Pechowa zieleń - zielony szlak ze Śnieżnika
-
DST
28.93km
-
Sprzęt [A] Tomac
-
Aktywność Jazda na rowerze
We wtorek lało, więc mieliśmy siłą rzeczy dzień odpoczynku. Całe szczęście w środę zrobiło się znośnie i można było bryknąć w góry.
Zaczęliśmy klasycznie, czyli od podjazdu. Nieznakowanymi stokówkami wdrapaliśmy się do schroniska "Na Śnieżniku".
Po drodze mała przerwa na lans w strumieniu.
W schronisku wyżerka...
...a potem atak na szczyt.
Ja z Siwym walczyliśmy trochę bardziej z przodu i trochę bardziej w siodle, ale to dlatego, że się jakaś wycieczka napatoczyła i trzeba było się pokazać :)
Na samej górze, na ruinach wieży widokowej było pozowanie do słit fotek...
...i przygotowania do zjazdu, świetnym ponoć, zielonym szlakiem.
W końcu ruszyliśmy. Najpierw był sympatyczny singielek po praktycznie płaskiej kopule szczytowej...
...a potem zrobiło się stromo i zaczęła się zabawa.
Czasem zabawa była taka dobra, że aż nie chciało się bawić samemu :)
Miejscami stromizna malała i robiło się malowniczo.
A potem znowu robił się nakurwing :)
I wszystko było super, do momentu, gdy Mateuszowi coś nagle strzyknęło w kostce (starość pewnie Mu strzyknęła) i jazda się skończyła.
Zmusiło nas to do opuszczenia zielonego szlaku i awaryjnego zjazdu do najbliższego asfaltu. Wybrałem żółty szlak, który na mapie wyglądał jak szeroka droga, a w rzeczywistości był w sporej części taki:
Do zjechania oczywiście, ale niekoniecznie z niesprawną nogą. Całe szczęście dla Mateusza nie ma rzeczy niemożliwych - zjechał całość z jedną noga niewpiętą, fajtającą gdzieś na boku w powietrzu. Ja też zjechałem, ale pod koniec trochę się przeliczyłem i zaliczyłem piękny lot przez kierownicę.
nawet film mam :)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/duATF4WZvT4">
<embed src="http://www.youtube.com/v/duATF4WZvT4" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>Zrobiłem w powietrzu śrubę porysowałem kierę, mostek, grzmotnąłem o kamienie nogą i plecami i ogólnie się wkurwiłem. No bo jak to jest, że pieprzony kuternoga zjechał, a ja nie! :) Na zdjęciu powyżej właśnie zbieram się z ziemi i oceniam straty w sprzęcie i dzielę się z grupą wkurwem swym.
Kawałek niżej zaczął się asfalt i grupka nasza podzieliła się.
Mateusz miał poczekać, a my, najkrótszą droga przez góry pojechać mieliśmy do kwatery i wrócić po Niego samochodem. Do domu było jakieś 11km i kilkaset metrów przewyższenia na Przełęcz Śnieżnicką. Wdrapaliśmy się w pocie czoła,
...aby potem zjechać nudnym szutrem, bo tak najszybciej.
Na kwaterze cap za telefon, a tu Mateusz mówi, że właśnie dojeżdża do Miedzygórza. Skubany! W czasie gdy my gramoliliśmy się przez góry, On pyknął jakieś 40km asfaltem i też prawie dojechał. Koks jeden :)
Wieczorem piwko, pizza i jak się okazało dwóch kulawych - Mateusz i Ja.
Moja kostka po glebie też nie sprawowała się najlepiej. Spuchła i w najbliższych dniach miała sprawić jeszcze niejeden kłopot. Ale... o tym już we wpisie z kolejnego dnia.
Kategoria Góry, Masyw Śnieżnika, Międzygórze 2012