bendus.bikestats.plblog rowerowy

avatar bendus
Jedlicze A

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(5)

Moje rowery

GT Grade 32 km
Epic EVO 412 km
MotoRower 289 km
Supernormal 310 km
[A] Moon 180 km
[A] Mike 1113 km
[A] Canyon 116 km
[A] Zumbi 182 km
[A] Spitfire 104 km
[A] Chińczyk 2104 km
[A] 45650b 2669 km
[A] Tomac 2998 km
[A] Prophet 3754 km
[A] Enduro 903 km
[A] Poison 330 km
[A] Scraper 2525 km
[A] Amstaff 1239 km
ŁRP 249 km
[A] Kryptoszosa 656 km
[A] Mongoose
[A] Stevens 310 km
[A] Mieszczuch 632 km
[A] Marin 1479 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy bendus.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Turbacz or bust!

Sobota, 7 sierpnia 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Gorce, Góry, Ochotnica Górna 2010
Początek był trudny. Jak napisałem wcześniej, wczoraj nie udało nam się kupić piwka na wieczorne odkwaszenie i pewnie dlatego wstawanie poszło nam dziś gorzej, a Słońce stało już wysoko, gdy wreszcie umieścilismy dupcie na siodełkach.
Tym razem postanowiliśmy skorzystać z rad naszej gospodyni i trochę wysokości zdobyć asfaltem, by uniknąć wycieńczającego pchania szlakiem wybitnie pieszym. Wjechaliśmy na Przełęcz Knurowską i dopiero tam przesiedliśmy się na czerwony szlak turystyczny na Turbacz (który zarazem był też szlakiem rowerowym).
Początek nie był zły.

Generalnie do przejechania z pewną ilością pchania w bardziej zniszczonych przez wodę miejscach.
Wszystko było OK do momentu, gdy szlak zaczął wspinać się na Stus (na mojej mapie cioś takiego było, a na mapie Compass'u juz nie ma...).
Nazwanie tego odcinka "rowerowym" uznaję za świetny, acz nieco okrutny żart.

W miejscu zrobienia tego zdjęcia było ciężko, a potem było jeszcze gorzej.
Z buta przyszło zrobić gdzieś ze 200 metrów w pionie, a potem znów dało się jechać, ale ile napociliśmy się uderzając z buta pod tą ściankę, to tylko my wiemy.
Potem było juz lepiej. Zaczęły pojawiać się jakieś widoczki.
Lubań, Jezioro Czorsztyńskie, Pieniny, Małe Pienieny i Beskid Sądecki. Aż miło było się zatrzymać i popatrzeć w bok.
. Na fotce nie wyszło to zbyt ładnie i sporo trzeba było dłubać, by widać było cokolwiek, ale na żywo było super.
Tutaj ostatnie metry przed szczytem Kiczory. Dało się jechać, ale z dając z buta łatwiej zerkać do tyłu, a było na co, bo z chmur zaczęły wyłaniać się Tatry (czego oczywiście na tym zdjęciu prawie wcale nie widać).


Za Kiczorą szlak zrobił się już świetny. Wysokość nie zmieniała się zbyt drastycznie, a miejsce wymytych kamieni zajęły korzenie i jazda nie dość, że nie sprawiała tyle trudu, to jeszcze niesamowicie bawiła.




Ani się spostrzegliśmy, jak dotarliśmy do Hali Długiej i pomknęliśmy nią do schroniska na Turbaczu.

Tam zjedliśmy przydrogi (ale całkiem smaczny) obiad, pyknęliśmy fotkę Tatrom...

...i powtarzając zajebisty odcinek czerwonego szlaku wrócilismy na Kiczorę.
Tam pyknęliśmy raz jeszcze fotkę widoczkom i...

...w Marysi aparacie padła bateria. Oznaczało to koniec fotografowania, bo mój wyzionął ducha dzień wcześniej. W efekcie zdjęć ze zjazdu nie ma, a szkoda, bo był całkiem niesamowity. Zjechaliśmy do Ochotnicy ścieżką/drogą, która na niektórych mapach figuruje jako oznaczony zielonymi kropkami szlak, a na niektórych nie figuruje wcale. Wiedzie przez Cioski Ochotnickie, Suchą Polanę i Wierch Znaki. Spora część to korzenisty, techniczny i miejscami stromy singielek, na którym nei sposób nie szczerzyć paszczy w uśmiechu.

Podczas zjazdu pozwoliłem sobie przedstawić teorię Grawitacyjnego Pola Rynien.
Chodzi o to, że nieważne jak szeroki i równy jest szlak, to jeśli w którymś miejscu jest on wymyty przez spływającą deszczówkę, towrząc głęboką, kamienistą rynnę, to nie jest możliwą jazda równolegle do niej. Rynna taka wytwarza własne pole grawitacyjne, które sciąga rowerzystę do rynny. Wpływ ten jest zauważalny zarówno podczas podjazdu, jak i zjazdu, ale jest tym silniejszy, im rynna głębsza i im poważniejsze byłyby konsekwencje wpadnięcia w nią :)
No.. ale koniec OT

Dojechaliśmy do Ochotnicy, gdzie czekał nas jeszcze bardzo szybki kawałek po asfalcie, zakup piwka (sklep zlokalizowałem jeszcze rano i uczyniłem zeń istotny punkt na trasie wycieczki) oraz drugi obiad (tym razem na kwaterze) i konsumpcja złotego trunku. Ja piłem zdrowie Marysi, która po raz kolejny udowodniła, że zasługuje na miano Pierwszej Góralki Łódzkiego Teofilowa.

Gorce nas wymęczyły, ale pewnie kiedyś tu wrócimy, bo weekend bez wątpienia był udany.

Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 30.38 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!