bendus.bikestats.plblog rowerowy

avatar bendus
Jedlicze A

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(5)

Moje rowery

Chińczyk 854 km
Epic EVO 104 km
MotoRower 215 km
Supernormal 310 km
45650b 2669 km
[A] Amstaff 1239 km
[A] Prophet 3754 km
[A] Enduro 903 km
Spitfire 104 km
[A] Zumbi 182 km
[A] Poison 330 km
[A] Canyon 116 km
[A] Mike 1113 km
[A] Tomac 2998 km
[A] Moon 180 km
[A] Scraper 2525 km
[A] Stevens 310 km
[A] Mongoose
[A] Kryptoszosa 656 km
ŁRP 249 km
[A] Marin 1479 km
[A] Mieszczuch 632 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy bendus.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wideło

Dystans całkowity:664.12 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:41.51 km
Więcej statystyk

Piep...ć aktywny wypoczynek. Dajcie mi leżak!

Niedziela, 29 maja 2011 | dodano: 15.02.2017Kategoria Zalew Sulejowski i okolice, Wideło
Dawno nie odbyła się żadna grupowa wycieczka i nic nie zapowiadało, że w ten weekend taka się trafi. Tymczasem w sobotę zadzwonił Siwy i powiedział coś, co w telegraficznym skrócie można ująć tak: "Adamie, Mario, jutro przyjeżdża Iza, więc jutro jedziemy na wycieczkę. Ruszcie dupska, lenie!"
No to pojechaliśmy. Niewiele brakowało, by wszystko spaliło na panewce, bo rano pojawiły się dosyć poważne problemy z wyrobieniem się na pociąg. Ostatecznie jakoś się udało (tętno przedzawałowe podczas szaleńczej gonitwy przez miasto na dworzec) i jakoś dotarliśmy do Piotrkowa Trybunalskiego.
Stamtąd pojechaliśmy do Sulejowa. Można kulturalnie asfaltem, a można przez las. Wybraliśmy oczywiście las. Po drodze było trochę błota.



Dzięki takim atrakcjom nasze wypucowane rowerki szybko osiągnęły mniej więcej taki stan.


Całe szczęście błoto dość szybko się skończyło i do ujścia Luciąży dotarliśmy już bez problemów.

Tam Siwy zasnął podczas robienia wheelie (całą noc dłubał przy rowerze Izy i się biedak nie wyspał) i się wywalił. Przypadkiem byliśmy tam z kamerą :)

<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/tBnmWSgCFzs"> <embed src="http://www.youtube.com/v/tBnmWSgCFzs" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
Gleba go trochę obudziła i dzięki temu do knajpy mieszczącej się w budynkach opactwa Cystersów w Podklasztorzu dojechaliśmy już bez dalszych przygód. Tu nastąpiła przerwa na piwko, soczek, zupkę, inne atrakcje (np. obsrały mnie ptaki) i związane z nimi mycie głowy:)

Z Podklasztorza potoczyliśmy się krótkim odcinkiem asfaltu, gdzie wszyscy zaliczyli po focie (ja nie:/)






Asfalt skończył się szybko i znów wpadliśmy w las.





i "pomknęliśmy" brzegiem zalewu w kierunku zapory. Po drodze było kilka postojów. Podczas jednego z nich starałem się nauczyć wszystkich starochińskiej techniki lewitacji, ale coś nie wyszło :(


Na kolejnym postoju trochę popluskaliśmy się w wodach zalewu i pogapiliśmy się na windsurferów. (Siwy bił brawo przy każdej glebie.. nie wiem, czy jak wywalasz się na wodzie to nadal gleba, zaliczonej przez nich), a potem pojechaliśmy na lody koło zapory w Smardzewicach.


Potem jeszcze fota grupowa poniżej zapory i "biegiem" do Tomaszowa na gofry (i pociąg, którym wróciliśmy do Łodzi).


Honorowy patronat nad wycieczką objął Super Lover
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 80.26 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nogi mi się palą!

Sobota, 16 kwietnia 2011 | dodano: 01.02.2017Kategoria Wideło, Zalew Sulejowski i okolice
"Kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata" Niech mi ktoś powie, że to nie jest prawdą, to szczelę w japę, albo moje drugie imię nie jest Stefan (a nie jest). Ale.. po kolei:
W sobotni poranek budzik zadzwonił kilka minut po piątej. Pora wybitnie nieboska, za oknem -1 °C, ale wstać trzeba, bo pociągi na maruderów nie czekają. Gdzieś po drodze na Łódź Fabryczną spotykaliśmy Siwego i już we trójkę zalogowaliśmy się na pokładzie EN-57 do Tomaszowa Mazowieckiego.
Na miejscu szybki pączek i w drogę. Najpierw klasycznie: Niebieskie Źródła, schron kolejowy w Jeleniu, ale potem postanowiłem, że przecież nie można jechać zwyczajnie asfaltem i zaczynamy jazdę "na czuja". Dopóki nie znaleźliśmy się w bezpośredniej bliskości Pilicy, wszystko szło super. Potem jednak zaczęło robić się mokro, aż skończyło się brodzeniem w rzece Słomiance (próbowaliśmy z Marcinem most zbudować, ale nie wyszło) i zabawą w Jezusa na jakimś bagienku.
Wszystko to odbywało się dosłownie kilkadziesiąt metrów od wygodnego, znakowanego szlaku, ale cóż... przynajmniej było ciekawie:) Dobrze, że chociaż pogoda poprawiła się znacznie od rana i słoneczko ogrzało świat do blisko 20 stopni. Gdyby przyszło brnąć przez wodę w takim zimnie, jak rano, to podejrzewam, że Siwy do spółki z Marysią powiesiliby mnie na pierwszym lepszym drzewie, a potem sami pomarli z wyziębienia. Całe szczęście taki finał z rodem z greckiej tragedii nie był konieczny, a w nagrodę za trudy była kiełbasa upieczona na ognisku i zimny browarek wypity na brzegu Pilicy.
W drodze powrotnej przyszło nam znowu zamoczyć nogi w Słomiance, bo mostek na czerwonym szlaku się wziął i się zarwał. Moi towarzysze zdjęli buty, podkasali spódnice i przebrnęli przez rzeczkę, a ja sforsowałem ją jak panbuk przykazał - w butach i skarpetach.
Potem, w Spale, znów było piwo (na rozgrzewkę i odkwaszenie, a więc w celach stricte terapeutycznych) i na koniec przejazd czerwony szlakiem do Tomaszowa. Podczas przejazdu owego na zmianę z Marcinem spinaliśmy się, żeby na filmiku wyszło, że jedziemy szybko i obojgu nam przyszło to potem odchorować.
Następna wycieczka musi być bez moczenia nóg i bez napinania. Wszystkim to na zdrowie wyjdzie :)

A teraz filmik i zdjęcia lub jak kto woli "multimedia".

Pierwej filmik. Jeśli przeszkadzają komuś słowa na 11 literę alfabetu (sztuk:6), to proponuję, by raczej bez dźwięku obglądnął :)

Muzyka: Beastie Boys "Sabotage" [Alex Metric re-edit]

Zdjęcia kiepściuchne, ale marysiowy soniak robi foty prawie tak kiepskie jak telefon komórkowy... cóż...
Do tego będzą nie po kolei, bo chronologia to imperialistyczny wymysł, mający zniewolić masy (?)

Razem z Siwym rozpalamy ognisko. Jak zwykle pomocne okazują się bilety PKP. Dpdatkowo na zdjęciu świetnie widać moją aero-fryzurę :P


"Dworzec" autobusowy, czyli najbardziej lanserska miejscówka w Inowłodzu. Przykro mi, ale jeśli nie masz tu słit foci, to jesteś nikim.


Wg. słownika języka polskiego, ambona to: 1. przyścienna mównica w kościołach chrześcijańskich, służąca do wygłaszania kazań; 2. platforma nadziemna, stosowana podczas polowań do obserwacji zwierzyny
Powiedzmy, że widocznym tu bohaterom udało się połączyć obydwie funkcje - weszli na ambonę "2", i pieprzyli głupoty jak to zwykle robią ludzie z ambony "1"


Jazda też była. O, np przez las


Myślałem, że gorzej już nie będzie, ale nie wiedziałem jeszcze, że za najbliższymi drzewami płynie rzeka, a za nią jest bagienko. Dość powiedzieć, że dotarcie do widocznego w oddali lasu zajęło nam ponad godzinę.


Budynek stacji kolejowej w Jeleniu. Li i tyle.


Nasza nowa świecka tradycja - zdjęcie Marysi z rowerem, w rezerwacie Niebieskie Źródła.

(a tu foty z: V.2007, III.2008, V.2008 i VI.2009

Błotnista ścieżka na brzegu Pilicy przed Inwołodzem.


Bezalkoholowe ;)


Pożyczone :D
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 70.82 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Dookoła komina

Sobota, 15 maja 2010 | dodano: 08.03.2017Kategoria Łódź i okolice, Wideło
Pogoda niepewna, ale kości rozruszać trzeba. Na tapetę poszedł więc las na Popiołach. Trochę tak bez ładu i składu, ale mimo leniwego początku wyszło nawet miło.

Ponieważ filmik w poprzednim wpisie spotkał się z pozytywnym odbiorem, to dzisiaj też trochę się pobawiłem (pobawiliśmy raczej, bo Marysia w bawieniu też udział brała) :)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/h85agjHDnqY"> <embed src="http://www.youtube.com/v/h85agjHDnqY" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br> Muzyka: Babe Ruth - "The Mexican"

Główny bohater: komin nieczynnego Zakładu Energetyki Cieplnej "Ustronna".


Tor przeszkód dla rowerzystów - zjazd do przejścia podziemnego pod Pabianicką.


A tak bajdełej, to udało się pogodzić korby Evolve XC z Brainem w S6, więc odzyskałem swoje XT i nastała radość :D
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 46.15 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chillout

Niedziela, 9 maja 2010 | dodano: 08.03.2017Kategoria Łódź i okolice, Wideło
2010-05-09 48,74  Poobiednie kręcenie w stylu relaksacyjnym wielce. Bez celu, bez zaplanowanej trasy i bez powodu, wśród płaskiej płaskości południowo-zachodnich rubieży Łodzi.
Było tak lajtowo, że aż miałem czas, by co chwilę rozstawiac statywik i popełnić suchy filmik ze sobą w roli głównej :)

<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/zhgEJ3xu3c4"> <embed src="http://www.youtube.com/v/zhgEJ3xu3c4" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br> Muzyka: Consider the Thief - "Son of Hell"

Foty tez były:
Malowniczy, acz miejscami błotnisty singielek dookoła lotniska


Dobrzynka, lewy dopływ Neru


Płasko,...


...zielono,...


...i mokro, czyli dolina Neru


Grupowa Oczyszczalnia Ścieków (zgodnie z Wikipedią jeden z największych tego typu obiektów w Polsce) widziana z mostka nad Nerem. Pamiętam czasy sprzed jej uruchomienia, gdy praktycznie nie dało się stanąć w tym miejscu (ani nigdzie indziej nad Nerem) bez zatykania nosa. Teraz jest nawet miło, choć woda nadal pozaklasowa.




Nie byłbym sobą, gdybym takiego zdjęcia nie zamieścił :)
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 48.74 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Sudeckie Bieszczady

Piątek, 7 sierpnia 2009 | dodano: 02.02.2017Kategoria Góry, Międzygórze 2009, Wideło, Góry Bialskie
Z braku pomysłu na kolejną traskę w Masywie Śnieżnika, postanowiliśmy zwiedzić sąsiadujące z nim Góry Bialskie. Machalasem śmignęliśmy na Przełęcz Płoszczynę (którą odwiedziliśmy też podczas niedzielnej wycieczki), a stąd (już na rowerach, oczywiście) ruszyliśmy na graniczny, zielony szlak. Dzisiaj coś nastrój mi nie dopisywał i jakoś nie umiałem czerpać radości z jazdy. Szkoda, bo sam szlak był całkiem niezły (wręcz bardzo niezły). Początkowo była to kamienista, bądź pozarastana trawą droga, która dosyć szybko zmieniła się w pięknego singla, który przez kilka kilometrów wił się po korzeniach, wśród wielkich połaci porośniętych krzaczkami jagód.
Pomału toczyliśmy się, zdobywając wysokość, aż osiągnęlismy najwyższy punkt tego dnia - Rudawiec. Zaraz za nim szlak zagłebił się w las i poprowadził nas przez rezerwat "Puszcza Śnieżnej Białki". Byłby to w mojej ocenie najlepszy na tym wyjeździe zjazd, bo choć niezbyt stromy, to wiódł przez piękną puszczę jaworową (no i cały czas singielkiem). Byłby, bo co chwilę drogę blokowały zwalone drzewa. Przez niektóre dało się przejechać, ale większość zmuszała do opuszczenia siodła i tachania roweru na plecach.
Po opuszczeniu rezerwatu miejsce singla zajęły stokówki, ale trochę bardziej zapuszczone niż te w Masywie Śnieżnika (ale równie miejscami strome). Czyniło to jazdę nimi całkiem emocjonującą. Zawiodły nas one do doliny Białej Lądeckiej. Tu posiedzieliśmy chwilę na głazach, a potem szlakiem rowerowym ruszyliśmy na Przełęcz Suchą. Nieco przed przełęczą przyszło nam jechać kawałek asfaltem i to do tego przeprowadzonym prawie idealnie wzdłuż poziomic. Dziwne uczucie jechać po raz pierwszy od pewnego czasu "po płaskim" :)
Z przełęczy znów leśna droga (Droga Marianny), którą wytraciliśmy sporo wysokości i dojechaliśmy do asfaltu prowadzącego z powrotem na Przełęcz Płoszczynę. Tu Marysia postanowiła się poopalać, a ja asfalcikiem bryknąłem pod górę po samochód.
Było ładnie, ale ja stanowczo przechodziłem dzisiaj kryzys. Niemniej jednak rejony te polecam :)

A wieczorem bryknąłem jeszcze z kwatery do centrum Miedzygórza po napoje odkwaszające i tez dobiłem ze 3 km :)

TRASA: Przełęcz Płoszczyna (817 mnpm) - [zielony szlak] - Jelenia Kopa - Jawornik Graniczny (1026 mnpm) - Rude Krzyże (1053 mnpm) - Rudawiec (1106 mnpm) - [zielony szlak do Baiłej Lądeckiej] - [czerwony szlak rowerowy] - Przełęcz Sucha (1002 mnpm) - [Droga Marianny (zielony szlak)] - [Droga Morawska] - Przełęcz Płoszczyna (817 mnpm)



Najpierw mega-seks-lans filmik... No dobra. Jest czerstwy, ale za to gra Kyuss :)
... co w sumie niekoniecznie jest zaletą...
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/emlrDPm38kE"> <embed src="http://www.youtube.com/v/emlrDPm38kE" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
Singielkiem przez morze jagód




Raczę się jagodami pod szczytem Rudawca, a gdzieś tam daleko, na tym przepalonym horyzoncie widać Śnieżnik

... o właśnie tam.


Gdzies na zielonym, na zjeździe z Rudawca.




Biała Lądecka


Pod górę, wśród zielonej zieloności.


Wieczorne odkwaszanie ;)
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 27.81 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

"Wcale nie jest tak głęboko"

Niedziela, 14 czerwca 2009 | dodano: 15.02.2017Kategoria Zalew Sulejowski i okolice, Wideło
Pobudka bardzo wczesna (6 rano), ale nie wypadało się spóźnić, bo dzisiejsza wycieczka miała odbyć się w nieco szerszym gronie niż zwykle. Spotkanie zarządziłem o wczesnej godzinie, aby za sprawą miłosiernie nam panujących PKP ruszyć w świat. Na Dworcu Fabrycznym stawiliśmy się w komplecie: ja, Marysia i Marcin (miała być jeszcze Kinga ale nie wyszło). Władowaliśmy się w "kibelka" i po dwudziestu kilku minutach powitaliśmy piękne miasto Koluszki. Stamtąd drogami polno-leśnymi (oraz pewną ilością pól, ale już bez dróg) dotarliśmy do Tomaszowa Mazowieckiego. Po drodze było kilka kałuż i inncyh atrakcji, które pomogły mi i Marysi wytworzyć na rowerach, ciuchach i twarzach solidną ochronną warstewkę błota. W Tomaszowie okazało się, ża Marcin jest w miarę czysty, więc radośnie, jadąc tuż przed nim wjechałem w kałużę. Głośne "Córa Koryntu!" (czy jakoś tak) usłyszane z tyłu dało mi znać, że mój plan się powiódł i teraz Siwy też będzie mógł ze mną podrywać gimnazjalistki na maseczkę błotną.
Gimnazjalistek jak na złość nie było, ale była pizza. Nie była łatwa i kazała czekać na siebie aż do godziny dwunstej. Kiedy jednak zjawiła się, to skonsumowaliśmy ją grupowo, nie bacząc, że przy stolikach siedzą obcy ludzie.
Potem szybki transfer dróżkami na zaporę w Smardzewicach (+mały foto-stopik przy Grotach Nagórzyckich) a dalej... singlowo-leśna, rowerowa orgietka brzegiem zalewu aż do Bronisławowa. Jadąc brzegiem co chwilę napomykałem o tym, że "coś dużo wody w zalewie". Fakt ten miał okazać się dość istotny w dalszym stadium wyprawy. A tak poza tym, to po drodze jedna z dużych kałuż "korciła mnie" i w efekcie zanurzyłem w niej nogi. Tak gdzieś na głębokość 10 cm powyżej kostki i kurort Bronisławów przywitałem wydając butami odgłosy, jak rozdeptywana żaba.
Postanowiliśmy wyprzeć z organizmów wilgoć za pomocą bursztynowego trunku wypitego na plaży. Chyba pomogło i po krótkiej wymianie pobożnych życzeń ruszyliśmy w drogę powrotną. Po drodze przyszło nam pokonać małą zatoczkę, nad którą zbudowano wąską kładkę. Normalnie jest ona kilkadziesiąt centymetrów nad wodą. Ale nie dzisiaj:) (bo "coś dużo wody w zalewie") Już sćieżka prowadzaca do niej była pod wodą, ale Marcin stwierdził, że "Wcale nie jest tak głęboko" więc pojechaliśmy. Gdy w wodzie zanurzyły się już buty, uznaliśmy, ze gorzej i tak nie będzie (to pewnie przez to wypite piwo). A jednak mogło być gorzej. Znacznie. Kładka również byłą pod wodą i do tego była cholernie śliska. Szczegółów przeprawy nie opiszę, bo nie umiem, ale na samym dole jest filmik, więc zapraszam do "lektury".
Dalej już bez większych przygód dotarliśmy do zapory, a stamtąd wzdłuż Pilicy, zahaczając o rezerwat "Niebieskie Źródła" i o "Małe Groty" dotarliśmy do Tomaszowa. Na koniec po dworcowym goferku i za sprawą PKP znów dotarliśmy do Łodzi. Wycieczka wyszła ogólnie całkiem zajebista :) Jedyny minus jest taki, ze opaliły mi się paski do kasku i jutro w robocie będę wyglądał jak upośledzona, czerwona zebra :)

W dordze z Koluszek do Tomaszowa: "Udawaj, że jedziemy szybko" Prędkość rzeczywista rzedu 7km/h :)


Kolejna sesja leśnego lansu


I jeszcze jakiś "landszafcik", żeby nie na każdej focie nasze paszcze widac było


Pomagamy babce uruchomić kaszlaka. Odpalił i odjechała w dal. Nawet nie podziękowała. To jędza :)


Inside joke: wrzosowisko :D


Off-road, off-path, on-pole :)


Marcin robi triki przed spożywczakiem. Pewnie wypatrzył gdzieś gimnazjalistkę jakąś :)


Groty Nagórzyckie


i Jeszcze jednen "landszafcik"


Całe stadko nad Pilicą


Zapora w Smardzewicach...


...i ptoki


Zalew Sulejowski


Ja robię serwis, a Siwy się pręży... pewnie znów te gimnazjalistki szły. A ja cholera nie patrzyłem i przegapiłem :/


Costa del Beton


Zatoczka


"Mówiłeś, że nie jest głęboko!"...


"...bo... za blisko jechaliście"


Kładka prawdy, słupki nadziei...


Marcin uzupełnie węglowodany, bułkowodany, masłowodany, szynkowodany i inne składniki odżywcze


Marcin znów robi triki (w krzkach była pewnie jakaś gimnazjalistka). Ja lansowałem sie na tych skałkach w zeszłym roku przed grupką pań w wieku circa 50 lat, więc uznałem, że dla marnej gimnazjalistki nie będe się wysilał :) Poza tym trochę zaczynało nam się na pociąg spieszyć.


Kolejne foto do kolekcji

A tu numer: 1, 2 i 3

Dworcowy przysmak. I zagadka: jaki owoc ukrywa się pod tą oczojebną zielenią? :)


Mój light-bike robi dziury w asfalcie


A na koniec obiecany film. Dramat "Przeprawa", czyli 6:28 hardkoru :)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/r5aL008wAeg"> <embed src="http://www.youtube.com/v/r5aL008wAeg" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
Opis tej wycieczki u Marcina i u Marysi
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 92.50 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)