Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:241.78 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:40.30 km
Więcej statystyk

Świat jest mały

Sobota, 25 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Dzień jak każdy inny na rowerowych wypadach: mycie, śniadanie i na rower. W sumie, odstęp czasowy pomiędzy poszczególnymi punktami był dosyć spory, ale mniejsza o to. Ostatecznie w końcu się zebraliśmy.
Najpierw puściliśmy się asfaltem w kierunku Zakrętu Śmierci, ale po jakimś czasie opuściliśmy go i chwilkę pośmigaliśmy poza szlakami, poniżej Zakrętu. Potem był żółty szlak na Wysoki Kamień (jakiś, choroba, w tym roku bardziej stromy niż zwykle) i dalej czerwony do "Stanisława". (Po drodze Maricn zarył blatem o jakiś kamień i dzięki temu mieliśmy dodatkową chwilę na odpoczynek. Dobrze, bo po kilku dniach mniej lub bardziej intensywnej jazdy po górach, nogi odrobinę czułem i każda chwila wytchnienia była w cenie.) Za kopalnią wróciliśmy na czerwony szlak i cofnęliśmy się do Szklarskiej Drogi i potem niebieskim i żółtym dojechaliśmy do Chatki Górzystów. Po drodze spotkaliśmy Dominika, Ankę i Mirka z onthebike.com (których przy okazji pozdrawiam), a w schronisku Malaucha z emtb.pl. Z jednymi i z drugimi zamieniliśmy kilka słów i po wchłonięciu górzystowskiego obiadu "pomknęliśmy" do Jaluszyc i dalej do Szklarskiej. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o czarny szlak wzdłuż Kamieńczyka i tyle. Wyjazd się skończył. Pozostaje tylko miło wspominać i czekać na kolejny wypad w góry (a ten już stosunkowo niedługo)

Zdjęcia znów nie po kolei, ale trzeba jakieś "zajawkowe" na pierwszym miejscu walnąć, żeby ktoś może, po zobaczeniu miniaturki na stronie głównej bikestatsa, zajrzał tutaj :)

No to proszę: po raz któryś już na tym blogu - kopalnia "Stanisław"

...i jedna z porzuconych tam ciężarówek.


Podjazd żółtym szlakiem na Wysoki Kamień


Znów kładka na niebieskim szlaku


Kolejna nieprzyzwoicie przerobiona fota. Tym razem z Marysią na Hali Izerskiej


I w końcu asfaltowy finisz


...w dwóch odsłonach.


A jako bonus - witraż z dworca w Szklarskiej Porębie




A na koniec, z półrocznym opóźnieniem, krótki filmik z wyjazdu.
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/PXw74nIdBgs"> <embed src="http://www.youtube.com/v/PXw74nIdBgs" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object>

A vychutnejte si jízdu

Piątek, 24 czerwca 2011 · Komentarze(0)
W zeszłym roku, po jesiennej wizycie na czeskich singlach napisałem, że trzeba wrócić. No to wróciliśmy.
Marysia była zaraz po chorobie (albo nawet jeszcze w trakcie), więc podjechaliśmy do Novego Mesta samochodem, a Siwy z Izą dokulali się asfaltami przez Zakręt Śmierci i Świeradów.

A tak poza tym to było dokładnie jak w zeszłym roku: super i z deszczem na końcu :)

Filmik - przejazd pierwszym odcinkiem od asfaltu do "Hubertki" + bonus, czyli godowy taniec ciachona :D
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/KyDM1wfEhFU"> <embed src="http://www.youtube.com/v/KyDM1wfEhFU" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>


Česká radost


Kolejna knajpa przy singlu, a ja musiałem autem jechać i z piwa nici :(


Naleśniki biszkoptowe z twarogiem i jagodami

Czwartek, 23 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Debilny tytuł? Być może, ale bez wątpienia to rzeczone naleśniki były jedną z głównych atrakcji tego dnia.
Ruszyliśmy ze Szkalrskiej i powoli, najbardziej lajtową drogą wspięliśmy się do Jakuszyc i dalej do Rozdroża pod Cichą Równią, a stamtąd (zaliczając po dordze świetny zjazd niebieskim szlakiem z kładkami) dotarliśmy do Chatki Górzystów. Na miejscu tłumy. Byłem tam już wiele razy, ale takiego oblężenia jeszcze nie widziałem. Normalnie zerknąłbym tylko na kolejkę i pojechał dalej, ale ponieważ byli ze mną Młodzi Kochankowie (aka Słodkie Gołąbeczki), to miałem kogo wysłać do środka po żarło, a sam mogłem wylegiwać się na trawce, udając, że pilnuję rowerów.
Żarło w postaci tytułowych naleśników w końcu dotarło (ach ten rym) i mogłem do swojej ulubionej czynności nr 1 (leżenia) dodać ulubioną czynność nr 2, czyli jedzenie :)
Niestety naleśniki są jak pudełko czekoladek (?) i się skończyły, czego skutkiem była konieczność wsiąśćięścia na rowery i dalszej jazdy. Do tego pod górę raczej. A fe! Coś tam chciałem ten Smrk sobie darować i jeszcze trochę poleżeć, ale ponieważ sprawowałem funkcję przewodnika, turgajda tudzież firera, to jakoś się nie godziło tak leżeć, więc pojechaliśmy dalej. Padło na żółty szlak na przełęcz Łącznik. Kilka razy na tym blogu pisałem o tym odcinku, więc nie będę się znów rozpisywał, tylko skrótowo ujmę tak: fajnie (droga wzdłuż Rezerwatu Izerskie Bagna) , świetnie (podjazd na Suchacz przez tzw. Sporne Ziemie), fajnie (podjazd wymytą drogą za Suchaczem), z dupy (zniszczony szlak do Drogi Telefonicznej). Ponieważ miało być miło, to część "z dupy" ominęliśmy i trochę nadłożyliśmy kaemów i na Drogę Telefoniczną władowaliśmy się dopiero na Polanie Izerskiej. Dalej była Przełęcz Łącznik (gdzie zaczął wstęp do mojego zgonu) a z niej miły podjeździk na czeski Smrk. Tam kilka fotek, chwila postoju, ale nie za długo, bo jakoś tak piździło wściekle, że ochota na dłuższe przebywanie tam rozwiała się równie szybko, jak zapach bąka puszczonego w przeciągu.
Powrót był już mega-lajtowy - przez Halę Izerką i Jakuszyce.

Co do zdjęć, to uwagi takie same jak przy wpisie z dnia wcześniejszego. Kolejność losowa.

Yeah!


Smrk


Iza z Marcinem walczą z podjazdem na Suchacz




Gołąbeczki blokują szlak :P


Wody ledwie starczyło, żeby buty zamoczyć, a radość, jakby się przede mną Morze Czerwone rozstąpiło


Ludzie zmęczeni... brzmi jak tytuł prequela do do "Ludzi bezdomnych".


"Pięczenie po deptach"

Środa, 22 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Jakiś czas temu padło hasło: "W długi weekend czerwcowy jedziemy w góry". Później nastąpiło wiele rozmów telefonicznych i dyskusji przez gg. Wypito trochę piwa, spalono trochę benzyny, wysiedziano kilka foteli w pociągach i ostatecznie w środę rano w czteroosobowym składzie (Marysia, Iza, Marcin i oczywiście ja) stawiliśmy się w Szklarskiej Porębie. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie smutny fakt, że Marysia postanowiła po drodze się pochorować. No normalnie ożeszkurwa! Też moment! Ponieważ serce mam miękkie (gołębie, rzekłbym), to miast sabotażystkę z najwyższej przepaści strącić, do lekarza zaprowadziłem, do łóżka zapakowałem i generalnie troska otoczyłem. Gdy już zasnęła (troską o toczona ofkors), w okrojonem składzie w rzeczone góry ruszyliśmy.
Trasa to zestaw okołoszklarskich klasyków: czarny szlak wzdłuż Kamieńczyka, zielony wzdłuż Kamiennej, czarny powyżej wodospadu Szklarki i podjazd do kopalni Stanisław. Miło, przyjemnie, spacerowo. W sam raz dla ludzi po nieprzespanej nocce.
Wieczorem miało być wielkie chlanie, ale jakoś nie wyszło :)

Ponieważ były to pierwsze jazdy po górach z kamerką, skupiłem się raczej na kręceniu filmików i za wiele postojów na fotografowanie nie robiłem. W efekcie zdjęć zrobiliśmy mało, a takich ze mną to już prawie wcale. Za to Siwego z Izą sporo :) (a film z całego wyjazdu będzie, jak się zrobi, czyli pewnie w okolicy ostatniego wpisu)









Święto Cykliczne w Łodzi

Niedziela, 12 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Wyszedłem na rower raczej bez celu, ale po krótkiej rozmowie telefonicznej postanowiłem spotkać się z Ojcem w Parku na Zdrowiu. Tam, w ramach akcji Strefa Zdrowia odbywał się piknik "którego celem jest promocja zdrowego stylu życia i integracji mieszkańców miasta poprzez wspólną zabawę na świeżym powietrzu." Pokaz gongów tybetańskich był fajny, ale jak zaczęła się "joga śmiechu" uznaliśmy, że już wystarczy tego zdrowego stylu życia i zmieniliśmy imprezę. Przetoczyliśmy się przez miasto na Plac Wolności, gdzie rozpocząć miało się łódzkie Święto Cykliczne. Na placu spotkałem Pixona, z którym zamieniłem kilka słów, a potem z całym peletonem przez miasto ruszyliśmy do Parku Poniatowskiego, gdzie impreza miała rozpocząć się na dobre. Pierwszy raz w życiu jechałem z taką wielką grupą rowerzystów (kilkaset osób, ponoć koło 300) i było to dla mnie większym przeżyciem niż niejeden górski zjazd. Cały czas bałem się, że ktoś się we mnie właduje. Udało się jednak dotrzeć bez przygód do parku.
Na miejscu rozwaliłem się na kocyku i poczekałem na rozgrywki Bike Polo. Były tez inne atrakcje, ale ja skoncentrowałem się na tych właśnie rowerowych meczach. Obejrzałem kilka, a potem zebrałem klocki i wróciłem do domu, by jakiś czas później zrobić jeszcze jakoś 5-kilometrową rundkę w roli wozu technicznego za Marysią i Maricnem, którzy postanowili pobiegać po polu... Nie wiem po co, skoro mają rowery :)









A ta znaleziona w necie. Nawet się załapałem (i mimo tego, że bluza Mongoose taka jak moja, to nie ja jestem tą tajemniczą postacią w kasku full-face))