Wpisy archiwalne w kategorii

Jura Wieluńska

Dystans całkowity:50.57 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:50.57 km
Więcej statystyk

Jura. Nie Krakowsko-Częstochowska, ale jednak...

Wtorek, 14 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Jura Wieluńska
Jak się nie ma za wiele czasu na jazdę, to trzeba dbać, żeby przynajmniej jakością nadrabiać. W związku z tym, wycieczka w ten dodatkowy wolny dzień musiała być ciekawsza, niż zwykłe objeżdżanie tych samych starych śmieci wokół Łodzi. Pomysł na dzisiejszą trasę podsunęła mi lektura strony onthebike.com i zamieszczonego tam opisu wycieczki pt. "Jurassic Park"
Rano władowaliśmy się z Marysią w blachosmroda z całym złomem i z pieśnią na ustach (GNR są do dupy) ruszyliśmy do Działoszyna, leżącego nad brzegiem Warty, na skraju Załęczańskiego Parku Krajobrazowego.
Pogoda, która rano zapowiadała się świetnie, w trakcie podróży zaczęła się psuć. Temperatura zamiast rosnąć, zaczeła spadać, by w pewnym momencie osiągnąć 8 st. Celsjusza. Do tego doszła wilogotna mgła i chmury. W pewnym momencie rozważaliśmy nawet możliwość rezygnacji z wyprawy. Wytrwaliśmy jednak i nie zawróciliśmy. W Działoszynie złożyliśmy sprzęt do kupy, opatuliliśmy się we wszystkie ciuchy, jakie tylko zabraliśmy i ruszyliśmy na rowerową część wycieczki.
Nie mieliśmy żadnej mapy tych rejonów. Przed wyjściem odświeżyłem sobie jedynie opis na onthebike.com, wiec odnalezienie właściwego szlaku nie było na początku łatwe. Pokręciliśmy się chwilę wzdłuż Warty, skorzystaliśmy z usług systemu GPS (Gębą Pytaj Spotkanych) i wreszcie znaleźliśmy co trzeba i zrobiło się fajnie. Na pierwszy ogień pozedł Rezerwat "Węże" położony na szczycie góry Zelce. Znajduje się tam kilka jaskiń, w tym dwie udostępnione dla turystów. Znaleźliśmy jedną (Stlagmitową), którą pobieżnie zwiedziłem. Potem mała foto-sesja na skałkach i dalej w drogę. Klucząc przez pola i lasy dotarliśmy do Rezerwatu "Szachownica" (opuszczając po drodze województwo łódzkie i wjeżdżając na teren śląskiego). Na terenie tego rezerwatu znajduje się kolejna jaskinia (na tyle duża , by pobrykać po niej rowerem) i pełno fajnych skałek, ścieżek i innych atrakcji, które zapewniły nam rozrywkę na dłuższą chwilę.
Stamtąd zupełnie już na czuja ruszyliśmy przez pola (nawet nie po polnych drogach) i lasy do Działoszyna, zahaczjąc znów o "Węże". W Działoszynie piknik na parkingu i znów 130km samochodem z powrotem do Łodzi.
Wycieczka była super. Nie wiem, czy zdjęcia oddają to, ale ubaw był po pachy i żeby pojeździć w takiej fajnej okolicy, warto było tłuc się z gratami przez tyle kilometrów. I nawet pogoda zrobiła się zajebista :)

Fotek dzisiaj bardzo dużo, ale cóż... jakoś tak się ich dużo zrobiło.

Godzina 7.30, Łódź - pakowanie rowerów do mniej szlachetnego pojazdu.


Później, Działoszyn - rowerzyści gotowi do walki z zimnem, albo... do napadu na bank.


Most nad Wartą w Lisowicach


Spojrzenie na "góry"


... a skoro góry, to i muszą być owieczki :)


W drodze na Górę Zelce


Znikam we wnętrzu Jakini Stalagmitowej


Foto-sesja na szczycie


W drodze do "Szachownicy"


... a to już kilka fotek na miejscu.








Jaskiniowe enduro :) Jaskinia Szachownica ma dwa wejścia i spokojnie da się przejechać jej głównym korytarzem z jednego do drugiego.




Polną "drogą". Na skutek braku mapy i obierania trasy na podstawie położenia Słońca, mchu na drzewach i mojej kobiecej intuicji, spore kawałki przebyliśmy właśnie tak - na przełaj przez pola.




Wszyscy walą takie foty z rowerem nad głową to ja też. No i do tego mam o co najmniej rozmiar za luźne portki (ach te zakupy przez internet) i na tym zdjęciu wyszło, jakbym miał figurę 50-letniej matki pięciorga. Aż tak źle nie jest... co najwyżej dwójkę urodziłem :P


Przyczajony rowerzysta, ukryty stok


Znów nad Wartą


Piknik na skraju drogi :)