Czerwiec, 2010
Dystans całkowity: | 204.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 68.00 km |
Więcej statystyk |
Mordor
-
DST
63.38km
-
Sprzęt [A] Prophet
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po długiej przerwie, Marysia postanowiła skorzystać z dobrodziejstw roweru. Pozwolono mi wziąć udział w owym korzystaniu. Miałem być nadwornym obmyślaczem trasy. Zgodnie z życzeniem tej piękniejszej części dzisiejszego duetu rowerowego, miało nie być po Lesie Łagiewnickim, więc po wyjściu z domu skierowaliśmy się na południe. Wzdłuż "poligonu", przez Smulsko, Lublinek i Łaskowice doturlaliśmy się do Pabianic (tu postój na wyżerkę w KFC), a dalej do sąsiadujących z tym miastem lasów ciągnących się w kierunku południowo-zachodnim. Tutaj pokręciliśmy się po całkiem fajnych ścieżkach i leśnych drogach, by ostatecznie, zahaczając o Ldzań i Barycz, dostać się do Kolumny. Tu nastąpiła konsumpcja lodów i płynów (bezalkoholowych dla odmiany), która to konsumpcja rozleniwiła nas wielce i pomogła podjąć decyzję o powrocie do łodzi na pokładzie EN57 (czy co tam innego by przyjechało). na stacji okazało się, że czasu jest jeszcze sporo, więc pokręciliśmy do Dobronia i dopiero tu wsiedliśmy do pociągu. Kolej okazała się hojna i podróż kosztowała nas nic złotych i nic groszy. Wysiedliśmy na Lublinku , by jakiś zbłąkany konduktor na ostatnim odcinku nie zepsuł nam tego nad wyraz korzystnego wrażenia, i przez Smulsko wróciliśmy na Teo.
Było jak na czerwiec przystało, czyli wakacyjnie :)
Elektrociepłownia (?) w Pabianicach. Na ogół widywałem ją od strony drogi i z tej perspektywy nie wyróżniała się niczym. Tym razem jednak dotarliśmy do niej od strony pól i trochę nie pasowała...
Mordor :)
Lans.. po prostu lans
"Osz fak! Dogania mnie!"
A na koniec dwie maszyny napotkane w Pabianicach. Zardzewiałe złomy to nie jest widok szokujący i zdjęcia warty, ale kreatywny sposób przywrócenia połysku sztycy podsiodłowej i części górnych goleni amortyzatora przez owinięcie folią aluminiową (sreberkiem z czekolady?) warto było uwiecznić :)
Kategoria Łódź i okolice
Wiejski post-industrial
-
DST
48.12km
-
Sprzęt [A] Scraper
-
Aktywność Jazda na rowerze
Popołudniowa "szosza". Bez ładu i składu i nadspodziewanie przyjemnie. Błędem był jedynie wyjazd bez picia i bez kasy na zakup takowego, co zaowocowało czymś w stylu zgonu pod koniec.
Przy drogach wylotowych to zawsze jakieś d..y stoją:)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/2e2e3QU4ft0">
<embed src="http://www.youtube.com/v/2e2e3QU4ft0" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>...
Kategoria Łódź i okolice, Z muzyką
Close, but no cigar, czyli 360° w szponach alergii.
-
DST
92.50km
-
Sprzęt [A] Kryptoszosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejsza wycieczka odbyła się pod znakiem grubszej wyżerki. Już blisko tydzień temu padło hasło "Jedziemy na golonkę do Gieczna", więc jak mogło być inaczej?
Pierwotnie trasa miała być leśno-polna, ale wczoraj okazało się, że grupa będzie większa, ale też bardziej nastawiona na jazdę po nawierzchniach bitumicznych. Trudno... Slicki zatem na koła i w sobotę przed południem ziuuu w drogę.
Na zbiórce przed "Teofilem" stawiło się łącznie dziewięć osób. Ja, Marysia, Ociec oraz z mocna grupa z Sekty: Słwek z synem, Jerry, Dominik oraz Piotr z Iloną.
Bez niepotrzebnej zwłoki (tak typowej dla zbiórek sekciarskich) ruszyliśmy w świat, by przemierzać gorące drogi Asfaltostanu i dotrzeć do Gieczna, gdzie ponoć golonka z wody jest dobra i tania.
Na miejscu okazało się, że golonka jest owszem dobra (trzy zjadłem... ale małe były) i tania (ponoć... nie wiem... obiad zasponsorował rodzic mój). Było tez piwo, którego niestety tym razem nie skosztowałem. Być może był to błąd, gdyż wierzę głęboko w lecznicze jego działanie. Być może pomogłoby mi trochę na objawy jakiejś parszywej alergii, która to męczyła mnie tego dnia okrutnie. Na tyle mocno, że w pewnym momencie odłączyłem się od grupy i pojechałem do domu, by skorzystać z dobrodziejstw medycyny ludowej. Ekipa pojechała dalej i dzięki temu Marysia mogła z dobić do upragnionej setki.
Mi niewiele zabrakło, ale jak mówią Amerykanie (i ja w tytule też) "Close, but no cigar".
Zawsze jest następny raz i następna golonka...
A po drodze był klimat miejscami bardzo łindołsowy...
W Giecznie Marysia pozowała do rozkładówki z epoki Gomułki.
Drewniany kościół w Białej.
W sumie, to kilka drewnianych kościołów po drodze było, ale jakoś tak nie chciało mi się ich uwieczniać.
Kategoria Łódź i okolice