- Kategorie:
- Beskid Sądecki.6
- Beskid Śląski.5
- Bez roweru.1
- Bory Tucholskie.7
- Dolina Bobru 2024.4
- Dookoła Tatr 2023.3
- eBike.3
- Gorce.3
- Góry.125
- Góry Bardzkie.1
- Góry Bialskie.1
- Góry Izerskie.51
- Góry Sowie.6
- Góry Świętokrzyskie.1
- Jakuszyce 2009.3
- Jakuszyce 2010.4
- Jakuszyce 2012.5
- Jakuszyce 2014.3
- Jakuszyce 2016.3
- Jeseník 2012.3
- Jeseník 2014.3
- Jeseniky.3
- Jura Krakowsko-Częstochowska.1
- Jura Wieluńska.1
- Karkonosze.14
- Krościenko 2011.3
- Łódź i okolice.369
- ŁRP.39
- Małe Pieniny.1
- Masyw Śnieżnika.20
- Międzygórze 2009.5
- Międzygórze 2010.6
- Międzygórze 2012.7
- Międzygórze 2014.2
- Międzygórze 2020.3
- Ochotnica Górna 2010.2
- Okolice Warszawy.4
- Pieniny.3
- Pilchowice 2017.2
- Piwniczna-Zdrój 2009.4
- Piwniczna-Zdrój 2024.2
- Po ciemku.39
- Po mieście.99
- Podsumowanie roku.4
- Pogórze Kaczawskie.1
- Polskie morze.1
- Praca.42
- Przyczepka.35
- Rolki.1
- Rychlebské hory.7
- Rzeczka 2011.3
- Sprzęt.41
- Świeradów-Zdrój 09.2013.5
- Świeradów-Zdrój 2011.5
- Świeradów-Zdrój 2013.2
- Świeradów-Zdrój 2020.4
- Świeradów-Zdrój 2021.2
- Syf, kiła i mogiła.0
- Szczyrk 2010.1
- Szklarska Poręba 2007.4
- Szklarska Poręba 2008.7
- Szklarska Poręba 2010.4
- Szklarska Poręba 2011.4
- Szklarska Poręba 2019.2
- Szklarska Poręba 2021.2
- Szklarska Poręba 2022.1
- Tatry.4
- Te fajne.30
- Tleń 2007.6
- Tleń 2012.2
- Trójwieś.88
- Wałbrzych 2012.2
- Wałbrzych 2013.2
- Warte przeczytania.0
- Wideło.16
- Wisła 2008.2
- Z Buta.1
- Z muzyką.91
- Z Tosią.82
- Zakopane 2012.2
- Zalew Sulejowski i okolice.12
- Zerowy przebieg.21
- Zittauer Gebirge.1
Walka z kryzysem, czyli po mieście za friko
Czwartek, 26 marca 2009 | dodano: 15.02.2017Kategoria Łódź i okolice
Nie planowałem jazdy rowerem w dniu dzisiejszym, ale ponieważ z kasą krucho, postanowiłem zaoszczędzić kilka zł i zrezygnować z usług MPK. Najpierw interesy, czyli kurs do lekarza po receptę. Odebrawszy tęże, pojechałem na chwilę do ojca, gdzie uraczyłem się świetnym barszczem (i kolejna oszczędność - nie musiałem sobie obiadu zafundować :D). Potem szybki kurs z Retkini do Centrum na spotkanie z Marysią (kończyła jakieś zajęcia, dzięki którym jest nie tylko piękna, lecz też mądra). Razem przeszliśmy pieszo odcinek od Zielonej do Julianowskiej (tych kilku km oczywiście nie wliczam). Potem Ona władowała się w autobus (znając Ją, to też oszczędziła na biletach i to bez używania roweru), a ja bryknąłem do Kwatery Głównej.
Po powrocie. Godzina 22:05 - pokaz stroju w sam raz na gorące wiosenne wieczory.
Ale jak miło wracać, gdy w domu czeka na człowieka takie coś :P
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po powrocie. Godzina 22:05 - pokaz stroju w sam raz na gorące wiosenne wieczory.
Ale jak miło wracać, gdy w domu czeka na człowieka takie coś :P
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
24.04 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Kąpiel błotna (z proszkiem do prania)
Sobota, 14 marca 2009 | dodano: 15.02.2017Kategoria Łódź i okolice
Jeśli wycieczka miałaby być taka długa jak mentalne przygotowania do niej, to pisałbym teraz z kawiarenki internetowej w Paryżu. Piszę jednak z domu, znad odkwaszającego Tyskiego, więc było krócej.
Wybyliśmy z domów o poranku (póżnym) i obraliśmy kierunek E, SE. Po raz pierwszy w tym roku opuściliśmy zaciszne i suche drogi utwardzone i zapuściliśmy się w dziki gąszcz polnych traktów i ścieżek. Tam od razu okazało się, że wiosna to jeszcze chwilę poczeka. Znalazło się błoto (nienawidzę!) i śnieg. Całe szczęście prowadziła nas wierna bułka z Nutellą (przynajmniej dopóki jej nie zjedliśmy). Potem lanserka w południowych rejonach miasta i powrót w glorii chwały do Kwatery Głównej. (tutaj opis wycieczki słowami Rowerzystki Szatana)
Trasa: Teo - park Mickiewicza - M1 - Zakład Górniczy Listopadowa - Mileszki - Olechów - Stawy Jana - Łódź Kaliska - Teo
Dzisiaj nie ja poskramiałem optykę, więc jestem gwiazdą większości zdjęć :)
Kopalnia czegoś tam gdzieś tam...
...i ja z wierną bułką na krawędzi.
Wcale nie pozowane i wcale nie w przeciwnym kierunku niż zmierzaliśmy..
Nienawidzę!
Znów ja... Superstar
Jedyny Słuszny Rower, czyli laski lecą na jednozawiasy
Szatański rumak Pięknej Marii
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wybyliśmy z domów o poranku (póżnym) i obraliśmy kierunek E, SE. Po raz pierwszy w tym roku opuściliśmy zaciszne i suche drogi utwardzone i zapuściliśmy się w dziki gąszcz polnych traktów i ścieżek. Tam od razu okazało się, że wiosna to jeszcze chwilę poczeka. Znalazło się błoto (nienawidzę!) i śnieg. Całe szczęście prowadziła nas wierna bułka z Nutellą (przynajmniej dopóki jej nie zjedliśmy). Potem lanserka w południowych rejonach miasta i powrót w glorii chwały do Kwatery Głównej. (tutaj opis wycieczki słowami Rowerzystki Szatana)
Trasa: Teo - park Mickiewicza - M1 - Zakład Górniczy Listopadowa - Mileszki - Olechów - Stawy Jana - Łódź Kaliska - Teo
Dzisiaj nie ja poskramiałem optykę, więc jestem gwiazdą większości zdjęć :)
Kopalnia czegoś tam gdzieś tam...
...i ja z wierną bułką na krawędzi.
Wcale nie pozowane i wcale nie w przeciwnym kierunku niż zmierzaliśmy..
Nienawidzę!
Znów ja... Superstar
Jedyny Słuszny Rower, czyli laski lecą na jednozawiasy
Szatański rumak Pięknej Marii
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
51.76 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Śnieg, śnieg, śnieg... :/
Sobota, 14 lutego 2009 | dodano: 04.01.2017Kategoria Góry, Bez roweru
Ostatnio przeprowadzaliśmy nierowerowy rekonesans w Kotlinie Kłodzkiej. Miejsce ładne i planujemy zawitać tam latem z rowerkami. Kwatera wybrana, cel wyznaczony (Śnieżnik), teraz tylko czekać trzeba aż śnieg zniknie. A jest go tam w cholerę i ciut!
BTW. przejeżdżaliśmy przez Przełęcz Walimską pod Wielką Sową. Ot taki zwiad przed Zlotem FR.ORG. Się nie mogę doczekać śmigania tam na dwóch kółkach, a nie na czterech.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
BTW. przejeżdżaliśmy przez Przełęcz Walimską pod Wielką Sową. Ot taki zwiad przed Zlotem FR.ORG. Się nie mogę doczekać śmigania tam na dwóch kółkach, a nie na czterech.
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: min/km,
prędkość maks: min/kmTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Inauguracja sezonu 2009
Niedziela, 25 stycznia 2009 | dodano: 14.02.2017Kategoria Łódź i okolice
Usilnie namawiany przez Marysię i zachęcony ładną pogodą, zdecydowałem się wreszcie przerwać rowerowy sen zimowy. Przjechaliśmy się po mieście (tu wiosna na całego) i dotarliśmy w rejon Lublinka, gdzie potaplaliśmy się chwilę w błocie.
A potem dom i seansik filmowy :)
Pierwszy kontakt Propheta z błotem
Z okazji wiosny składam hołd Uryniom ;)
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
A potem dom i seansik filmowy :)
Pierwszy kontakt Propheta z błotem
Z okazji wiosny składam hołd Uryniom ;)
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
22.66 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Podsumowanie roku 2008
Środa, 31 grudnia 2008 | dodano: 04.01.2017Kategoria Podsumowanie roku
Przejechane 3276km (Mało. Mniej niż w 2007). Trzy ramy (choć na nr 3 już w tym roku nie pośmigałem), dwa rowerowe wyjazdy wyjazdy w góry (i chrapka na więcej).
Postanowienia na rok 2009: Może dla odmiany bez zmiany ramy w środku sezonu, więcej wyjazdów rowerowych w góry, więcej przejechanych kilometrów i mniej asfaltu. No i zaliczenie polskiego "Holy trail", czyli przejażdżka w tym miejscu
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Postanowienia na rok 2009: Może dla odmiany bez zmiany ramy w środku sezonu, więcej wyjazdów rowerowych w góry, więcej przejechanych kilometrów i mniej asfaltu. No i zaliczenie polskiego "Holy trail", czyli przejażdżka w tym miejscu
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: min/km,
prędkość maks: min/kmTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nie lubię poniedziałków?
Poniedziałek, 10 listopada 2008 | dodano: 14.02.2017Kategoria Łódź i okolice
W sobotę i niedzielę, zamiast korzystać z zajebiaszczej pogody musiałem się edukować, więc wolny poniedziałek trzeba było spędzić na rowerze. Pogoda jakby kiepściejsza niż dzień wcześniej, ale cóż... Z Teo dojechaliśmy na Rogi i tam wbiliśmy się na zielony szlak, który mniej więcej (były miejscami spore odstępstwa) i wraz z czarnym rowerowym towarzyszył nam przez całą drogę na terenie Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich. Pierwszym charakterystycznym punktem przez nas odwiedzonym było wzgórze "Radary". Tam mały zgrzyt, bo jakiemuś kutafonowi (pracownikowi stacji nadajnikowej) chciało się zatrzymać swoją brykę i wyrzucić nas z tego terenu.Niby stoi tam zakazu wjazdu, ale że chciało mu sie tak na betonowej drodze przez pole... Mając go głęboko w dupie dojechaliśmy do stacji przez pole, a potem wróciliśmy do drogi dojazdowej, którą demonstracyjnie doszedłem do bramy pieszo (bo przecież znak B-2 pieszych nie dotyczy).
Potem przez Bukowiec, Grabinę i Plichtów dojechaliśmy do Moskwy i dalej do Buczka, gdzie wjechaliśmy do Lasu Janinowskiego. Tutaj pokręciliśmy się przez chwilę, jeżdżąc momentami zupełnie na przełaj, aż dotarliśmy do Parowów Janinowskich. Świetnie sie jeździ po tych "wąwozach", tylko szkoda, że w pięc minut można przejechać całość :(
Od Parowów Janinowskich znów jechaliśmy zielonym szlakiem, by przez Rosyjkę dotrzeć do Starych Skoszewów, gdzie przesiedliśmy się na czarny rowerowy, którym bryknęliśmy do Dobieszkowa. Dalej trochę na czuja przez Las Dobieszkowski do Dąbrówki i dalej przez Moskuliki znów na Rogi i do domu. Finisz oczywiście już w zupełnych ciemnościach, bo około 16.30 :/
"Radary"
Znalezione w ruinach garażu w pobliżu zielonego szlaku...
W Lesie Janinowskim
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Potem przez Bukowiec, Grabinę i Plichtów dojechaliśmy do Moskwy i dalej do Buczka, gdzie wjechaliśmy do Lasu Janinowskiego. Tutaj pokręciliśmy się przez chwilę, jeżdżąc momentami zupełnie na przełaj, aż dotarliśmy do Parowów Janinowskich. Świetnie sie jeździ po tych "wąwozach", tylko szkoda, że w pięc minut można przejechać całość :(
Od Parowów Janinowskich znów jechaliśmy zielonym szlakiem, by przez Rosyjkę dotrzeć do Starych Skoszewów, gdzie przesiedliśmy się na czarny rowerowy, którym bryknęliśmy do Dobieszkowa. Dalej trochę na czuja przez Las Dobieszkowski do Dąbrówki i dalej przez Moskuliki znów na Rogi i do domu. Finisz oczywiście już w zupełnych ciemnościach, bo około 16.30 :/
"Radary"
Znalezione w ruinach garażu w pobliżu zielonego szlaku...
W Lesie Janinowskim
Rower:[A] Poison
Dane wycieczki:
65.39 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na północ
Sobota, 25 października 2008 | dodano: 14.02.2017Kategoria Łódź i okolice
Wybraliśmy się na północ, bo ostatnio jakoś w inne rejony nas nosiło. Z Radogoszcza przez las wzdłuż torów kolejowych śmignęliśmy do Zgierza, a stamtąd przez Smardzew, Glinnik i Czaplinek do lasów w okolicy Swędowa. Potem do Szczawina i przez Malinkę i Zgierz znów do Łodzi. W Malince Marysia glebnęła na zjeździe w okolicy wyciągu narciarskiego. Obyło się bez obrażeń, ale przednie koło ma gigantyczną ósemkę i na dniach musi trafić do serwisu.
Strasznie ponura była ta przejażdżka - ani przez chwilę nie pokazało się słońce, a pod koniec zrobiło się ciemno. Byle do wiosny...
...w pełnym pędzie.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Strasznie ponura była ta przejażdżka - ani przez chwilę nie pokazało się słońce, a pod koniec zrobiło się ciemno. Byle do wiosny...
...w pełnym pędzie.
Rower:[A] Poison
Dane wycieczki:
54.61 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Łódź "od kuchni", czyli terenowa jazda miejska
Sobota, 11 października 2008 | dodano: 14.02.2017Kategoria Łódź i okolice
Mieliśmy w dniu dzisiejszym wybrać się na Górę Kamieńsk, ale... jakoś ceny biletów PKP nas odstraszyły - wyszło, że bilety z Łodzi do Kamieńska i z powrotem kosztowałyby nas łącznie ponad 70zł :/ Trzeba się za jakimś machalasem rozejrzeć, bo za tyle kasy, to bym samochodem w normalne góry dojechał... ale... na temat:
Pokręciliśmy się niby cały czas po terenie Łodzi, ale staraliśmy się unikać utwardzonych nawierzchni. Wszystkie ścieżki haszcze i opuszczone bocznice kolejowe były nasze :) Klucząc i błądząc dotarliśmy przez Radogoszcz i Arturówek w rejon EC-4 a potem pojeździliśmy ścieżkami w rejonie ulicy Zakładowej. Pogoda dopisała (ubraliśmy się jak na jesień, a potem kolejno gubiliśmy kolejne warstwy ciuchów) i wycieczka, mimo że "lokalna" wyszła całkiem przyjemna.
Spojrzenie na Łódź z nad zajezdni tramwajowej na Telefonicznej. Widać m.in. stadion Widzewa i Centrum Kliniczno-Dydaktyczne Uniwersytetu Medycznego
Na wschód przez haszczory (rejon ulicy Lawinowej)
Na tyłach EC-4 (najwyższe kominy w Łodzi - ten z lewej 265m, ten z prawej 200m)
Aż tak ciepło było ;)
Rejon ulicy Nery - najprawdziwszy singletrack
Prawie jak lot
Jak ktoś lubi takie rzeczy (ja tak), to EP-07 w malowaniu PKP-KR zmierza w kierunku stacji Łódź-Widzew
Jak zabraknie ścieżki, trzeba torami...
...albo, co gorsza, asfaltem
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pokręciliśmy się niby cały czas po terenie Łodzi, ale staraliśmy się unikać utwardzonych nawierzchni. Wszystkie ścieżki haszcze i opuszczone bocznice kolejowe były nasze :) Klucząc i błądząc dotarliśmy przez Radogoszcz i Arturówek w rejon EC-4 a potem pojeździliśmy ścieżkami w rejonie ulicy Zakładowej. Pogoda dopisała (ubraliśmy się jak na jesień, a potem kolejno gubiliśmy kolejne warstwy ciuchów) i wycieczka, mimo że "lokalna" wyszła całkiem przyjemna.
Spojrzenie na Łódź z nad zajezdni tramwajowej na Telefonicznej. Widać m.in. stadion Widzewa i Centrum Kliniczno-Dydaktyczne Uniwersytetu Medycznego
Na wschód przez haszczory (rejon ulicy Lawinowej)
Na tyłach EC-4 (najwyższe kominy w Łodzi - ten z lewej 265m, ten z prawej 200m)
Aż tak ciepło było ;)
Rejon ulicy Nery - najprawdziwszy singletrack
Prawie jak lot
Jak ktoś lubi takie rzeczy (ja tak), to EP-07 w malowaniu PKP-KR zmierza w kierunku stacji Łódź-Widzew
Jak zabraknie ścieżki, trzeba torami...
...albo, co gorsza, asfaltem
Rower:[A] Poison
Dane wycieczki:
57.31 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rowerem w krainie smarków - dzień 2
Sobota, 27 września 2008 | dodano: 04.01.2017Kategoria Wisła 2008, Góry, Beskid Śląski
Ten dzień stał pod znakiem Baraniej Góry. To właśnie ona była powodem, dla którego przez pół Polski tłukliśmy się z rowerami. To ją trzeba było zdobyć.
Według pierwotnej wersji dotrzeć mieliśmy na nią od strony schroniska na Przysłopie. Skoro jednak dzień wcześniej ta wersja nie wypaliła...
Na górę postanowiliśmy dostać się niebieskim szlakiem, któy prowadzi na nią od zachodniej strony.
Na wspomnianej wcześniej all-mountain.pl o niebieskim przeczytać można, że "to jeden z najlepszych i najtrudniejszych zjazdów, jakie mieliśmy w ogóle okazję pokonywać. Duże głazy i korzenie dbają o to, żeby nam się nie nudziło" oraz, że jego dolna część "jest dość szeroką, leśną drogą - a ta po największych trudościach daje odpocząć zmęczonym na zjeździe dłoniom". Po takim opisie pogodziliśmy się z faktem, że całkiem sporą część będziemy musieli prowadzić, ale troszkę też sobie pojedziemy. Tymczasem...
Gdy tylko opuściliśmy asfalt, władowaliśmy się w okrutnie rozjeżdżone błoto.
Z tablic ustawionych obok szlaku dowiedzieć mogliśmy się, że "Istotą trzebieży jest sukcesywne usuwanie z drzewostanu nadmiaru drzew, głównie z powodu ich stopniowo wzrastających potrzeb życiowych. W ten sposób poprawia się warunki wzrostu i rozwoju pozostałym drzewom." Wszystko super, ale... Zabiegi takie najwyraźniej wymagają sporej ilości sprzetu, który zamienia drogi w zupę.
Taki właśnie był pierwszy etap drogi na Baranią.
Nie takie rzeczy jednak z Maryśką robiliśmy, więc... ślizgając się i walcząc z buksującymi kołami pomalutku podjeżdżaliśmy. Potem jednak zrobiło się stromo. To co w jedną stronę byłoby niesamowicie fajnym zjazdem po korzeniach, zmianiało się w wyczerpujące podejście, które skłóci kochanków, rozbije małżeństwo, poróżni braci i takie tam :) Chwilami dało się jechać, z której to możliwości skwapliwie korzystałem (mimo zakazu jazdy na terenie rezerwatu Barania Góra), ale na ogół to rower jechał na mnie. Panowie z all-mountain piszą, że szlak polecają "Tylko nie w jakiś wolny dzień, bo pewnie będzie sporo turystów." i oczywiście mają rację. Pogoda byłą w miarę ładna, więc w obie strony grzało sporo ludzi. Najgorsi byli Ci schodzący, którzy bezczelnie siali defetyzm, mówiąc, że na szczycie to tylko "kamienie, góra i nie ma gdzie jeździć".
Na górze oczywiście okazało się, że 1) jednak jest gdzie jeździć, 2) trzeba było jechać od strony Przysłopu, bo... wtedy by się jechało, a nie szło.
Na szczycie był cholerny tłum, wycieczki, grupy dzieci i inny szajs. Wszystko to hałasowało, śmieciło, komentowało rowery, jazdę po górach itp. Nie pozostało nic innego, jak ruszyć w drogę. Pojechaliśmy na północ, zielonym szlakiem, któy trawersuje wschodni stok Baraniej. Jazda była ciekawa, a z racji stromego stoku po prawej stronie ściezki, bardzo emocjonująca. Szlak doprowadził nas na Magurkę Wiślaną z której zjechaliśmy na Gawlas. Tutaj zapadła decyzja o skróceniu wycieczki. Przeziębienie Marysi dało o sobie znać i uznaliśmy, że jednak nie ma co szarżować. Zjechać postanowiliśmy żółtym szlakiem przez Cienków Wyżni i Cienków Postrzedni. Gdyby nie leśnicy, to szlak ten byłby niesamowity. Niezbyt trudny technicznie, ale baaardzo szybki. obecnie jednak, za sprawą zwózki drzewa, nawierzchnia była błotnista (delikatnie ujmując ) i z lekka śliska. Tam gdzie jednak było w miarę sucho można było troszkę się rozerwać i grzać ile fabryka dała :)
Wycieczka wyszła krótka, ale treściwa. Średnia kiepskawa przez całe to pchanie niebieskim szlakiem, ale... kogo obchodzi średnia? (pytanie retoryczne, nie odpowiadajcie)
Trasa: "Biały Potok" (Wisła Czarne) - Barania Góra (1220 m.n.p.m.) - Magurka Wiślańska (1140 m.n.p.m.) - Gawlas (1077 m.n.p.m.) - Cienkó Wyżni (957 m.n.p.m.) - Cienków Postrzedni (716 m.n.p.m.) - "Biały Potok" (Wisła Czarne)
Niebieski szlak - Kaskady Rodła na Białej Wisełce
Za cudowną nawierzchnię dziękujemy leśnikom - niebieski szlak
Sporo czasu później... rower jedzie na mnie na szczyt Baraniej Góry (już bliski)
Na szczycie
Widoczki z Baraniej Góry:
Zachód
Północ (widać Skrzyczne)
Wschód (wg. mnie to tam za drzewami Rysiankę i Romankę, ale głowy nie dam)
Południe
Zjazd z Baraniej Góry
Tu widać, jak niemiłe mogłyby być konsekwencje upadku na prawą stronę szlaku. (na żywo było bardziej stromo)
Panorama, na której Marysia wcale nie wyszła jak chłopiec :)
Na Magurce Wiślańskiej (a w tle Skrzyczne)
Marysia śmiga z Magurki Wiślańskiej...
...a tu już wjeżdża na Gawlas (w Tle Magurka Wiślańska, a głębiej Barania Góra)
Żółty szlak przez Cienków... pozdrowienia dla leśników / drwali
Niedziela - brudasy gotowe do mycia przed załadowaniem do machalasa
Myju, myju...:)
Pożegnalne spojrzenie na Skrzyczne od strony Żywca... Może następnym razem...
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na górę postanowiliśmy dostać się niebieskim szlakiem, któy prowadzi na nią od zachodniej strony.
Na wspomnianej wcześniej all-mountain.pl o niebieskim przeczytać można, że "to jeden z najlepszych i najtrudniejszych zjazdów, jakie mieliśmy w ogóle okazję pokonywać. Duże głazy i korzenie dbają o to, żeby nam się nie nudziło" oraz, że jego dolna część "jest dość szeroką, leśną drogą - a ta po największych trudościach daje odpocząć zmęczonym na zjeździe dłoniom". Po takim opisie pogodziliśmy się z faktem, że całkiem sporą część będziemy musieli prowadzić, ale troszkę też sobie pojedziemy. Tymczasem...
Gdy tylko opuściliśmy asfalt, władowaliśmy się w okrutnie rozjeżdżone błoto.
Z tablic ustawionych obok szlaku dowiedzieć mogliśmy się, że "Istotą trzebieży jest sukcesywne usuwanie z drzewostanu nadmiaru drzew, głównie z powodu ich stopniowo wzrastających potrzeb życiowych. W ten sposób poprawia się warunki wzrostu i rozwoju pozostałym drzewom." Wszystko super, ale... Zabiegi takie najwyraźniej wymagają sporej ilości sprzetu, który zamienia drogi w zupę.
Taki właśnie był pierwszy etap drogi na Baranią.
Nie takie rzeczy jednak z Maryśką robiliśmy, więc... ślizgając się i walcząc z buksującymi kołami pomalutku podjeżdżaliśmy. Potem jednak zrobiło się stromo. To co w jedną stronę byłoby niesamowicie fajnym zjazdem po korzeniach, zmianiało się w wyczerpujące podejście, które skłóci kochanków, rozbije małżeństwo, poróżni braci i takie tam :) Chwilami dało się jechać, z której to możliwości skwapliwie korzystałem (mimo zakazu jazdy na terenie rezerwatu Barania Góra), ale na ogół to rower jechał na mnie. Panowie z all-mountain piszą, że szlak polecają "Tylko nie w jakiś wolny dzień, bo pewnie będzie sporo turystów." i oczywiście mają rację. Pogoda byłą w miarę ładna, więc w obie strony grzało sporo ludzi. Najgorsi byli Ci schodzący, którzy bezczelnie siali defetyzm, mówiąc, że na szczycie to tylko "kamienie, góra i nie ma gdzie jeździć".
Na górze oczywiście okazało się, że 1) jednak jest gdzie jeździć, 2) trzeba było jechać od strony Przysłopu, bo... wtedy by się jechało, a nie szło.
Na szczycie był cholerny tłum, wycieczki, grupy dzieci i inny szajs. Wszystko to hałasowało, śmieciło, komentowało rowery, jazdę po górach itp. Nie pozostało nic innego, jak ruszyć w drogę. Pojechaliśmy na północ, zielonym szlakiem, któy trawersuje wschodni stok Baraniej. Jazda była ciekawa, a z racji stromego stoku po prawej stronie ściezki, bardzo emocjonująca. Szlak doprowadził nas na Magurkę Wiślaną z której zjechaliśmy na Gawlas. Tutaj zapadła decyzja o skróceniu wycieczki. Przeziębienie Marysi dało o sobie znać i uznaliśmy, że jednak nie ma co szarżować. Zjechać postanowiliśmy żółtym szlakiem przez Cienków Wyżni i Cienków Postrzedni. Gdyby nie leśnicy, to szlak ten byłby niesamowity. Niezbyt trudny technicznie, ale baaardzo szybki. obecnie jednak, za sprawą zwózki drzewa, nawierzchnia była błotnista (delikatnie ujmując ) i z lekka śliska. Tam gdzie jednak było w miarę sucho można było troszkę się rozerwać i grzać ile fabryka dała :)
Wycieczka wyszła krótka, ale treściwa. Średnia kiepskawa przez całe to pchanie niebieskim szlakiem, ale... kogo obchodzi średnia? (pytanie retoryczne, nie odpowiadajcie)
Trasa: "Biały Potok" (Wisła Czarne) - Barania Góra (1220 m.n.p.m.) - Magurka Wiślańska (1140 m.n.p.m.) - Gawlas (1077 m.n.p.m.) - Cienkó Wyżni (957 m.n.p.m.) - Cienków Postrzedni (716 m.n.p.m.) - "Biały Potok" (Wisła Czarne)
Niebieski szlak - Kaskady Rodła na Białej Wisełce
Za cudowną nawierzchnię dziękujemy leśnikom - niebieski szlak
Sporo czasu później... rower jedzie na mnie na szczyt Baraniej Góry (już bliski)
Na szczycie
Widoczki z Baraniej Góry:
Zachód
Północ (widać Skrzyczne)
Wschód (wg. mnie to tam za drzewami Rysiankę i Romankę, ale głowy nie dam)
Południe
Zjazd z Baraniej Góry
Tu widać, jak niemiłe mogłyby być konsekwencje upadku na prawą stronę szlaku. (na żywo było bardziej stromo)
Panorama, na której Marysia wcale nie wyszła jak chłopiec :)
Na Magurce Wiślańskiej (a w tle Skrzyczne)
Marysia śmiga z Magurki Wiślańskiej...
...a tu już wjeżdża na Gawlas (w Tle Magurka Wiślańska, a głębiej Barania Góra)
Żółty szlak przez Cienków... pozdrowienia dla leśników / drwali
Niedziela - brudasy gotowe do mycia przed załadowaniem do machalasa
Myju, myju...:)
Pożegnalne spojrzenie na Skrzyczne od strony Żywca... Może następnym razem...
Rower:[A] Poison
Dane wycieczki:
25.12 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rowerem w krainie smarków - dzień 1
Piątek, 26 września 2008 | dodano: 04.01.2017Kategoria Beskid Śląski, Wisła 2008, Góry
Mimo choroby, planowany wyjazd jednak doszedł do skutku i piątkowy poranek zastał nas w Wiśle. Oczywiście z rowerami.
Zaplanowałem przejazd trasą "U źródeł Wisły", opisaną na all-mountain.pl. W związku z brakiem formy (od połowy lipca do końca sierpnia nie miałem roweru), chorobą (na wyjazd jechałem z antybiotykiem) i coraz krótszymi dniami, zakładałem, że całości w jeden dzień nie objedziemy. Postanowiliśmy jednak niczego nie skracać i jechać pełną wersję od początku i ewentualnie zjechać gdzieś po drodze, by dokońćzyć pętlę w sobotę.
Z naszej kwatery w Wiśle Czarne, nad Zalewem Czerniańskim (w którym łączą się Biała i Czarna Wisełka) ruszyliśmy w stronę centrum Wisły. Kilometry leciały szybko, bo praktycznie cały czas mknęliśmy w dół (Vmax bez kręcenia korbą blisko 55km/h). W Centrum postój, napełnienie bukłaków i dalej w drogę do Wisły Jawornik. Tytaj wjechaliśmy na czarny szlak i... dostaliśmy w dupę :P Momentami brakowało sił by powalczyć z nachyleniem terenu i musieliśmy część szlaku pokonać z buta. Gdy już w pocie czoła osiągnęliśmy Przełęcz Beskidek, zrobiło się lepiej. Czerwonym szlakiem ruszyliśmy na południe. Przez Soszów Mały dojechaliśmy do schroniska na Soszowie. Tutaj szubka herbatka z cytryną, poprzedzona kąpielą błotną. Buduje się tutaj wyciąg krzesełkowy i na odcinku kilkuset metrów i rozjeżdżona przez ciężarówki nawierzchnia miała konsystencję gęstej zupy).
Ze schroniska podjazd na Soszów Wielki i dalej na Cieślar. Tutaj chwila zjazdu (czyli tego, co w górach chyba najfajniejsze) przed osiągnięciem Małego Stożka. Za Małym Stożkiem znów w dół. Niestety chwile takiej rozkoszy przychodzi później odpokutować i wytraconą wysokość znowu trzeba nadrobić. Kilkadziesiąt metów przyszło nam pchać rowery, a potem na szutrówce zmagać się ze stromym podjazdem do schroniska na Stożku Wielkim. Swoją drogą, to ciekawe, jak cholernie trudno zmotywaować się do ponownego władowania się na siodło, gdy już raz zaczęło się prowadzić. Gdyby nie mijający nas turyści, pewnie do samego schroniska wlókłbym się obok roweru, a tak wypadało trochę powalczyć... i nawet się udało :)
Na Stożku znów wypiliśmy po herbacie. Tutaj bardziej wiało, więc gorący płyn wydawał się jeszcze smaczniejszy niż ten na Soszowie (chociaż podali obleśny Earl Gray...a fe).
Wypiliśmy i ruszyliśmy dalej w drogę. Za stożkiem zmienił się charakter szlaku. Do tej pory byłą to główne dosyć szeroka droga, która, choć kamienista i stroma, byłą przejezdna dla samochodów. Od stożka zrobiło się naprawdę fajnie, bo czerowny szlak powiódł nas szlakiem prawdziwie pieszym. Na Kiczory powiódł nas niesamowity singletrack, po którym sam szczyt był nieco antyklimatyczny, bo ogołocony przez ścinkę drzew i rozjeżdzony przez ciężki sprzęt. Całe szczęście zjazd czerwonym szlakiem w kierunku Przełęczy Łączecko szybko pozwolił zapomnieć o tych niedoskonałościach. Po dordze Marysia prawie zaliczyła glebę, a ja, gdy nagle mostek obrócił mi się o 30 stopni w lewo względem koła, przekonałem się, że nie wszystkie śrubuy w rowerze mocne przykręciłęm :)
Potem też nieźle się jechało, choć przed Kubalonką zaczęły się drogi dostępne dla czterokołowców, a wraz z nimi wielkie kałuże i błoto zmuszające nieraz do opuszczania drogi i szukania drogi między drzewami. Na ostatnich metrach nawet to nie pomogło i mieliśmy powtórkę z błota na Soszowie.
Na Kubalonce wchłonęliśmy obiad i doszliśmy do wniosku, że na Baranią jednak nie dotrzemy. Tempo mieliśmy raczej średnie, więc mogłoby okazać się, że zmrok zastanie nas gdzieś na górze. Do tego zachmurzyło się nieco i zaczęło się robić zimno. Postanowiliśy jednak pojechać kawałwk dalej czerwonym. Tak też zrobiliśmy, zaliczając kolejno Dorkową Skałę, Beskidek, Stecówkę. W miejscu nad Pietraszonka, gdzie zaczyna sie czarny szlak wiodący przez Karolówkę na Przysłop przez chwilę walczyłęm z pokusą, by jeszcze troche pociągnąć w kierunku Baraniej Górzy, ale... rozsądek wygrał. Oboje zdrowo pociągaliśmy nosami, głosy z racji chrypki nam "zmężniały", a temperatura wciąż spadała. Zjechaliśmy do Czarnej Wisełki i wzdłuż jej biegu dotarliśmy z powrotem nad Zalew Czerniański.
Jak na pierwszą od dłuższego czasu solidną wycieczkę rowerową dwójki schorowanych duszyczek... było całkiem nieźle :)
A Barania została na sobotę.
Trasa: "Biały Potok" (Wisła Czarne) - Wisła (Centrum) - Wisła Jawornik) - Przełęcz Beskidek (684 m.n.p.m.) - Soszów Wielki (886 m.n.p.m.) - Cieślar (920 m.n.p.m.) - Stożek Mały (843 m.n.p.m) - Stożek Wielki (978 m.n.p.m.) - Kiczory (989 m.n.p.m.) - Przełęcz Łączecko (774 m.n.p.m.) - Przełęcz Kubalonka (761 m.n.p.m.) - Przełęcz Szarcula (760 m.n.p.m.) - Stecówka - skrzyżowanie szlaków czarnego i czerwonego nad Pietraszonką - [droga wzdłuż Czarnej Wisełki] - "Biały Potok" (Wisła Czarne)
Się rozpisałem, ale ja każdą jazdę po górach bardzo przeżywam :) Fotek też będzie sporo...
W drodze na Przełęcz Beskidek
Widok z Soszowa
W drodze ze Stożka na Kiczory
Kiczory...
... i zjazd z w/w
Podjeżdżam na Beskid (na mojej mapie jest taki szczyt, choć w necie ani słowa o nim)
Widok ze Stecówki w kierunku południowym
Nad Zalewem Czerniańskim
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zaplanowałem przejazd trasą "U źródeł Wisły", opisaną na all-mountain.pl. W związku z brakiem formy (od połowy lipca do końca sierpnia nie miałem roweru), chorobą (na wyjazd jechałem z antybiotykiem) i coraz krótszymi dniami, zakładałem, że całości w jeden dzień nie objedziemy. Postanowiliśmy jednak niczego nie skracać i jechać pełną wersję od początku i ewentualnie zjechać gdzieś po drodze, by dokońćzyć pętlę w sobotę.
Z naszej kwatery w Wiśle Czarne, nad Zalewem Czerniańskim (w którym łączą się Biała i Czarna Wisełka) ruszyliśmy w stronę centrum Wisły. Kilometry leciały szybko, bo praktycznie cały czas mknęliśmy w dół (Vmax bez kręcenia korbą blisko 55km/h). W Centrum postój, napełnienie bukłaków i dalej w drogę do Wisły Jawornik. Tytaj wjechaliśmy na czarny szlak i... dostaliśmy w dupę :P Momentami brakowało sił by powalczyć z nachyleniem terenu i musieliśmy część szlaku pokonać z buta. Gdy już w pocie czoła osiągnęliśmy Przełęcz Beskidek, zrobiło się lepiej. Czerwonym szlakiem ruszyliśmy na południe. Przez Soszów Mały dojechaliśmy do schroniska na Soszowie. Tutaj szubka herbatka z cytryną, poprzedzona kąpielą błotną. Buduje się tutaj wyciąg krzesełkowy i na odcinku kilkuset metrów i rozjeżdżona przez ciężarówki nawierzchnia miała konsystencję gęstej zupy).
Ze schroniska podjazd na Soszów Wielki i dalej na Cieślar. Tutaj chwila zjazdu (czyli tego, co w górach chyba najfajniejsze) przed osiągnięciem Małego Stożka. Za Małym Stożkiem znów w dół. Niestety chwile takiej rozkoszy przychodzi później odpokutować i wytraconą wysokość znowu trzeba nadrobić. Kilkadziesiąt metów przyszło nam pchać rowery, a potem na szutrówce zmagać się ze stromym podjazdem do schroniska na Stożku Wielkim. Swoją drogą, to ciekawe, jak cholernie trudno zmotywaować się do ponownego władowania się na siodło, gdy już raz zaczęło się prowadzić. Gdyby nie mijający nas turyści, pewnie do samego schroniska wlókłbym się obok roweru, a tak wypadało trochę powalczyć... i nawet się udało :)
Na Stożku znów wypiliśmy po herbacie. Tutaj bardziej wiało, więc gorący płyn wydawał się jeszcze smaczniejszy niż ten na Soszowie (chociaż podali obleśny Earl Gray...a fe).
Wypiliśmy i ruszyliśmy dalej w drogę. Za stożkiem zmienił się charakter szlaku. Do tej pory byłą to główne dosyć szeroka droga, która, choć kamienista i stroma, byłą przejezdna dla samochodów. Od stożka zrobiło się naprawdę fajnie, bo czerowny szlak powiódł nas szlakiem prawdziwie pieszym. Na Kiczory powiódł nas niesamowity singletrack, po którym sam szczyt był nieco antyklimatyczny, bo ogołocony przez ścinkę drzew i rozjeżdzony przez ciężki sprzęt. Całe szczęście zjazd czerwonym szlakiem w kierunku Przełęczy Łączecko szybko pozwolił zapomnieć o tych niedoskonałościach. Po dordze Marysia prawie zaliczyła glebę, a ja, gdy nagle mostek obrócił mi się o 30 stopni w lewo względem koła, przekonałem się, że nie wszystkie śrubuy w rowerze mocne przykręciłęm :)
Potem też nieźle się jechało, choć przed Kubalonką zaczęły się drogi dostępne dla czterokołowców, a wraz z nimi wielkie kałuże i błoto zmuszające nieraz do opuszczania drogi i szukania drogi między drzewami. Na ostatnich metrach nawet to nie pomogło i mieliśmy powtórkę z błota na Soszowie.
Na Kubalonce wchłonęliśmy obiad i doszliśmy do wniosku, że na Baranią jednak nie dotrzemy. Tempo mieliśmy raczej średnie, więc mogłoby okazać się, że zmrok zastanie nas gdzieś na górze. Do tego zachmurzyło się nieco i zaczęło się robić zimno. Postanowiliśy jednak pojechać kawałwk dalej czerwonym. Tak też zrobiliśmy, zaliczając kolejno Dorkową Skałę, Beskidek, Stecówkę. W miejscu nad Pietraszonka, gdzie zaczyna sie czarny szlak wiodący przez Karolówkę na Przysłop przez chwilę walczyłęm z pokusą, by jeszcze troche pociągnąć w kierunku Baraniej Górzy, ale... rozsądek wygrał. Oboje zdrowo pociągaliśmy nosami, głosy z racji chrypki nam "zmężniały", a temperatura wciąż spadała. Zjechaliśmy do Czarnej Wisełki i wzdłuż jej biegu dotarliśmy z powrotem nad Zalew Czerniański.
Jak na pierwszą od dłuższego czasu solidną wycieczkę rowerową dwójki schorowanych duszyczek... było całkiem nieźle :)
A Barania została na sobotę.
Trasa: "Biały Potok" (Wisła Czarne) - Wisła (Centrum) - Wisła Jawornik) - Przełęcz Beskidek (684 m.n.p.m.) - Soszów Wielki (886 m.n.p.m.) - Cieślar (920 m.n.p.m.) - Stożek Mały (843 m.n.p.m) - Stożek Wielki (978 m.n.p.m.) - Kiczory (989 m.n.p.m.) - Przełęcz Łączecko (774 m.n.p.m.) - Przełęcz Kubalonka (761 m.n.p.m.) - Przełęcz Szarcula (760 m.n.p.m.) - Stecówka - skrzyżowanie szlaków czarnego i czerwonego nad Pietraszonką - [droga wzdłuż Czarnej Wisełki] - "Biały Potok" (Wisła Czarne)
Się rozpisałem, ale ja każdą jazdę po górach bardzo przeżywam :) Fotek też będzie sporo...
W drodze na Przełęcz Beskidek
Widok z Soszowa
W drodze ze Stożka na Kiczory
Kiczory...
... i zjazd z w/w
Podjeżdżam na Beskid (na mojej mapie jest taki szczyt, choć w necie ani słowa o nim)
Widok ze Stecówki w kierunku południowym
Nad Zalewem Czerniańskim
Rower:[A] Poison
Dane wycieczki:
45.02 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)