Nastały takie czasy, że o wycieczce ca. 35 km mówi się, że "było trochę dalej"... cóż.. c'est la vie... Pojechaliśmy trochę okrężną drogą do Lasu Łagiewnickiego, zjedliśmy a jakiejś "stalłacji" i ostatecznie wylądowaliśmy w Arturówku na placu zabaw. No i oczywiście, pod koniec, na lodach na Teo. Największa atrakcją były odcinki, gdy młoda wskakiwała na swój rowerek biegowy i zaiwaniała razem z nami. Praktycznie nie zostało już ani śladu po "pozłamaniowym" kuśtykaniu i momentami, z górki, osiągała nawet 15 km/h.
Jak to opisała Frau Bendus: "To jest już ten czas, kiedy wyjeżdżasz na hopki, czujesz te skrzydła, mówisz "siema chłopaki!", a w odpowiedzi słyszysz "dzień dobry". No ale nie zrażasz się, wjeżdżasz pod górę i słyszysz "czy ta pani będzie skakać?!". Ale to nic, myślisz, i jedziesz dalej. Mina zrzedła dopiero, kiedy się okazało, że 13-latki skaczą dwa razy dalej niż "pani pro"."
Do Rydzynek z Marysią, powrót samemu. Na miejscu grill, jakieś piwko może nawet... No relaks na całego. Zdjęć z drogi "tam" nie mam, bo była to jedna z niewielu okazji, by z Jaśnieżoną pogadać sobie na spokojnie bez Bejbora. Zdjęć z powrotu też nie ma, bo się śpieszyłem.
Ponieważ bez zdjęcia się nie liczy, fotka ostatecznej (póki co) wersji napędu w 45650b: tania kaseta 11-42 - CS-HG500, przerzutka X0 Type 2, która nie powinna działać z tą kasetą, ale działa i chińska zębatka narrow-wide 32T (Chińczyk z aliexpress miał nawet taką z napisem Deore XT :D). Na koniec kupiona okazyjnie prowadnica Mozartt HXR, bo jednak samym narrow-wide'om nie ufam. Li i tyle.
Mimo ładnej pogody, ostatnio nie było okazji, by pojeździć. Złożyło się na to wiele czynników, z których niepoślednim był fakt, że jakieś półtora tygodnia temu bejborzysko złamało sobie stopę. Teraz już sprawy trochę się uspokoiły i można było, w ramach zabawiania małej kuternogi, władować Ją do przyczepki i wywieźć na jakiś plac zabaw. Z gipsem nie mogliśmy na miejscu zbyt wiele zdziałać, ale nawet huśtawka dała Młodej dużo radości. Potem mała rundka tu i ówdzie, a potem lody, dla ukojenia duszy ;)
A na zdjęciu, kolejny wypełniacz czasu, który konkuruje z rowerem - budowany na działce domek dla bejbora. Ofc nieukończony jeszcze.
No właśnie.. chyba naprawdę przyszła wiosna. Z tej okazji odbyła się pierwsza dłuższa wycieczka z przyczepką.
Trasa bez rewelacji, bo wyznaczona przez place zabaw, budki z lodami, i restauracje, ale i tak było całkiem ok. Do tego krótkie portki i krótkie rękawki!
Musiałem Tosię Marysi sprzed oczu sprzątnąć na całe popołudnie. Młoda na pumptrack napalona jak łysy na grzebień, więc oczywiście trafiliśmy na Zdrowie.
Po długiej przerwie wracam na bikestats'a.
W życiu ostanio działo się wiele dużych rzeczy i nie za bardzo była okazja by myśleć o blogu. W związku z tym w 2014r. skasowałem swoje konto, bo i tak na nie nawet nie zaglądałem. Zauważyłem jednak, że brakuje mi tej odrobiny rowerowego ekshibicjonizmu i że bez tego kołaczącego się po głowie zdanka: "Będzie fajny wpis", trudno skłonić się nieraz do wymyślenia ciekawej trasy, do zrobienia podczas wycieczki zdjęcia, czy w ogóle do wyjścia na rower.
Teraz pomału odtwarzam zawartość bloga z zapisanego kiedyś pliku csv (trochę się wpisów przez 8 lat uzbierało) i mam nadzieję, że będę miał tez okazję dodawać nowe wycieczki bo chciałbym bardzo wrócić do rowerowania :)