Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:4607.39 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:43:32
Średnia prędkość:16.13 km/h
Maksymalna prędkość:62.20 km/h
Suma podjazdów:4841 m
Maks. tętno maksymalne:165 (89 %)
Maks. tętno średnie:114 (61 %)
Suma kalorii:14406 kcal
Liczba aktywności:119
Średnio na aktywność:38.72 km i 5h 26m
Więcej statystyk

Singlowa rozpusta

Piątek, 20 września 2013 · Komentarze(0)
Świeradów wybraliśmy na miejsce naszych późnych wakacji z racji bliskości do czesko-polskich singli pod Smrkem. Skoro to one były głównym powodem przyjazdu w te strony, nie wypadało pojechać na nie tylko raz. Pojechaliśmy więc po raz drugi. Tym razem jednak nie władowaliśmy się na nudną północną część, a pojechaliśmy na sprawdzone trasy na stokach Smrka.
O ile na początku nie chciało mi się wcale jechać (bo zimno, bo deszcz, bo spać się chce, po ponieważ), to ostatecznie było całkiem zajebiście :)











I znowu to samo (?)

Czwartek, 19 września 2013 · Komentarze(0)
Miała być dłuższa wycieczka, bo coś ostatnio ino takie drobiażdżki zaliczaliśmy, więc była
Przez Drwale na Halę Izerską, a Tam obiadek w Chatce Górzystów. Po wyżerce, z pełnym brzuchem, wybraliśmy się do Szklarskiej Poręby, zaliczając po drodze fajny odcinek czarnego szlaku poniżej Wodospadu Kamieńczyka. Powrót przez Wysoki Kamień, kopalnię Stanisław i Sine Skałki.
Same znane kawałki (w końcu to Izery, tu nie ma nowości), ale w sumie miło wyszło i a nawet pogoda nie była najgorsza i tylko jedną ulewę zaliczyliśmy :)















A ponieważ zdjęcia kiepskie, to będzie muzyka, ale z zupełnie innej beczki: chyba mój ulubiony kompozytor muzyki filmowej, Kenji Kawai i dwie najbardziej miażdżące jego kompozycje, czyli temat z Ghost in the Shell a zaraz po nim z Innocence. W wersji na żywo.
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/z64HCi2rQkE"> <embed src="http://www.youtube.com/v/z64HCi2rQkE" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object>

Górski rower wodny

Wtorek, 17 września 2013 · Komentarze(0)
40,3 Wrześniowy Singletrek pod Smrkem. Start w Świeradowie, a potem Nad Czerniawą, Rapický okruh, Nástupní, Hřebenáč, Obora i powrót znów Nástupní i Nad Czerniawą. Hřebenáč i Obora zaliczone po raz pierwszy i raczej smętne. Mała różnica przewyższeń, więc emocji niewiele. Ponadto ostatnio ciągle pada, więc z racji małego nachylenia prawie wszędzie stała woda. Miejscami aż po osie. Po dzisiejszej jeździe aż boję się spojrzeć na rower - po powrocie do domu wskazany pełen serwis wszystkich ruchomych części.

...ale za to jest kolejna naklejka do kolekcji.


Wyglądam na zadowolonego? Nie? Bo nie jestem :/

Góry Mokre, czyli wrześniowe Izery

Poniedziałek, 16 września 2013 · Komentarze(0)
Jadąc na wakacje jesienią można trafić na piękną złotą jesień (patrz wpisy z Tatr z zeszłego roku), albo trafić na raczej okropną szarą jesień. Tym razem trafiła się raczej ta druga - był deszcz i temperatura momentami poniżej 5 stopni. Mimo to, na rower wypadało jednak iść, skoro go się już przez te kilkaset kilometrów na dachu wiozło.
Trasa to taki klasyk po trochu (w sumie, to co w Izerach, po tylu razach, nie jest "klasykiem"?): wjazd do schroniska na Stogu Izerskim, czerwony szlak w kierunku wschodnim (po ostatnich deszczach mokry jak 150), niebieski szlak z kładkami, Chatka Górzystów (z nieczynną w poniedziałki kuchnią), Orle itp... Na koniec zaliczyliśmy końcówkę świeradowskiego Bike Maratonu z 2011, żeby pozlewać znów z tego,jak nie radziła sobie tu spora część zawodników).





Biergebirge?

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(0)
Żar z nieba, w nogach zakwasy po intensywnym dniu wczorejszem, więc i wycieczka odpowiednio spokojna. Już od początku cel był jasny - obiad i zimne piwo. Iza coś tam plotła o ruinach, zamkach i podjazdach, ale dzięki bogu nikt nie dał się skusić :)
Pierwsze (i drugie chyba też) piwo dopadło nas w schronisku Andrzejówka, kolejne zaś zrównały się z nami już gdzieś w knajpie po czeskiej stronie. Tam też dorwał się do nas smażony syr i jakieś Siwego houbowe risotto, czy coś :)
Efekt był taki, ze reszta trasy przebyta została w lekko przymulonym stanie.
Z atrakcji takich, co to się ich do buzi nie bierze, to były jakieś single powyżej Głuszycy, Osówka no i oczywiście Moszna (a mówiłem, że do buzi się nie bierze...hmm). Ponadto pęknięte gumy (dla odmiany, u mnie), gleby Marysi (ale w przeciwieństwie do dnia wczorajszego, nie poleciała na, ze tak powiem, atrybuty, tylko na giczoły).

Foty jakieś takie niemrawe, ale tak w upale za bardzo stawać się nie chciało.
W sumie, to tylko panoramka kamieniołomu, która ustrzelił Mateusz nadaje się do czegokolwiek.


U mnie na karcie z tego dnia same słitfocie...

...grupowe...



...i indywidualne (zwracam uwagę na piękny kurzowy monobrow od okularów :))


Może jak Iza wspólnie się jakimś zdjęciem, to jeszcze coś będzie. Póki co, koniec.



I na zupełny koniec izowe foto na Autobahnie nach Uć.
U góry, od lewej: Tomac, Poison, Spec :P
U dołu: Yaroslau II

Úžasný den - Rychlebské stezky

Piątek, 26 lipca 2013 · Komentarze(0)
Podobnie jak w zeszłym roku, ojczyznę odwiedził nasz norweski łącznik - Tobo. Z tej okazji ponownie odwiedziliśmy okolice Wałbrzycha. Tym razem jednak nie władowaliśmy się Tomkowi do domu, lecz wynajęliśmy kwaterę w Jedlinie-Zdroju. Skład w tym roku był szerszy nieco i już nie całkiem męski (tak - Marysię to po trochu jako chłopa można liczyć).
Siwy z Izą szaleli już z wraz Tomkiem po Górach Sowich od środy, my (czyli ja + Marysia + Mateusz) wyruszyliśmy z Łodzi dopiero w czwartek po pracy, by na pokładzie Yarosława Drugiego przemierzyć pół Polski i dołączyć do tego szanownego grona.
Jeżdżenie zaczęło się dla nas w piątek od wyprawy na Rychlebské stezky.
Nie ma co pisać o tym jak było, bo generalnie te szlaki to takie ucieleśnienie słowa "awesome". Od naszego ostatniego pobytu tam, przybył nowy szlak, a mianowicie supermiodny Superflow. Z tej okazji wycisnęliśmy z siebie resztki sił, ale zaliczyliśmy dwie pętle. Za pierwszym razem, po podjeździe szlakiem dr. Wiessnera i zjechaliśmy zestawem: Wales, Biskupsky, Velryba, Tajemny, Mramorovy, Sjezdy. Za drugim razem zjazd w całości po Superflow (który jest wypasiony, czy też po czesku: wpśncz!)

Zdjęć jak zwykle mniej niżbym chciał (kilka pożyczonych od Mateusza), ale tak żal się było zatrzymywać...










Na koniec uroczy dowód na to, że rozmiar ma znaczenie i nie zawsze większy znaczy lepszy. Zwłaszcza w przypadku spasowania sztycy w ramie :)



...
Długo zastanawiałem się, jaką muzyką okrasić ten wpis, ale wniosek mógł być tylko jeden i każdy, kto odbył tego dnia podróż na trasie Jedlina-Zdrój - Černá Voda na pokładzie naszego wesołego Yarisa, chyba się ze mną zgodzi :)

Dodam też, że obejrzawszy ten filmik, widzieliście już około 50% tego, co jest warte obejrzenia w "Big Lebowsky" więc możecie sobie jeszcze obejrzeć TO i darować sobie resztę filmu :)

570

Sobota, 20 lipca 2013 · Komentarze(2)
Skąd 570? Ano coś koło 570km trzeba przejechać, żeby pojeździć sobie w górach i tego samego dnia wrócić do domu :) Tyle też zrobiliśmy, bo w piątek przy obiedzie (Dedorsz, Panie. Dedorsz był) pojawił się pomysł, żeby wybrać się w Beskid Śląski na krótką sobotnią przejażdżkę. Plan nie do końca wypalił, bo ruszyliśmy trochę później niż planowaliśmy, a i sama podróż trwała dłużej niż założyliśmy (nakurwing Yarisem z dwoma rowerami na dachu jest trudny, średnio przyjemny i raczej niewskazany), ale ostatecznie stanęliśmy w BB i władowaliśmy się na Szyndzielnię kolejką linową. Puryści i miłośnicy uphillu pewnie po przeczytaniu tego zaczną toczyć pianę z pyska, ale w sumie to mogą się iść pierdolić. Na Szyndzielni inauguracyjna kupa (Like a Sir!) i jazda.
Jazda sama miła, zjazdy kamieniste i szybsze niżbym to lubił (jakoś za nakurwiającą w dół prawieżoną musiałem nadążyć), a podjazdy z tętnem 200 i zroszone krwawymi łzami.











Pożegnalny duckface...


...i do domu.


Dziś audio to znów Bring Me the Horizon, bo... Marysia jest w stanie spać zawsze, wszędzie i w każdych warunkach. Całą drogę do BB kimała na tylnej kanapie, ja mogłem bezkarnie katować BMTH i realizować się wokalnie. W aucie zawsze śpiewam :)
Inny album mi/nam przygrywał, ale dziś mam nastrój na to:
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/kynUSL8fr_4"> <embed src="http://www.youtube.com/v/kynUSL8fr_4" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object>

Rolki, Tatry i takie tam...

Poniedziałek, 15 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria Góry, Z muzyką, Rolki
Jakiś czas temu, po wieloletniej przerwie zacząłem znowu jeździć na rolkach. To już nie są takie szaleństwa jak drzewiej - żadnych murków, poręczy i innych atrakcji na starość nie będę już atakował, ale pojeździć jeszcze mogę czasem. Zawsze to jakaś forma ruchu, a poza tym jestem zajebisty :D. Marysia też się dała namówić i tak sobie razem śmigamy.
Skoro zaś jest możliwość notowania tego na BS, to czemu nie?

Ponieważ zaś zdjęć z takiej jazdy zbyt wielu nie będzie, to zapodam w roli zapchajdziury zdjęć kilka z wypadu do Zakopanego w weekend 6-7.VII.
(panoramki w pełnej wersji jak zwykle dostępne po kliknięciu)











Z Zakopca wraca się albo z ciupagą, albo z karykaturą z Krupówek. Ciupagi są chujowe, więc...

...

Powrót pod Smrk

Piątek, 31 maja 2013 · Komentarze(0)
32 Powrót pod Smrk W Izery pojechaliśmy, gdyż:
a) miało być lajtowo, bo forma zimuje
b) miała być wizyta na Singletreku pod Smrkem

O mały włos "b" by się nie udał, bo pogoda wyjątkowo nie sprzyjała - lało cały czas. Po czwartkowej ulewie, piątek nie zapowiadał się lepszy i zamiast na rower, wybraliśmy się do Jeleniej Góry. Autem. Ma to swoje zalety, zwłaszcza, gdy wybranie się jest na pokładzie całkiem miłego Civica Type-S (niby to nie Type-R, ale dla kierowcy Yarisa z litrowym silnikiem od kosiarki, to i tak potwór). W JG lody, spacerki, wyżerka i inne rozrywki tak typowe dla wakacjujących trzydziestolatków. Jednak gdzieś pomiędzy wpierniczaniem pierożków, a poszukiwaniami jednorazowego grilla na wieczorną kulinarną orgietkę na tarasie, zauważyliśmy, że pogoda się poprawia. W związku z tym władowaliśmy się do auta i wróciliśmy do Świeradowa, co by jednak choć trochę singli skosztować.



Michał jechał niczem szatan jaki ;) ale dotarliśmy cało, przebraliśmy się i ruszyliśmy.
Na poważniejsze jeżdżenie było trochę późno, ale troszkę ponad 20km po singlach udało się pyknąć. Wątpliwa przez cały dzień pogoda, oraz wieczorowa pora spowodowała, że mieliśmy całą trasę dla siebie i prawie nie spotkaliśmy innych rowerzystów. Jak zwykle miło i jak zwykle stwierdzam, że jeszcze tam wrócimy. (tylko może z lepsza formą, bo pod koniec tej krótkiej przejażdżki zdychałem jakbym maraton przebiegł).