Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:348.78 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:49.83 km
Więcej statystyk

Do trzech razy sztuka

Niedziela, 25 marca 2012 · Komentarze(0)
 Nad Jeziorsko miałem jechać w po koniec listopada zeszłego roku, ale w drodze do Poddębic zmarzłem i gdzieś na wysokości Dalikowa sobie odpuściłem. Miałem jechać wczoraj, ale też "jakoś nie wyszło".
Dzisiaj była zatem trzecia próba. Pogoda znacznie gorsza niż w sobotę, bo rano niebo zachmurzone i pizgawica straszna, ale nie było odwrotu. Ruszyliśmy z Jaśnie Marią i przez wiochy wszelakie (by ominąć drogę krajową nr 72) pojechaliśmy na zachód. Kierunek wybrany nad wyraz źle, bo jak na złość przez całe 60km do zalewu ciągle wiało prosto w pysk. Przynajmniej gdzieś w rejonie Małynia wyszło słońce i temperatura zaczęła się raczej dwucyfrowa robić, bo inaczej byłyby chyba dwa trupy w rowie.
Na zaporze zrobiliśmy ze dwa zdjęcia, przejechaliśmy na drugi brzeg, żeby "na długość prącia" zagłębić się w województwie wielkopolskim i drogą wzdłuż wschodniego brzegu zalewu pojechaliśmy na południe do Sieradza. Chciałbym napisać, że bez przygód tam dotarliśmy, ale to nie byłoby prawdą. Gdzieś dwadzieścia kilometrów od Sieradza zabrałem się za przestawianie siodła w rowerze Marysi (bo gniecie Anielkę (sic!)) i zerwałem gwint w jarzemku. Słit! Resztę drogi Marysia jechała zatem na moim rowerze (w którym BTW rozpieprzyłem obejmę podsiodłową opuszczając dla Niej siodło) a ja jechałem na Jej rowerze, dociskając nietrzymające się sztycy siodło własnym cennym dupskiem. Siodło tylko dwa razy mi odpadło. Raz gdzieś w Sieradzu, jak mnie jaki pies posrany zaatakował, a drugi raz przy wsiadaniu do pociągu. Nie wiem, co pomyśleli sobie współpasażerowie, ale mi od razu przypomniały się wszystkie dowcipy o chichoczących zakonnicach jadących na rowerze... Jedyna moja nadzieja na ocalenie twarzy była taka, że skoro w przedziale bagażowym jedzie para z dwoma rowerami, z których jeden jest duży i z siodłem, a drugi mały bez siodła, to z racji różnicy wzrostu, jak i różnic anatomicznych, od razu widać było który to "damka" :)

Do domu jednak dotarliśmy cali i bez powiększenia otworu mego pierdzącego.
Li i tyle. Reszta jest milczeniem?

Na początek takie zdjęcia z końca, z Sieradza, z kolorkami miłemi. Żeby może ktoś po zerknięciu na miniaturkę na głównej tu wszedł :)

A tak poza tym to:

Zalew: jest


Zapora: jest




Ptactwo wodne: jest


Dziadzio w limonkowym Borewiczu lansujący się na zaporze: jest


Wszystko było - można wracać.

Po drodze nad zalew przecięliśmy magistralę węglową i udało się złowić brutto ciągnięte przez EU07 w malowaniu PKP Cargo

Debiut Tomasza

Sobota, 24 marca 2012 · Komentarze(0)
Miała być szosowa wyprawa nad Jeziorsko, ale z powodu drobnej różnicy zdań zrezygnowaliśmy. Zamiast tego, klika godzin później pojechaliśmy po raz pierwszy zakurzyć Tomac'a.
Po drodze spotkaliśmy się z "sekciarzami" i razem z nimi zaliczyliśmy wyśmienite piwko u Wojtka zwanego Józkiem.

Opuszczony młyn w Szynkielewie








Oficjalne, pierwsze zdjęcie skończonego MNR - Mojego Nowego Roweru


Działa, działa :)


Łowy na grubego zwierza

Sobota, 17 marca 2012 · Komentarze(0)
Zachciało mi się zapolować na lokomotywy. Na liniach kolejowych w Łodzi trochę brakowało mi egzotyki (ciągle tylko ET22, EN57 itp), więc postanowiłem spróbować szczęścia na magistrali węglowej.
Pociągiem podjechaliśmy do Zduńskiej Woli i stamtąd, już rowerkiem, pojechaliśmy do Karsznic. Plan zakładał zwiedzanie skansenu przy Zakładzie Taboru Karsznice, a potem czyhanie z aparatem gdzieś przy magistrali. W skansenie jednak byliśmy nieco dłużej, niż zakładałem i z łowów na jeżdżące loki za wiele nie wyszło.
Powrót już rowerem, ale niekoniecznie najprostsza drogą.

BTW Próbowałem dziś szczęścia z konwerterem szerokokątnym i efekt mi się nie podoba - ostrość miejscami jak na zdjęciach z telefonu komórkowego :(

Ty246


...i żeby zrozumieć ogrom tej lokomotywy: Marysia na tle kół napędnych


Ty45


Ty43


TKb 10


Px48


SM41


i trochę jeżdżącego taboru: mój ulubieniec - Gagarin (choć wolę ST44 z wielkimi światłami w wiaderkach). Stał długo, a jak w końcu ruszył (jezu, jak on ładnie brzmi!), to byłem w takim miejscu, że zasłaniały mi go drzewa :/


ET42




181 ČD


i na koniec kolejowych zdjęć, zupełnie nie w moim guście: EuroSprinter ES 64 F4


Koleżanka ze Skansenu, czyli pies, który jeździł koleją


O! Kolejny gruby zwierz!


Czuć wiosnę. Na stawach lód, ale cała wycieczka praktycznie tylko w bluzie i krótkich portkach. Rano, przy 5 stopniach, nogi trochę płakały, ale potem byłem zadowolony z takiego wyboru stroju.

Ostatnia okazja?

Niedziela, 11 marca 2012 · Komentarze(0)
W tym samym składzie co wczoraj, ale dziś bez deszczu i bez gum. Dokończyłem trasę, której wczoraj nie udało się zrobić.
Śladem znikających łódzkich fabryk. Po drodze m.in. Wi-Ma, Anilana, Uniontex i inne atrakcje. Trzeba oglądać, bo niedługo pewnie do końca "zrewitalizują" buldożerami.
Ponadto muzeum Radegast i Stary Cmentarz przy Ogrodowej.

















Audio na dzisiaj: Fall of Efrafa - "The Burial"
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/lsQydM5WLyE"> <embed src="http://www.youtube.com/v/lsQydM5WLyE" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object>

Śladami tego, co było

Sobota, 10 marca 2012 · Komentarze(0)
Z Izą i Marcinem po Łodzi, w poszukiwaniu śladów przeszłości. Zaczęliśmy od Browaru nr 3 a potem było jeszcze kilka smutnych ruin.
Deszcz, oraz złapana przeze mnie guma spowodowały jednak, że do większości zaplanowanych atrakcji nie dotarliśmy.

Z powodu deszczu nie chciało mi się wyciągać aparatu z plecaka, więc zdjęcie tylko jedno - tor kolarski KS "Społem".

Dalej jazda do roboty, je**ne nieroby!

Sobota, 3 marca 2012 · Komentarze(0)
Po "aktywnym" styczniu, luty okazał się być bardzo nierowerowy. Zawsze było coś innego do roboty, albo pogoda nie taka, albo się nie chciało... No ale dziś przerwane zostało to długie pasmo bezczynności. Pogoda w sam raz, asfalty suche, to i jeżdżone było. W granicach miasta, ale i tak całkiem sympatycznie i wiosennie - nawet był posiłek w plenerze (na ławeczce pod "Biedronką", ale zawsze).