Koło 21-ej wsiadłem na rower i zrobiłem rundkę na lotnisko. Zimno jak jasna cholera.
Systemy "inteligentnego" sterowania sygnalizacją świetlną najwyraźniej ignorują rowerzystów. Stałem na jakimś skrzyżowaniu i wszystkie samochody z innych ulic miały zielone ze dwa razy, a u mnie dupa. Dopiero jak koło mnie stanął na światłach jakiś samochód, to pojawiło się zielone. Inteligencja?
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/JA21Nddh9IU">
<embed src="http://www.youtube.com/v/JA21Nddh9IU" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>Pierwsza w tym roku wizyta w lesie Łagiewnickim. Na górala warunki idealne, na teściowóz - średnie. Przejechałem kawałek czerwonym szlakiem od kapliczek do Modrzewiaka, ale generalnie byłem skazany na utwardzone nawierzchnie.
Dzisiaj po raz kolejny spróbowałem rozwiązać problem marznących stóp. Między dwie pary skarpet wpakowałem sobie takie ogrzewacze. Niestety nie sprawdziły się. Po powrocie do domu wyjąłem je z butów zimne :( Wstrząsnąłem i po chwili były ciepłe, ale w czasie jazdy za wiele nie dały.
2010-01-15 0 Nie lubię dodawać wpisów bez kilometrów, ale w ostatnich dniach w naszym rowerowym (pół)światku zadziało się sporo, choć niekoniecznie w siodle. Marysia doszła do wniosku, że w okolicy Łodzi (która to okolica nie obfituje w góry) przyda się jej jakiś rower do szosowch wypadów. Jak to zwykle u niej, błyskawiczenie przeszła od słów do czynów i obecnie firmą kurierska idzie do nas takie cudo:
Giant FCR3.
Ja też jestem w trakcie składania czegoś na asfalt. Mój rower to będzie sztywny MTB na slickach, a nie takie wyspecjalizowane jeździdło jak to Marysi, ale po prostu wykorzystuję części pozostałe po uprgradeach naszych i Ojca MTB. Nie wiem, czy nadążę za Marysią na jej nowym rowerze, ale będę się starał :)
Zupełnie nie miałem ochoty iść dzisiaj na rower. Tzn. chciałem pojeździć, tylko jakoś ruszać z domu mi się nie chciało. Ostatecznie jednak po 21-ej ruszyłem.
Zero pomysłu na trasę. Zupełny spontan. Najpierw pojechałem do Aleksandrowa. Jechało się świetnie - drogi czarne, prędkość niezła, więc postanowiłem, że wrócę do Zgierza i spróbuję wyciągnąć na rower Siwego. Po drodze jednak mignął mi drogowskaz "Grotniki 7", więc uznałem, że Siwemu pewnie lepiej w ciepłym domu, a ja z chęcią zobaczę jak się te Grotniki mają. Otóż mają się nieźle, ale toną w śniegu. Zbiornik na Lindzie przykryty warstewką śniegu i właściwie to znacznie ładniejszy niż latem.
Stamtąd chciałem pojechać do Rosanowa przez las, ale teściowóz powiedział "nie" i miał rację. Leśna droga przykryta kilkudziesięcio centymetrową kołderką śniegu. To nie był materiał na slicki. Trochę lepsza była droga na Lućmierz i właśnie ją wybrałem. Na góralu byłoby super, ale teściowóz na wąskich oponkach trochę się zapadał. Musiałem jechać jakąś koleiną, bo inaczej zakopywał się powyżej obręczy... ale i tak było super:)
Po drodze, na skraju lasu o zawał serca prawie przyprawił mnie przyczajony na środku drogi kot, którego wziąłem za jakiś syf. Gdy "syf" nagle poruszył się i przyjął postawę bojowo-obronną to prawie spadłem ze strachu z roweru i chyba troszkę krzyknąłem 0_o;
Potem powrót przez Zgierz do Łodzi był już lajtowy. W domu byłem kilka minut po północy.
Kąpielisko w Grotnikach
Nieostra droga, niekoniecznie na slicki
Kot "prawie-zawałowiec"
EDIT (17.01.2010 05:21am)
Zarwałem nockę i wreszcie skończyłem nowy, bardzo różowy szablon do bloga Marysi.
Zachęcam do zerknięcia, skomentowania...
Mam nadzieję, że niedługo skończy się zima i zaczną się tam pojawiać nowe wpisy.
Pogoda nie była zbyt sprzyjająca jeździe, ale jakoś przekonałem sam siebie, że warto byłoby jednak ruszyć się po szkole z domu. W sumie, to dyby nie marznący deszcz/śnieg, który naparzał po twarzy jak ziarenka piasku, to pogoda byłaby nawet niezła. Niestety trasę na dzisiaj wybrałem nie biorąc pod uwagę tego, że Teściowóz ma tylko jedno użyteczne przełożenie i wąskie opony. Najpierw wpakowałem się na leśną drogę w rejonie Żabiczek. O jeździe na tym rowerze nie było mowy. Pół kilometra prowadziłem aż w końcu dałem sobie spokój i zawróciłem. Z powrotem było z górki i już dało się jechać (choć nie mogę powiedzieć, że w pełni panowałem nad swym rumakiem). Potem władowałem się na koszmarne drogi w rejonie Bechcic. Pług ostatnio był tu pewnie kilka dni temu, a przy panujących warunkach pogodowych, to bardzo dawno. Męcząc się i bluźniąc, przez Florentynów i Okołowice doturlałem się w bólach do GOŚki i dalej już kulturalnie na Retkinię i dalej do domu. Po drodze, na w miarę szybszym odcinku po lepszej drodze zaobserwowałem dość ciekawy objaw - oczy zmęczone wiatrem i śniegiem przestały mi się w pełni domykać. Zamarzły ? 0_o Zjechałem w boczną uliczkę, osłoniętą od wiatru i mi przeszło. Najwyraźniej na następną przejażdżkę muszę zabrać gogle :)
Klasycznie multimedialną część wpisu zaczynam filmikiem. Wszyscy go już na 100% widzieli, ale... ostatnio w kółko chodzi mi po głowie (i po Winampie) ta melodyjka. <object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/KwQUT9nAEyA">
<embed src="http://www.youtube.com/v/KwQUT9nAEyA" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br> Przy takiej pogodzie nikt nie może narzekać na brak infrastruktury rowerowej. Gdzie nie staniesz, masz stojak na rower. Nawet na zupełnym zadupiu :)
Dzisiaj o 17 miał chodzić ksiądz po kolędzie. Ponieważ nie miałem z nim o czym rozmawiać, postanowiłem opuścić dom :D
Zrobiłem rundkę przez Grunwald, torfowisko Rąbień i Aleksandrów.
Jak zwykle muzycznie (koniecznie do końca, bo się rozkręca :)) <object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/t3JbMbcaj-A">
<embed src="http://www.youtube.com/v/t3JbMbcaj-A" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br> Torfowisko Rąbień - zima na całego
F/X :P
Dzisiaj między dwie pary skarpet wpakowałem jeszcze foliówki, żeby mi stopy nie zmarzły. Oficjalnie melduję, że to gówno daje :/
"Play" i jedziemy (BTW namalowane brwi Amandy rządzą :)) <object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/pJVWSu5Nfi8">
<embed src="http://www.youtube.com/v/pJVWSu5Nfi8" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br> Rowerowy rok 2010 uważam za rozpoczęty. Mimo ogarniającego mnie lenia, zmusiłem się wieczorem do wyjścia na rower. Przygotowałem zestaw muzyczny na drogę i pojechałem. Było warto ruszyć dupsko, bo jechało się bardzo przyjemnie. Ścieżkami i chodnikami dotarłem prawie na Rudę, a potem przez Lublinek i Retkinię wróciłem do domu. Ilość kilometrów w terenie to dziwna sprawa. Teoretycznie było zaledwie te kilka km, ale przez to, że przez większość drogi przebijałem się przez śnieg, albo co gorsza walczyłem z nierówno udeptanym śniegiem, po którym na nabitych na twardo slickach jechało się jak po bruku, uważam, że wymęczyłem się, jakbym całość w terenie śmignął. W walce pomagał mi osadzający się na wszystkim śnieg, który towrzył aerodynamiczne "owiewki" :) Miałem aero-widelec, aero-korby, aero-ramę, aero-szprychy i (mimo pełnych błotniczków) aero-nogawki :)
Zgodnie z dawną tradycją: WKFW :)
Aero-tył... ...i aero-przód. Niestety sporo "owiewek" już odpadło :(
Zacznijmy tak:
2009 rok przyniósł kolejny album zespołu Thursday, w którym to lubuję się od mniej więcej 2001 roku, więc stosownym podkładem muzycznym dla tego wpisu może być tylko to:
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/GwwOEo2IFtk">
<embed src="http://www.youtube.com/v/GwwOEo2IFtk" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
No to "Play" i przejdźmy do rzeczy...
Dokładnie rok temu skrobnąłem coś takiego:
"Postanowienia na rok 2009: Może dla odmiany bez zmiany ramy w środku sezonu, więcej wyjazdów rowerowych w góry, więcej przejechanych kilometrów i mniej asfaltu. No i zaliczenie polskiego "Holy trail", czyli przejażdżka w tym miejscu"
Już szybkie spojrzenie na licznik ujawnia, że niezupełnie się udało.
Pod względem ilości przejechanych kilometrów sezon był naprawdę tragiczny. Zeszły rok uważałem za porażkę, a tymczasem ten był znacznie gorszy...
Reszta jednak się udała. Cały rok przejeździłem na jednym rowerze, byłem kilka razy w górach i "Holy trail" zaliczyłem. Mogę więc uznać, że w tym roku poszedłem w "jakość", a nie w ilość i że rok nie był tak do końca stracony pod względem rowerowym :)
Było kilka chwil miłych, była jedna chwila grozy i działo się.
Plany na 2010? Więcej kilometrów (o to nie powinno być trudno), więcej gór... i tyle.
A na koniec takie fotograficzne przypomnienie kilku chwil z kończącego się roku:
Po raz pierwszy od dawna mam wolną Wigilię. Postanowiłem uczcić ją należycie - jazdą na rowerze. Plan na dzień dzisiejszy mam dość napięty (trzy spotkania wigilijne), więc aby wcisnąć gdzieś rower wstałem o szóstej i poszedłem jeździć po ciemku. Ciężko było, bo do późna piekliśmy pierniczki.
2009-08-15 41,33 Minął kolejny tydzień i z Beskidem Sądeckim też przyszło się pożegnać. Na tapetę poszło Pasmo Jaworzyny Krynickiej. Niby kawałek przejechałem we wtorek, ale dzisiaj miało być lajtowo i przy ładniej pogodzie. No i przede wszystkim z minimalną ilością podjazdów :)
Rano (no.. prawie rano, bo kilka minut po 10-tej) wsiedliśmy do pociągu do Krynicy-Zdrój i tam zaczęliśmy właściwą wycieczkę. Przez centrum przejechaliśmy kilka kilometrów do stacji kolei gondolowej na Jaworzynę Krynicką. Fajna sprawa taka kolej. Nie dość, że jako rowerzyści ominęliśmy całą długaśną kolejke, to jeszcze bilet "osoba+rower" jest tańszy niż bilet dla zwykłego turysty.
Na górze szybka fota tłumów, plastikowych dinozaurów i całego tego koszmarnego g...na i szybko ruszyliśmy w stronę Hali Łabowskiej. Kilka dni wcześniej jechałem tym odcinkiem w przeciwną stronę. Wtedy, w desczu szlak był całkiem zajmujący. Obecnie, na sucho, wydawał sie być autostradą dla całych rodzin. Szeroki, bez dłuższych stromizn. Komfortowo, przyjemnie...
Na Hali Łabowskiej tłumy. Całkiem sporo rowerzystów, kilka piesków... ruch jak na Marszałkowskiej. Chwilę posiedzieliśmy, Marysia zjadła naleśnika, a potem pojechaliśmy. Cały czas podążaliśmy czerwonym szlakiem, który po opuszczeniu Hali Łabowskiej stopniowo robił się coraz ciekawszy - zwężał się i co chwilę przecinał hale, z których otwierały sie bardzo ładne widoczki. Końcówka, zaraz przed Rytrm to już zupełny hardzik, bo zrobiło się bardzo stromo. Spotkaliśmy tam grupę niemieckich turystów. Któryś z idących z tyłu kolesi zawołał do idących z przodu panienek, by zeszły z drogi i przepuściły rowerzystów. One powiedziały, że nie muszą, bo jest stromo i że i tak rowerzyści (czyli my) będą musieli pchać. Jeszcze czego! Śmignęliśmy obok nich w strumyczku płynącym wymytą rynną na środku szlaku i zatrzymaliśmy się dopiero na dole w Rytrze, roztaczając wokół siebie zapach palonych klocków hamulcowych. Niemcy-Polska 0:1 :D
Potem już spokojny dojazd wzdłuż Popradu do Piwnicznej, gdzie zjedlismy obiadek i strzeliliśmy po pożegnalnym browarku (no... może po dwóch)
TRASA: Piwniczna-Zdrój, Łomnickie - Piwniczna PKP ...... Krynica-Zdrój PKP - Dolna stacja kolei gondolowej ...... Jaworzyna Krynicka (1113 mnpm) - Runek (1079 mnpm) - Cisowy Wierch (982 mnpm) - Hala Łabowska (1064 mnpm) - Roztocka Hala - Hala Barnowska - Hala Pisana - Schronisko "Cyrla" (844 mnpm) - Sucha Struga - Piwniczna-Zdrój, Centrum - Piwniczna-Zdrój, Łomnickie
Suma przewyższeń: 619 m.
Na szczycie Jaworzyny Krynickiej
Knajpy, plastikowe dinozaury, tłumy... tragedia
Kilka fot z czerwonego szlaku
Nie wiem, czy to był Harnaś (pewnie i tak wlali Żubra) ale komplet jest: góra, rowery i bronek :)
Po długiej przerwie wracam na bikestats'a.
W życiu ostanio działo się wiele dużych rzeczy i nie za bardzo była okazja by myśleć o blogu. W związku z tym w 2014r. skasowałem swoje konto, bo i tak na nie nawet nie zaglądałem. Zauważyłem jednak, że brakuje mi tej odrobiny rowerowego ekshibicjonizmu i że bez tego kołaczącego się po głowie zdanka: "Będzie fajny wpis", trudno skłonić się nieraz do wymyślenia ciekawej trasy, do zrobienia podczas wycieczki zdjęcia, czy w ogóle do wyjścia na rower.
Teraz pomału odtwarzam zawartość bloga z zapisanego kiedyś pliku csv (trochę się wpisów przez 8 lat uzbierało) i mam nadzieję, że będę miał tez okazję dodawać nowe wycieczki bo chciałbym bardzo wrócić do rowerowania :)