Dzień drugi. Dziś już wszystko poszło zgodnie z planem - nie było żadnych ulew, skracania trasy itp.
Na końcu mały zgrzyt w postaci braku miejsc na rower w dwóch kolejnych pociągach InterCity w stronę Łodzi. W efekcie musieliśmy czekać ponad dwie godziny na dworcu w Tomaszowie, ale nadal mają tam bar z goframi, jak przed laty, więc nie był to do końca stracony czas :)
Bejborowi wycieczka się podobała i wyraża chęć na kolejne. Super.
W "bożocielny" weekend postanowiłem wyciągnąć rodzinę na malutką wyprawę rowerową. Dystans nie mógł być zbyt długi, z uwagi na możliwości dziewięcioletniej rowerzystki, musiało być w miarę płasko, niezbyt trudno pod względem terenowym, musiało być sporo miejsc na postoje w fajnych miejscach i najlepiej jeszcze, żeby dojazd na start wyprawy był pociągiem (bo Młoda uwielbia jazdę pociągami). Wszystkie te warunki spełniały rejony Zalewu Sulejowskiego, więc w czwartek rano wsiedliśmy do pociągu w naszych Grotnikach i po jakimś czasie zameldowaliśmy się w Tomaszowie Mazowieckim. Stamtąd to już wielokrotnie niegdyś przerabiany klasyk - Niebieskie Źródła, zapora w Smardzewich, Jeleń i Spała. Był plan na trochę więcej, ale po drodze, kawałek przed Jeleniem, złapała nas ulewa i kompletnie przemoczyła. W związku z tym zamiast kręcić dalej po lasach, pojechaliśmy do kwatery w Spale, by się porządnie wysuszyć i przygotować na drugi dzień jazdy.
Pętla na północny zachód od Łodzi. Rejon Strykowa, Głowna i PKWŁ. Trasa w znacznej mierze pokrywała się z trasą 100-kilometrowej pętli wyścigu Gravel po łódzku z 11 maja. Częściowo, bo nie wziąłem bidonów i po gdzieś 75km odpuściłem i zacząłem poszukiwania otwartych w niedzielę sklepów spożywczych. Było to dość trudne, bo trasa omijała większe wsie i miasta. Ostatecznie setka i tak pękła, ale wycieczka raczej do powtórzenia.
Z rodziną na obiad. Dziś nie do "Czarnego Stawu" jak zwykle, tylko trochę dalej, do Tawerny "Michasiówka" w Bełdowie. Dziecię trochę kwękało, że daleko, ale ostatecznie łyknęło ten dystans, jak młody pelikan.
W lipcu zeszłego roku przejechałem trasę Gravela po łódzku kilka miesięcy po imprezie, a w tym postanowiłem oficjalnie wystartować.
Wyścig udało mi się ukończyć, ale wiele rzeczy poszło nie do końca po mojej myśli.
Przez pierwsze ca.110-120km udało mi się jechać zgodnie z założeniami mojego planu, unikać postojów i utrzymać średnią rzędu 20-21km/h, mimo skurczy w lewej łydce, które zaczęły mnie łapać po około 60km.
Potem, czyli od Kolumny, zaczęły się piachy i zaczęło się cierpienie. Tempo zaczęło spadać, ból nogi narastał, a po zmierzchu okazalo się jeszcze że lampa, którą ze sobą wziąłem, nie świeci. W efekcie przez Las Łagiewnicki i PKWŁ przebiłem się w zupełnych ciemnościach, prawie po omacku i klnąc na czym świat stoi.
Ostatecznie metę przekroczyłem kilka minut po 22, spędzając na trasie 14 godzin i 7 minut (czas w statsach to czas jazdy). Biorąc pod uwagę moją fatalną formę, to jest to sukces, ale nie ukrywam, że liczyłem na co najmniej godzinę mniej.
Nie wiem, czy za rok znów spróbuję sił w wyścigu, czy przejadę trasę sam, bo zeszłoroczny indywidualny przejazd, był znacznie przyjemniejszy niż ściganie. Niezależnie jednak od wersji, taki dystans musze poprzedzić choć odrobiną przygotowania.
Ja na trasie wyścigu "Gravel po łódzku" '24. Zdjęcie autorstwa Łukasz Sompoliński - Fotografia
Po powrocie spod Wa-wy, zostaliśmy wyciągnięci przez znajomych na obiad. Udało się wszystko pięknie, bo do restauracji zdążyliśmy dojechać przed burzą, a jak napchaliśmy brzuchy to już było po deszczu i udało się nie zmoknąć.
Po długiej przerwie wracam na bikestats'a.
W życiu ostanio działo się wiele dużych rzeczy i nie za bardzo była okazja by myśleć o blogu. W związku z tym w 2014r. skasowałem swoje konto, bo i tak na nie nawet nie zaglądałem. Zauważyłem jednak, że brakuje mi tej odrobiny rowerowego ekshibicjonizmu i że bez tego kołaczącego się po głowie zdanka: "Będzie fajny wpis", trudno skłonić się nieraz do wymyślenia ciekawej trasy, do zrobienia podczas wycieczki zdjęcia, czy w ogóle do wyjścia na rower.
Teraz pomału odtwarzam zawartość bloga z zapisanego kiedyś pliku csv (trochę się wpisów przez 8 lat uzbierało) i mam nadzieję, że będę miał tez okazję dodawać nowe wycieczki bo chciałbym bardzo wrócić do rowerowania :)