razem, gdy tam jesteśmy, ktoś cyka jakąś fotę. Zawsze prawie w tym samym miejscu. Teraz też się przytrafiła, ale uważam, że ta z czerwcowej wizyty na Singlach jest jednak lepsza.


Nieizerskie Izery

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
W sobotę przyszła pora, by opuścić Krościenko. Władowaliśmy więc rowery do auta i po przejechaniu przeszło 500km znaleźliśmy się w Górach Izerskich. Tym razem jednak naszą bazą nie były ani Jakuszyce, ani Szklarska Poręba, lecz pełen podstarzałych, niemieckich turystów Świeradów-Zdrój. Urocze to uzdrowisko powitało nas deszczem, który praktycznie bez przerwy padał przez całą sobotę i niedzielę, a odpuścił dopiero w poniedziałek rano. W związku z tym naprawdę nie było wyboru – trzeba było iść na rower.
Zaczęliśmy od „rozgrzewki” w postaci podjazdu do schroniska na Stogu Izerskim. Szło lekko i bez przygód, bo nie za stromo i po asfalcie. Jedynie początek po brukowanej drodze a potem singlem powyżej naszej kwatery (niech żyją skróty) trochę dał się nam w kość..
Podjazd minął dość szybko, a po zaliczeniu go mogliśmy zjechać wreszcie na „prawdziwy” szlak, tj. Czerwony szlak im. Orłowicza. Zawsze było na nim trochę błota, ale z powodu ostatnich deszczy teraz bardzie przypominał mały strumień niż ścieżkę, a w szerszych miejscach zmieniał się w jezioro. Dało się jednak jechać i szybko osiągnęliśmy Drwale.
Tutaj zapadła decyzja o darowaniu sobie kolejnego odcinka czerwonego szlaku. Tam nawet bez deszczu jest mokro i grząsko, więc teraz pewnie zapadalibyśmy sie po pas. Zjechaliśmy więc najkrótsza drogą do Chatki Górzystów. Tak właściwie to najkrótsza zupełnie nie była, bo odbiliśmy trochę, żeby do Chatki dotrzeć żółtym szlakiem, który od ostatniego wyjazdu ochrzczony został mianem „rozwodowego”.
W Chatce zamówiliśmy naleśniki (nie te najsłynniejsze – z jagodami i twarogiem, tylko wersję z pieczarkami i serem. Tak samo smaczne i równie sycące) i zabraliśmy się za jedzenie.
Siedząc tak sobie potem na zewnątrz, podziwiając widoczki, doszliśmy do wniosku, że w Izery jeździmy chyba głównie po to, by nażreć się w Chatce Górzystów i pobyczyć :) Niezbyt chwalebny cel, ale co tam...

Po jakimś czasie trzeba było jednak poderwać zwłoki i ruszyć w drogę. Zwłaszcza, że nie przejechaliśmy jeszc ze nawet połowy drogi.
Z chatki pojechaliśmy przez Halę Izerską do niebieskiego szlaku, który miał nas zaprowadzić do Rozdroża pod Cichą Równią. Niebieski (a przynajmniej jego część z kładkami) jak zwykle super. Nawet pod górę. Fakt, że dzisiaj płynął nim strumyk, jeszcze bardziej dodawał mu uroku.

Z Rozdroża podjechaliśmy do kopalni Stanisław, ale nie zatrzymywaliśmy się tam, tylko wróciliśmy na czerwony szlak i pojechaliśmy przez Zwalisko do zielonego szlaku prowadzącego w dół, do Rozdroża Izerskiego. Ten szlak był jedną z głównych atrakcji dzisiejszego dnia. Ze wszystkich opisów wynikało, że rowerowo jest bardzo „nieizerski”. Taki rzeczywiście był. Był kurewsko trudny. W najbardziej stromym miejscu był wyżłobioną przez wodę rynną pełną sporych rozmiarów kamieni. Nie będę wciskał kitu, że całość udało się przejechać. Miejscami szlak stanowczo przerastał moje umiejętności i musiałem znosić/sprowadzać rower, ale każdy przejechany kawałek cieszył i dawał wielką frajdę. Ubaw był przedni i aż żal było przesiadać się na Rozdrożu Izerskim znów na szutry. Niechęć trzeba było jednak zwalczyć, bo miały one nas poprowadzić w rejon zupełnie jeszcze niepoznany, a mianowicie przez Pasmo Kamienieckie. Jechaliśmy więc sobie lajtowymi szuterkami, aż dotarliśmy na Sępią Górę, górującą nad Świeradowem.
Krótki postój, kilka fot i trzeba było zjechać. Wybraliśmy niebieski szlak, o którym też wiele słyszałem. Jedni chwalili, jedni twierdzili, że rower się po nim znosi i w związku z tym trzeba było samemu sprawdzić.
Szlak okazał się być super. Był przysłowiową wisienką na torcie i miłym akcentem na zakończenie dnia. Szlak ten to pokryta kamieniami ścieżka, która dzisiaj dodatkowo płynął strumień (dzisiaj prawie wszystkie strome szlaki zamieniły się w strumienie). Zjechaliśmy nim prawie 350metrów w pionie, więc nie był to taki szybki fiu-bździu zjeździk, ale prawdziwa techniczna orgietka :)
Znów: nie będę pisał, że całość przejechana bez żadnej podpórki, ale jak na górala z nizin sądzę, że było nieźle. (kolejny przejazd, kilka dni później, poszedł mi juz znacznie lepiej, ale nie uprzedzajmy faktów).
Do domu wróciliśmy zmęczeni (ten końcowy podjazd ulicą Bronka Czecha mnie zabił) i umorusani jak świnie, ale zadowoleni i pełni optymizmu na kolejne dni, bo po drodze zniknęły gdzieś chmury i nawet zaświeciło słońce.

Niekoronowany król Hali Izerskiej, Niezależny, pies z Chatki Górzystów, spoglada na swoje włości.


Zapora przeciwrumoszowa przy drodze na Stóg


Czerwony szlak ze Stogu. Przydałby sie raczej rower wodny.


Strumień, ale ten tylko szlak przecinał, a nie płynął nim. Miła odmiana :)


Chatka Górzystów na Hali Izerskiej (pełna wersja dostępna po kliknięciu)


Główna atrakcja :)


Niebieski szlak z Hali Izerskiej




Gdzies na czerwonym za kopalnią. Jeśli zdaje się komuś, że ktoś tu aparat przechylił, żeby wyszło, że jest stromo, to się myli. Te drzewa naprawde tak krzywo rosną :P




Zielony na Rozdroze Izerskie. Coś dla miłosników Stoner Rocka :)


Jarzebina na szczycie Sępiej Góry. Fot ze zjazdu nie ma żadnych, więc to chyba najlepiej świadczy o szlaku.