Wpisy archiwalne w kategorii

Małe Pieniny

Dystans całkowity:66.87 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:66.87 km
Więcej statystyk

"The Holy Trail"

Piątek, 14 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Tyle naczytałem się o pętli przez Małe Pieniny i Pasmo Radziejowej (opis np. tu), że musiałem sam spróbować. Przekonać się, czy rzeczywiście jest to ścisła czołówka polskich górskich szlaków.
Autorzy w/w opisów ruszali zwykle gdzieś od strony Dunajca, ale nam przyszło zacząć pętlę w innym miejscu - na Przełęczy Gromadzkiej (Obidza). Tym razem darowaliśmy sobie terenowy podjazd przez Eliaszówkę i zdecydowaliśmy, że wjedziemy w najmniej uciążliwy, choć niestety również najnudniejszy sposób. Dokulaliśmy się od nas z Łomnickiego do centrum i wsiedliśmy na czerwony szlak, który przez Kosarzyska i Suchą Dolinę zawiódł nas na górę. 100% asfaltu i betonowych płyt. Nuda.
Na Przełęczy Gromadzkiej zaczęliśmy właściwą wycieczkę, ładując się na niebieski szlak. Początek był średni - droga wykorzystywana miejscami do zwózki drewna nie była zbyt pasjonująca. Szybko jednak "sytuacja nawierzchniowa" poprawiła się, a do tego pojawiły się widoczki. Najpierw na Pasmo Radziejowej, a kawałek przed Przełęczą Rozdziela również na Małe Pieniny i Pieniny. Na przełęczy opuścilismy Beskid Sądecki i wjechaliśmy w Małe Pieniny. Na dzień dobry mocny akcent w postaci podjazdu pod szczyt Wierchliczki (stromo, ale przejezdnie). Następnie "przemknęliśmy" przez szczyt Watriska i znaleźliśmy się pod Smerkową. W tym rejonie opuściliśmy na chwilę niebieski szlak, bo zakupiony jakiś czas temu przewodnik "Najlepsze wycieczki rowerowe na rowerze Górskim - Beskid Sądecki" sugerował ominięcie Wysokiej. Po przejechaniu kilku metrów uznałem jednak, że ja właśnie trawers Wysokiej niebieskim szlakiem chcę zobaczyć i że trzeba wrócić na niebieski szlak. Chwila pchania pod górę, a potem jazdy na przełaj przez łąkę i znów bylismy gdzie trzeba i zmierzalismy do Wysokiej. Tu zaczęła sie poezja. Niebieski trawersuje zbocze malowniczym singlem. Najpierw przez halę, a potem juz lasem. Część lesna nie była zbyt miła, bo po kilku dniach deszczu rower pływał jak na lodowisku, ale ta część poza lasem... aż pozwolę sobie zacytować: "ziewanie to 1/16 orgazmu. To jest 1/1 orgazmu".
Podobnie jak orgazm, singielek skończył się stanowczo za szybko i trzeba było wtaszczyć rowery na cholernie śliskim podejściu pod szczyt. Potem jeszcze kawałek z buta i znów jazda i znów widok zwalający prawie z siodła. Wypadliśmy na Durbaszkę i tu "Bach" - widok na Pieniny, a potem Tatry (trochę zamglone, ale jednak widoczne). Do tego profil szlaku zdrowo w dół. Zupełnie nie było wiadomo, czy jechać ile fabryka dała, czy też zatrzymać się i chłonąć widoki. Znaleźliśmy chyba złoty środek i dotarlismy ostatecznie na Szafranówkę, z której żółtym odbiliśmy na Palenicę. Tutaj tłumy, gwar itp. więc szybko opuściliśmy szczyt, jadąc jakimiś nieoznakowanymi ścieżynami. Wybierałem na chybił-trafił, ale ostatecznie dotarliśmy gdzie trzeba, a zjazd był konkretny, stromy i kamienisty (niestety zgubiłem gdzieś na nim pokrętło od ETA. Odnalezienie go było nierealne, więc musiałem uznać, że było ono daniną pobraną przez Małe Pieniny za zgodę na przebycie Ich grzbietu).
Mój mega-hiper zjazd doprowadził nas dokładnie do Szczawnicy, na sam brzeg Dunajca.
Sama Szczawnica... Okropna. Dzikie tłumy na złomach z wypożyczalni, w "śmiesznych" koszulkach ze straganów, z watą cukrową, ciupagami ze stoisk z Souvenirami... tragedia.
Uzupełniliśmy kalorie i daliśmy nogę. Marysię wysłałem na Obidzę przez Biała Wodę, a sam postanowiłem pojechać przez Pasmo Radziejowej (zgodnie z przebiegiem "Tej Najlepszej").
Wysokości nabrałem jadąc najpierw jakimś szlakiem rowerowym, a potem niebieskim pieszym. Przed szczytem Czeremchy zaliczyłem mały kryzys (w Szczawnicy nie napełniłem pustego już bukłaka) i kilkadziesiąt metrów przed szczytem pokonałem niestety uderzając z buta :( Na szczycie wsiadłem i pomknąłem w kierunku schroniska na Przechybie, fantazjując lubieżnie na temat płynnego asortymentu tamtejszego bufetu. Niestety bufet był już nieczynny, więc bukłak napełniłem wodą z kranu w kiblu, którą to wodę pieszczotliwie ochrzciłem "Przechybianką". Jaka by nie była, przywróciła mi ona siły i pozwoliła cieszyć się czerwonym szlakiem przez kolejne szczyty. A był on z tych na piątkę z plusem. To w górę, to w dół, po korzeniach i kamieniach i nie za szeroko. Super. Do tego co chwilę zerkać mogłem w prawo na odwiedzone wcześniej pasmo Małych Pienin oraz na Pieniny i na nadal widoczne Tatry. Na Długiej Przełęczy niestety tak zajęty byłem czerpaniem przyjemności z jazdy, że przeoczyłem znaki i zamiast czerwonym pieszym wjechać na Radziejową, zrobiłem trawers jej zbocza czerwonym szlakiem narciarstwa biegowego :( Błąd swój zauważyłem dość szybko i nawet planowałem cofnięcie się na Radziejową od Przełęczy Żłobki. Niestety nie wyszło. Zadzwoniła Marysia i powiedziała, że złapała gumę, a jedyna pompka tego wypadu zwiedzała Beskid Sądecki w moim plecaku.
W związku z tym Radziejową zostawiłem na inny raz, a sam przez Wielki Rogacz dotarłem na Obidzę, gdzie czekała już Marysia z rozbebeszonym tylnym kołem. Zakleiłem, napompowałem i już razem zjechaliśmy do Piwnicznej w szybko zapadającym zmroku.
Trasa była rzeczywiście świetna. Nie wiem, czy, jak uważają niektórzy, najpiękniejsza w polskich górach, ale na pewno umieszczę ją bardzo wysoko w swoim prywatnym rankingu. Jak tylko zacznę taki prowadzić ;) Żałuje, że przez nieuwagę ominąłem Radziejową. W tym roku już nie ma szans na jej zdobycie. Cóż... kolejny powód, by jeszcze w Beskid Sądecki wrócić :)

Dzisiaj bez śladu i sumy przewyższeń, bo GPS jechał na swoim miejscu, czyli na rowerze Marysi, więc ślad zgadzałby się tylko w połowie wycieczki.

TRASA: Piwniczna-Zdrój, Łomnickie (ca.360 mnpm) - Kosarzyska - Sucha Dolina - Obidza (930 mnpm) - [niebieski szlak] - Szczob (936 mnpm) - Przeł. Rozdziela (802 mnpm) - Wierchliczka (966 mnpm) - Watrisko (960 mnpm) - trawers Wysokiej (na sam szczyt - 1050mnpm się nie pchaliśmy) - Borsuczyny (939 mnpm) - Durbaszka (942 mnpm) - Huściawa (818 mnpm) - Witkula (730 mnpm) - Szafranówka (742 mnpm) - [żółty szlak] - Palenica (719 mnpm) - [ścieżki] Szczawnica Niźna, przystań flisacka - Szczawnica Wyźna - Sewerynówka - Czeremcha (1124 mnpm) - Przehyba (1175 mnpm) - [czerwony szlak] - Złomisty Wierch Płn. i Płd (1226 i 1207 mnpm) - Długa Przełęcz (1161 mnpm) - czerwona trasa narciarstwa biegowego] - Przełęcz Żłobki - Wielki Rogacz (1182 mnpm) - [niebieski szlak] - Obidza (930 mnpm) - Sucha Dolina - Kosarzyska - Piwniczna-Zdrój, Łomnickie

Zdjęć z podjazdu na Obidzę nie ma, ale i tak wiałoby z nich nudą. Tu już wtaczamy się z przełęczy na Szczob. Marysia akurat zasłoniła, ale dokładnie za nią widać Radziejową :)



Ja, a w tle Pieniny


Przełęcz Rozdziela - od tego miejsca śmigamy w Małych Pieninach








We wpisie podsumowującym zeszły rok napisałem, że w 2009r. chcę pojawić sie w tym miejscu. Oto jestem (ta mała kropeczka) :) Trawers Wysokiej.


Przed szczytem Wysokiej. Zrobiło się mocno pieszo.






Widoczek z mojego "radosnego" podjazdu na Przechybę


Uwalony rower czeka pod schroniskiem, ja uzupełniam płyny w kiblu... góry :)


A tu już Przechyba widziana z okolic Złomistego Wierchu


Zjazd z Wielkiego Rogacza na Obidzę. Tatry troche zachmurzone, ale jeszcze widoczne.


Podczas gdy ja jechałem pasmem Radziejowej, Marysia wjeżdżała po raz kolejny na Przeł. Rodziela i miała takie bajeczne widoczki, których trochę Jej zazdroszczę.


Początek zjazdu z Obidzy... Zmrok zapadał, ale tempo i tak trzymaliśmy niezłe. W górę chyba ponad półtorej godziny, w dół poniżej 15 minut.