Rodzinnie do Sokolnik. Jak zwykle, żeby wyciągnąć Córkę z na rower, trzeba obiecać jej żarcie :) Dziś obiecane żarcie było w restauracji "Nasza Chata" w Sokolnikach.
Temperatura niby spora, ale jednak te 17-19 stopni w październiku to jakoś nie to samo co ta sama temperatura wiosną, czy latem - zmarzłem nieprzyzwoicie.
Jadąc rowerem lubię mieć jakiś cel. Może to być jakieś ciekawe miejsce czy zabytek, ale równie dobrze może to być buda z hot-dogami, albo powiedzmy mostek nad polnym rowem. Ważne, żeby było coś. Dziś padło na skrzyżowanie polnych dróg koło Dzierżanowa. Nic ciekawego, ale w tym miejscu kręcono ponoć ostatnią scenę "Zimnej Wojny" Pawła Pawlikowskiego. Film zupełnie nie z mojej bajki, ale cel jakiś jest. Do tego obok znajduje się stary cmentarz ewangelicki, który mogłem dodać do swojej "kolekcji". Gdy dojechałem na miejsce, słońce właśnie schowało się za horyzontem i zaczęło się robić zimno. Druga połowa wycieczki to już raczej jednocyfrowe temperatury, na które, jak się okazało, nie byłem do końca gotowy.
Cały weekend wypełniły prace domowe i dopiero w niedzielę po zmierzchu udało się znaleźć chwilkę na rower. Pojechałem elektrykiem, bo w sumie, czemu nie? Zaliczyłem rundkę po okolicznych leśnych drogach, zahaczając o Karolew, Chrośno i Rudę Bugaj. Śmieszna jest ta jazda na elektryku, jeśli chce się pojechać szybciej niż te 25 z hakiem. Wspomaganie nagle odcina i trzeba ciągnąć tą kotwicę ważącą dobrze ponad dwadzieścia kilogramów . W efekcie, jakbym wziął gravela, to mniej bym się pewnie zmęczył :).
Miałem dwie godzinki z hakiem wolnego, wiec poszedłem na rower. Po ostatnich modyfikacjach w rowerze, przelewaniu hamulców itp, kiera jeszcze bez owijki, ale i tak było git.
Po wcześniejszej przejażdżce wykąpałem się, przebrałem w czyste ciuch i wtedy wróciła Żona™ z Córką®. Oświadczyły, że jedziemy rowerem na obiad, bo w domu w lodówce jest tylko światło. No to pojechaliśmy na hambuksy u Brzóski. Powrót już po ciemku, bo niestety dzień już się wyraźnie skrócił :(
Po długiej przerwie wracam na bikestats'a.
W życiu ostanio działo się wiele dużych rzeczy i nie za bardzo była okazja by myśleć o blogu. W związku z tym w 2014r. skasowałem swoje konto, bo i tak na nie nawet nie zaglądałem. Zauważyłem jednak, że brakuje mi tej odrobiny rowerowego ekshibicjonizmu i że bez tego kołaczącego się po głowie zdanka: "Będzie fajny wpis", trudno skłonić się nieraz do wymyślenia ciekawej trasy, do zrobienia podczas wycieczki zdjęcia, czy w ogóle do wyjścia na rower.
Teraz pomału odtwarzam zawartość bloga z zapisanego kiedyś pliku csv (trochę się wpisów przez 8 lat uzbierało) i mam nadzieję, że będę miał tez okazję dodawać nowe wycieczki bo chciałbym bardzo wrócić do rowerowania :)