Wpisy archiwalne w kategorii

Góry Sowie

Dystans całkowity:235.66 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:47.13 km
Więcej statystyk

Rodzice harcują, gdzy dziecka nie czują (part 2)

Niedziela, 2 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Dzień wcześniej postanowiliśmy z Jaśnieżoną, że korzystając z tymczasowego stanu bezbejbokowego, pojeździmy w terenie mniej równinnym.
Padło na Ślężę, bo.. No bo ponieważ.
Siedząc wieczorem nad mapą, uznałem jenak, że skoro już i tak jedziemy taki kawał autem, to w Góry Sowie jest niewiele dalej. W efekcie zaliczyliśmy 600km samochodem, żeby wjechać sobie na Wielką Sowę (i przede wszystkim zjechać z tejże).
I było warto.







Jakby się człowiek nie prężył, żeby oddać na zdjęciu wrażenie prędkości, to i tak na płaskim szuterku wyjdzie słabo... Ale musiała spróbować :D

Biergebirge?

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(0)
Żar z nieba, w nogach zakwasy po intensywnym dniu wczorejszem, więc i wycieczka odpowiednio spokojna. Już od początku cel był jasny - obiad i zimne piwo. Iza coś tam plotła o ruinach, zamkach i podjazdach, ale dzięki bogu nikt nie dał się skusić :)
Pierwsze (i drugie chyba też) piwo dopadło nas w schronisku Andrzejówka, kolejne zaś zrównały się z nami już gdzieś w knajpie po czeskiej stronie. Tam też dorwał się do nas smażony syr i jakieś Siwego houbowe risotto, czy coś :)
Efekt był taki, ze reszta trasy przebyta została w lekko przymulonym stanie.
Z atrakcji takich, co to się ich do buzi nie bierze, to były jakieś single powyżej Głuszycy, Osówka no i oczywiście Moszna (a mówiłem, że do buzi się nie bierze...hmm). Ponadto pęknięte gumy (dla odmiany, u mnie), gleby Marysi (ale w przeciwieństwie do dnia wczorajszego, nie poleciała na, ze tak powiem, atrybuty, tylko na giczoły).

Foty jakieś takie niemrawe, ale tak w upale za bardzo stawać się nie chciało.
W sumie, to tylko panoramka kamieniołomu, która ustrzelił Mateusz nadaje się do czegokolwiek.


U mnie na karcie z tego dnia same słitfocie...

...grupowe...



...i indywidualne (zwracam uwagę na piękny kurzowy monobrow od okularów :))


Może jak Iza wspólnie się jakimś zdjęciem, to jeszcze coś będzie. Póki co, koniec.



I na zupełny koniec izowe foto na Autobahnie nach Uć.
U góry, od lewej: Tomac, Poison, Spec :P
U dołu: Yaroslau II

Norsk eventyr i Walbrzych

Sobota, 30 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Na zaproszenie Tomka (vel Tobo), w piątek po robocie, wyjechaliśmy do Wałbrzycha. Na miejscu byliśmy coś koło północy i do czwartej dłubaliśmy przy rowerach (Tomek przywiózł z Norwegii dwa pomarańczowe Z1 RC2 ETA, które chcieliśmy z Siwym koniecznie zamontować zaraz do swoich rowerów), piliśmy piwo i śmialiśmy się do rozpuku (Siwy okazał się tego wieczora duszą towarzystwa).
W sobotę rano, będąc w stanie mocno niewyspanem, ruszyliśmy w drogę i prowadzeni przez Tomka jeździliśmy po Górach Sowich. Nasz gospodarz miał dosyć ambitny plan, ale z racji upału nie daliśmy mu go zrealizować i dotarliśmy jedynie do schroniska "Orzeł" pod Wielką Sową.
Potem powrót do domu przez Głuszycę, w której to największą atrakcją był dla mnie klimatyzowany sklep spożywczy :)













Góry Sowie po raz trzeci (za szczyptą Gór Czarnych)

Poniedziałek, 12 września 2011 · Komentarze(0)
 W niedzielę odpuściliśmy jazdę i przejechaliśmy "kilka" kilometrów samochodem, by zwiedzić trochę dalsze okolice. Między innymi odwiedziliśmy obóz koncentracyjny Gross-Rosen w Rogoźnicy. Więźniowie licznych filii tego obozu pracowali m.in. przy budowie sztolni kompleksu "Riese", które odwiedziliśmy wcześniej.





Na miejscu kupiłem sobie książkę "Za drutami śmierci" Abrahama Kajzera - więźnia, który trafił do obozu z łódzkiego getta. Książka nie była zbyt gruba, więc w jeden wieczór wchłonąłem całość. Za sprawą tej lektury zachciałem jeszcze rozejrzeć się w górach za pozostałościami obozów.

W związku z tym pierwsza część wycieczki wiodła nas przez stoki Osówki i Sobonia, gdzie co chwila zapuszczałem się w las, by obejrzeć liczne ruiny i pozostałości budowli z lat 40-tych.





Straciliśmy przez to sporo czasu, ale ostatecznie, jadąc głównie szlakami rowerowymi (które swoją droga prowadzone są w wielu miejscach drogami i nasypami kolejowymi wybudowanymi na potrzeby budowy kompleksu Riese) w rejon Głuszycy i stamtąd pojechaliśmy do Jedliny-Zdroju.


Tam Marysia dokupiła sobie kolejną pijałkę do swojej kolekcji i pojechaliśmy dalej. Szukać obiadu.
Nie było łatwo, bo żeby zasłużyć na obiad musieliśmy wdrapać się na Przełęcz Niedźwiedzią w Górach Czarnych. Na głodniaka było trudno, ale widoki bardzo ułatwiały walkę z podjazdami i głodem.















Obiad pożarliśmy dopiero w Zagórzu Śląskim. Ponieważ głód jest najlepszym kucharzem, to był to naprawdę świetny posiłek :)

Z Zagórza wymyśliłem przejazd do zapory na jeziorze Bystrzyckim ścieżką wzdłuż zalewu. Wiedziałem, że takowa zaczyna się gdzieś w Zagórzu, ale nie wiedziałem gdzie dokładnie. W efekcie przez pół drogi do zapory przebijaliśmy się wzdłuż rzeki, pośród dwumetrowej wysokości pokrzyw, pokonując zwalone drzewa i kończąc wszystko zdobyciem kilkunastometrowej "ścianki wspinaczkowej". Wszystko oczywiście z rowerami na plecach. Później okazało się, że kawałek powyżej nas cały czas wiódł piękny szlak turystyczny.. cóż...
Reszta drogi do zapory, już szlakiem, była super.





Od zapory, drogą pełną niebezpieczeństw...

...
wróciliśmy do domu, rzucając pożegnalne spojrzenia na Góry Sowie, znów skąpane w świetle zachodzącego słońca.




Das Eulengebirge - Teil 2

Sobota, 10 września 2011 · Komentarze(0)
Drugi dzień w Górach Sowich i kolejny odcinek Głównego Szlaku Sudeckiego. Wjechaliśmy nań na Kozim Siodle (czyli tam, gdzie wczoraj go opuściliśmy). Podjeżdżaliśmy od Przełęczy Sokoła, mijając po drodze schroniska "Orzeł" i "Sowa".





Na Kozim Siodle spotkaliśmy grupkę rowerzystów z Warszawy. Dwóch z nich ujeżdżało Stumpjumpery, więc nie mogło się obejść bez "rodzinnego" zdjęcia "Specgrupy".
.

Razem z nimi dojechaliśmy mniej więcej do Kalenicy, gdzie my trochę zmarudziliśmy i siedzieliśmy na wieży widokowej dłużej niż było trzeba :)





Widoczność dzisiaj była lepsza niż dzień wcześniej, choć nadal daleka od ideału.


Wpisaliśmy się też do księgi pamiątkowej :)


Z Kalenicy pojechaliśmy dalej czerwonym szlakiem aż do Przełęczy Woliborskiej.
Odcinek całkiem miły, z małymi tylko "zgrzytem" w rejonie bodajże Popielaka (stromo+luźne kamienie).




Na przełęczy przesiedliśmy się na szlaki rowerowe i to generalnie był błąd, bo były w tragicznym stanie. W kilku miejscach prowadzone są na nich jakieś prace przy wyrębie drzew, czy poszerzaniu/odnawianiu drogi i ciężki sprzęt zmienił nawierzchnię w zupę. Jechało się wobec tego mało przyjemnie.

Sympatycznie zaczęło się robić dopiero, gdy dojechaliśmy z powrotem do Przełęczy Jugowskiej. Pojechaliśmy stamtąd na Kozie Siodło czarnym szlakiem rowerowym, który już taki zniszczony nie był. Ponadto coraz niższe słońce zaserwowało nam taki pokaz, że zapomnieliśmy zupełnie o błocie i zmęczeniu, a nawet postanowiliśmy przedłużyć nieco wycieczkę, zaliczając jeszcze trawers Małej Sowy szlakiem hmm.. purpurowym?.







Trasa od "Sowy" do Rzeczki zrobiła na mnie wielkie wrażenie.
Złote światło , otwierające się co chwilę widoki na Góry Kamienne, w uszach muzyka...
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/vTZej6DOLzw"> <embed src="http://www.youtube.com/v/vTZej6DOLzw" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>Po prostu wiedziałem wtedy, że dla takich chwil się żyje.

Profil trasy. Wyszło śmiesznie, bo pokazało sumę przewyższeń identyczną jak dzień wcześniej.

Die riesige Eule

Piątek, 9 września 2011 · Komentarze(0)
W sposób zupełnie nieplanowany znalazłem się po raz kolejny w górach. Najpierw w Karpaczu (ale tam z powodów przeróżnych nie udało się wsiąść na rower) a potem w Rzeczce koło Walimia w Górach Sowich. Wiele razy już zdarzyło mi się przejeżdżać przez to pasmo samochodem, wiele razy fantazjowałem o poznaniu go od rowerowej strony i w końcu stało się.
Zakładałem, że w dniu dzisiejszym wjedziemy na Wielką Sowę, a potem czerwonym szlakiem przejedziemy aż do Srebrnej Góry.
Na najwyższy szczyt Gór Sowich wjechaliśmy z grubsza żółtym szlakiem od Walimia.







Na szczycie chwila wypoczynku, wizyta na wieży widokowej, kilka fotek (choć pogoda nie sprzyjała raczej podziwianiu widoków)...

...i dalej w drogę.
Zgodnie z planem ze szczytu zjechaliśmy Głównym Szlakiem Sudeckim. Okazał się on bardzo sympatyczną ścieżką/drogą wiodącą w dół po kamieniach całkiem rozsądnych rozmiarów :) Obfotografowaliśmy się po drodze ze wszystkich możliwych stron.






Gdy dotarliśmy na Kozie Siodło, uznałem, że z chęcią zaliczyłbym kilka sztolni należących do podziemnego kompleksu Riese. Dzień wcześniej "na butach" odwiedziliśmy podziemia w Rzeczce i na stoku Włodarza, a teraz postanowiłem jeszcze zahaczyć o Sokolec na stokach Gontowej i o Osówkę. Oczywiście o eksploracji sztolni w głębinach Gontowej, ani o zwiedzaniu trasy turystycznej w Osówce dzisiaj nie było mowy, ale taka "tematyczna" trasa bardzo mnie pociągała.
Wobec tego zielonym pieszym, a następnie czarnym rowerowym dotarliśmy do Sowiny. W zboczu górującej nad nią Gontowej wydrążone są podziemne korytarze. Obecnie na terenie ośrodka wypoczynkowego Harenda trwają prace nad odkopaniem i prawdopodobnie udostępnieniem dla turystów części podziemi. Oczywiście wstępu póki co za bardzo tam nie ma, ale za to przy szlaku znajdują się wejścia do innych sztolni.


Jak widać na fotce można wejść do środka bez problemu, ale raczej nie jest to chyba wskazane dla niedzielnych turystów (czyli np. dla nas). Korytarze drążono przeszło pół wieku temu w kruchym piaskowcu i przez wiele lat nikt o nie nie dbał. Jest więc spore ryzyko, że coś spadnie na głowę nieszczęsnemu poszukiwaczowi przygód. Ograniczyłem się zatem do zrobienia kilku fotek i pojechaliśmy dalej.


We wsi Sierpnica minęliśmy XVI-wieczny (wieża jest nowsza) drewniany kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Śnieżnej...

...i asfaltem dojechaliśmy do "podziemnego miasta" Osówka.

Podziemia można zwiedzić z przewodnikiem, ale my z powodu rowerów musieliśmy sobie darować i pojechać dalej do wsi Grządki.
Tutaj Marysia postanowiła wrócić do domu, a ja zahaczając o Przełęcz pod Moszną pojechałem do Włodarza. Po drodze przekonałem się, że lasy porastające Góry Sowie kryją w sobie naprawdę wiele śladów wojennej historii. Wystarczyło na chwilę opuścić szlak, by natknąć się na zabudowania, bądź fundamenty - pozostałości po prowadzonych tu przez hitlerowców pracach.

Sam podziemny kompleks Włodarz jest udostępniony do zwiedzania i, jak już napisałem wcześniej, "zaliczyliśmy" go wczoraj. Teraz tylko zrobiłem kilka zdjęć i wróciłem na kwaterę.


To fotka długiej na 60metrów zalanej hali w rejonie sztolni nr 1.


Na zewnątrz zgromadzono sporą kolekcję sprzętu wojskowego i pojazdów. Niestety nie mają one nic wspólnego z historią tego miejsca, bo konstrukcje te pochodzą w najlepszym razie z późnych lat 50-tych. No i do tego jest to sprzęt państw należących do Układu Warszawskiego.
Ale... foty pyknąć można :)






Ja do tego niepasującego sprzętu wschodnioeuropejskiego dorzuciłem jeszcze trochę niepasującego hamerykańskiego.




Na koniec przeproszę jeszcze za nieprzyzwoitą ilość zdjęć, ale fascynują mnie takie obiekty i żal mi było cokolwiek wyciąć.
Dla zainteresowanych wrzucam też kilka linków:

Oficjalne strony podziemnych tras turystyczych:
Muzeum Sztolni Walimskich
Podziemne Miasto Osówka
Kompleks Włodarz

Kilka innych stron dotyczących kompleksu Riese:
www.riese.cba.pl
www.kompleksriese.pl
Sowiogórska Grupa Poszukiwawcza

I najświeższy (bo z poniedziałku 12.09.2011) "nius" dotyczący postępów przy odkrywaniu korytarzy na Gontowej - TVN24 - "Olbrzym" odkrył kolejną tajemnicę