Dzień drugi. Dziś już wszystko poszło zgodnie z planem - nie było żadnych ulew, skracania trasy itp.
Na końcu mały zgrzyt w postaci braku miejsc na rower w dwóch kolejnych pociągach InterCity w stronę Łodzi. W efekcie musieliśmy czekać ponad dwie godziny na dworcu w Tomaszowie, ale nadal mają tam bar z goframi, jak przed laty, więc nie był to do końca stracony czas :)
Bejborowi wycieczka się podobała i wyraża chęć na kolejne. Super.
W "bożocielny" weekend postanowiłem wyciągnąć rodzinę na malutką wyprawę rowerową. Dystans nie mógł być zbyt długi, z uwagi na możliwości dziewięcioletniej rowerzystki, musiało być w miarę płasko, niezbyt trudno pod względem terenowym, musiało być sporo miejsc na postoje w fajnych miejscach i najlepiej jeszcze, żeby dojazd na start wyprawy był pociągiem (bo Młoda uwielbia jazdę pociągami). Wszystkie te warunki spełniały rejony Zalewu Sulejowskiego, więc w czwartek rano wsiedliśmy do pociągu w naszych Grotnikach i po jakimś czasie zameldowaliśmy się w Tomaszowie Mazowieckim. Stamtąd to już wielokrotnie niegdyś przerabiany klasyk - Niebieskie Źródła, zapora w Smardzewich, Jeleń i Spała. Był plan na trochę więcej, ale po drodze, kawałek przed Jeleniem, złapała nas ulewa i kompletnie przemoczyła. W związku z tym zamiast kręcić dalej po lasach, pojechaliśmy do kwatery w Spale, by się porządnie wysuszyć i przygotować na drugi dzień jazdy.
Z rodziną na obiad. Dziś nie do "Czarnego Stawu" jak zwykle, tylko trochę dalej, do Tawerny "Michasiówka" w Bełdowie. Dziecię trochę kwękało, że daleko, ale ostatecznie łyknęło ten dystans, jak młody pelikan.
Przedłużony weekend w Szklarskiej Porębie. W sobotę była wycieczka piesza, a w piątek rowerowa.
Klasycznie - Singletrack, kopalnia "Stanisław" i Hala Izerska.
Pierwsze ca. 25km z Jaśnie Małżonką, Jaśnie Córką i Jaśnie Teściową, na obiad w "Czarnym Stawie".
Pozostałe kilometry już bez Jaśnie Teściowej, ale za to z Jaśnie Córki koleżanką z klasy, na lody koło zalewu w Grotnikach.
Po długiej przerwie wracam na bikestats'a.
W życiu ostanio działo się wiele dużych rzeczy i nie za bardzo była okazja by myśleć o blogu. W związku z tym w 2014r. skasowałem swoje konto, bo i tak na nie nawet nie zaglądałem. Zauważyłem jednak, że brakuje mi tej odrobiny rowerowego ekshibicjonizmu i że bez tego kołaczącego się po głowie zdanka: "Będzie fajny wpis", trudno skłonić się nieraz do wymyślenia ciekawej trasy, do zrobienia podczas wycieczki zdjęcia, czy w ogóle do wyjścia na rower.
Teraz pomału odtwarzam zawartość bloga z zapisanego kiedyś pliku csv (trochę się wpisów przez 8 lat uzbierało) i mam nadzieję, że będę miał tez okazję dodawać nowe wycieczki bo chciałbym bardzo wrócić do rowerowania :)