Z pracy

Wtorek, 8 sierpnia 2017 · Komentarze(2)

Dziś z pracy wyszedłem trochę później i miałem straszne problemy ze znalezieniem wolnego roweru. Obszedłem kilka stacji ŁRP, aleby były puste, albo dostępne rowery były zepsute. W końcu, w bodajże piątej, znalazłem rower, którym dało się jechać. Miał urwany koszyk, który przesuwał się ciągle w bok i uderzał mnie w kolano, ale za to koła były napompowane, a piasta z przekładnią planetarną działała i nic chyba nawet za bardzo nie obcierało. Dojechałem nim do stacji 8629 w Parku Poniatowskiego. Tu zachciałem znienić pojazd na jedne z nowych, zaparkowancyh na tehj stacji. Niestety okazało się, że żaden z nich nie nadaje się do jazdy - były za słabo poskręcane i przeróżne części zaczeły się odkręcać po kilku dniach użytkowania. Zniechęcony, dałem sobie spokój i poszedłem pieszo na Kaliski, bo tam zawsze jest duży wybór rowerów. Wsiadłem na jeden z nich (jak się okazało, z poluzowanym jarzmem siodła) i pojechałem do domu.

Coś?

Sobota, 5 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Tak długo zwlekałem z wpisem, że nie pamiętam, co to była za wycieczka :) Może kiedyś sobie przypomnę...

Z pracy

Piątek, 4 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Stworzenie blisko 50 nowych stacji ŁRP wiązało się również z pojawieniem się w systemie sporej ilości nowych rowerów. Przyznam, że po kilku jazdach na nóweczkach, z niechęcią wsiadam na te, które mają za sobą półtora sezonu intensywnego użytkowania (i praktycznie zero serwisowania). Bywa wręcz, że jadąc na starociu, zostawiam go na stacji, jeśli jest okazja przesiąść się na nowy. 
Szkoda, że już wkrótce te nowe rowery też zostaną zniszczone przez zdebilałych użytkowników - egzemplarz którym dziś jechałem miał już (4-go dnia) ułamaną klamkę hamulcową.


Nareszcie!

Wtorek, 1 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Dzisiaj uruchomiono kolejna stacje ŁRP i tym sposobem wreszcie mogłem rowerem publicznym wrócić z pracy prawie pod sam dom. Myślę, że będę z tej możliwości często korzystał, bo czasowo wychodzi to porównywalnie z podróżą tramwajem, a do tego trasa przyjemna, bo przeszło pół drogi można zrobić przez park.



Na obiad

Sobota, 29 lipca 2017 · Komentarze(0)
Wycieczka zaczęła się jako krótki wypad w rejon WiMy po gwintownik do naprawy Moon'a, a potem jakoś tak ewoluowała... Ostatecznie zaliczyłem z Ojcem obiad w Tuszynie, a wycieczkę skończyłem na działce sąsiadki, we Florentynowie.

Jura z Bejborem

Czwartek, 20 lipca 2017 · Komentarze(0)
Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna, wyjechaliśmy z Łodzi z rowerami. Wyjazd był w założeniu krótki i niezbyta daleki, ale miał posłużyć jako sprawdzian wakacyjnej dzielności Bejbora. Pierwotny plan zakładał, że wybierzemy się do Sielpi (bo las, bo zalew, bo plaża i rzeka), ale nie udało się nam znaleźć wolnego domku i ostatecznie trafiliśmy na Jurę. 
Kwatera była na końcu świata (dom w środku pola), ale było czysto, cicho i za śmieszne pieniądze. Stanowiła też dość dobry punkt początkowy dla planowanej wycieczki rowerowej.  

Sama wycieczka zaczęła się od oddania pokłonom lokalnym bożkom, w nadziei, że ich przychylność da mi moc, by targać przyczepkę po pagórkowatym terenie.

Potem przejazd do Jaskini Ostrężnickiej...

...i lans na kamieniach. Jak widać jestem bez kasku (bo któregoś dnia wkurwiwszy się wściekle, zepsułem) i źle mi z tym. 

Marysia (w kasku) tak się lansowała, że nie udało mi się złapać na niej ostrości.


Potem pojechaliśmy do Bramy Twardowskiego. 



I dalej do Olsztyna. 

Pod zamkiem zjedliśmy obiad, kupiliśmy Tosi wiatraczek i uzupełniliśmy zapasy wody (w takim upale znikała w zastraszającym tempie) i ruszyliśmy w drogę powrotną. W drodze do Olsztyna ominąłem intrygujący mnie czerwony szlak przez Rezerwat Sokole Góry, ale ponieważ do tej pory tak dobrze się jechało, w drodze powrotnej już nie mogłem go sobie darować. Okazało się, że rower z przyczepką i Bejborem, a do tego bez przedniej przerzutki, raczej tam nie podjedzie. W efekcie był kawałek ostrego butowania.

Całe szczęście nie był to zbyt długi odcinek, a do tego nagroda był sympatyczny zjazd, który już dało się zaliczyć z przyczepką. Tosi się podobało, bo cały czas w dół śmiała się radośnie (co dobrze o Niej świadczy). 
W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze źródełko św. Idziego, które okazało się być ordynarną studnią z dość mętną wodą.


Tosi się podobało... cóż...
Ostatni odcinek drogi do kwatery okraszony był dwoma asfaltowymi podjazdami, które ostro dały mi w kość i które czułem potem w nogach przez kilka dni. Ale podjechałem! 
Ogólnie, wycieczka wyszła sympatyczna. Biorąc pod uwagę, że jechaliśmy z dwulatką, to zarówno dystans jak i trasa były nawet ambitne, co dobrze rokuje na przyszłość :)

No i du*a!

Niedziela, 16 lipca 2017 · Komentarze(4)
Miała być fajna wycieczka, ale po drodze przytrafiła mi się mała przygoda. W efekcie wycieczka z rowerowej zrobiła się piesza.