Pierwsza czeska wycieczka tego wyjazdu musiała być na Rychlebské stezki. W niedzielę darowaliśmy sobie jazdę, bo był upał, bo na RS byłoby sporo ludzi, bo jesteśmy leniwi. W poniedziałek nie było już wymówek i pojechaliśmy - przez Jeseník Lazne i prosto na Superflow. W tym roku wydawał się fajniejszy niż ostatnio :)
Nie pamiętam już, co tego dnia przegnało nas z gór. Prawdopodobnie znów załamanie pogody, ale może połączone z brakiem ochoty. Niezależnie od przyczyny, wycieczka była dość krótka - wjechaliśmy na Rozdroże pod Śnieżnikiem i pojechaliśmy czerwonym szlakiem przez Żmijowiec w stronę Czarnej Góry, by na Żmijowej Polanie podjąć decyzję o powrocie.
Dosyć trudno jest przypomnieć sobie po takim czasie co właściwie działo się na wycieczce, która odbyła się 33 miesiące temu, ale spróbować warto.
Trasę odtworzyłem na podstawie mglistych wspomnień i kilku zdjęć, a dystans wyliczyłem za pomocą czeskiego cykloservera.
Wychodzi mi, że nasza pierwsza wycieczka podczas tego wyjazdu wakacyjnego byłą na Trójmorski Wierch. Ostatnio byliśmy na nim w 2009. Od tej pory wiele się tam pozmieniało, bo na szczycie powstała wieża widokowa., więc warto było ją zobaczyć. Wjechaliśmy jak zawsze - stokówkami do schroniska pod Śnieżnikiem, a dalej niebieskim i żółtym szlakiem na Przełęcz Puchacza (tym razem darowaliśmy sobie zielony przez Mały Śnieżnik i Goworek). Z przełęczy, granicznym szlakiem wjechaliśmy na Trójmorski Wierch.
Na szczycie rzeczywiście stoi wieża widokowa, ale pożytek z niej był tego dnia średni, bo pogoda postanowiła się zepsuć i na widoki nie było za bardzo co liczyć.
Pogoda generalnie miała tendencje zniżkowe, więc postanowiliśmy zjechać zielonym szlakiem na południe z Trójmorskiego Wierchu i ewakuować się do Międzygórza. Na kwaterę dotarliśmy w samą porę, bo chwilkę po powrocie lunęło.
Podczas popołudniowego spaceru na obiad, znaleźliśmy w Międzygórzu taki napis:
Jeszcze nie do końca wiedzieliśmy, ale później okazało się, że byłby on świetnym mottem tych wakacji.
Sobota miała, zgodnie z prognozami pogody, być najładniejszym dniem długiego weekendu, więc... cały dzień padało. Gdy ruszaliśmy w drogę, towarzyszyła nam lekka mżawka, ale po drodze przerodziła się ona w regularną ulewę. Na Smrku było 7 stopni, lało wiało itp. Zapadła więc decyzja o jak najszybszym powrocie do domu i tak skończyło się tegoroczne jeżdżenie po Izerach
Dzień wcześniej była ładna pogoda, ale podczas naszych wyjazdów stan taki nie może się zbyt długo utrzymać. Deszczowy poranek rozwiał wszelkie nadzieje na poważniejsze jeżdżenie rowerem. Zamiast tego autem pojechaliśmy do Jeleniej Góry, by znaleźć serwis, w którym od ręki przelali by nam przedni hamulec Marysi. Nie znaleźliśmy i w efekcie do Jakuszyc wróciliśmy z kompletem nowych SLX'ów. Nowy nabytek wypadało sprawdzić, więc podczas popołudniowo-wieczornej przerwy w opadach pojechaliśmy na obiad do Chatki Górzystów. Tam okazało się, że dupa z babokiem, bo w Chatce "Posiłki tylko dla gości noclegowych". Pokazaliśmy obsłudze mentalnego faka i pojechaliśmy zjeść w Orlu. Żarcie nie umywa się do tego w Chatce, ale przynajmniej coś nam sprzedali. Brak naleśnika ogólnie mnie zdołował i stanowił dla mnie koniec pewnej epoki, przejście między beztroskim dzieciństwem, a dorosłością. Strzeliłem focha, pieprzyłem jakieś egzystencjalne głupoty, ale walnąłem sobie w Orlu piwko i mi przeszło :)
Zgodnie z siedmioletnią tradycją, w Górach Izerskich przynajmniej raz w roku trzeba zawitać. Zawitałem więc. Z Żoną nawet, ale za to bez baterii do aparatu fotograficznego.
Trasa złożona z samych leniwych kawałków, co to się po nich głównie w dół jedzie , a pociągiem do domu wraca :)
Dobrze, że jazda na rowerze jest jak... jazda na rowerze - ponoć nigdy się nie zapomina tej umiejętności. Gdyby było inaczej, to z powodu długich przerw miedzy wycieczkami, musiałbym dzisiaj uczyć się wszystkiego od nowa. Skoro jednak nie musiałem, to z jaśnie Małżonem pojechaliśmy gdzieś w rejon Łaznowa, na działkę jakowąś i wróciliśmy stamtąd z jaśnie Ojcem. Nie mogę powiedzieć, że jazda była cały czas przyjemna, bo człowiek się od siodła z lekka odzwyczaił, a z racji szosowego charakteru wyprawy, nie mógł piwem (bezalkoholowem ;)) zmasakrowanego tyłka znieczulić, ale... dziewięć dych jakoś wpadło, a parafrazując niejakiego Geralda R. Massie: any trip you can walk away from, is a good one :)
A ponieważ: a) opis krótki b) prawie nikt tu nie wchodzi i mogę wrzucać dowolny szajs :) wrzucę zdjęcie "nowej" zabawki, która ma taką (bynajmniej nie główną) zaletę, że da się nią całkiem sprawnie (B18C4, bejbe!) rowery na wakacje zatargać :)
Pierwsza wycieczka na rowerze od bardzo, bardzo dawna. Wszyscy spragnieni...jazdy(?), więc trzeba było udać się do Modrzewiaka. Tam tak pojechaliśmy, że nie ma co! ;)
Przy okazji była to inauguracyjna wycieczka na "nowym" rowerze, który zastąpił sprzedanego jakiś czas temu Krossa . Trzeba zmienić kierownicę, bo przesiadka z 74-centymetrowej w góralu na jakieś 58cm w tym rowerze, jest kompletną porażką. Poza tym OK.
Fakt, że za każdym razem trzeba dodać tytuł wycieczki, staje się powoli męczący. Czasem łatwo coś wymyślić, ale generalnie, po tylu latach prowadzenia tego bloga, bardzo trudno wpaść na cokolwiek ciekawego. Chyba zacznę po prostu numerować wpisy. Co do wycieczki zaś, to była to wizyta w Rydzynkach na działce.. u szwagra (jezusie przenajświętszy, do czego to doszło!) . Z okazji, że to śmigus-dyngus, polałem wodą... samochód teściowej (jezusie przenajświętszy, do czego to doszło!) Trasa głównie szosowa, bo czas gonił, ale udało się poganiać też po leśnych ścieżkach.
Po długiej przerwie wracam na bikestats'a.
W życiu ostanio działo się wiele dużych rzeczy i nie za bardzo była okazja by myśleć o blogu. W związku z tym w 2014r. skasowałem swoje konto, bo i tak na nie nawet nie zaglądałem. Zauważyłem jednak, że brakuje mi tej odrobiny rowerowego ekshibicjonizmu i że bez tego kołaczącego się po głowie zdanka: "Będzie fajny wpis", trudno skłonić się nieraz do wymyślenia ciekawej trasy, do zrobienia podczas wycieczki zdjęcia, czy w ogóle do wyjścia na rower.
Teraz pomału odtwarzam zawartość bloga z zapisanego kiedyś pliku csv (trochę się wpisów przez 8 lat uzbierało) i mam nadzieję, że będę miał tez okazję dodawać nowe wycieczki bo chciałbym bardzo wrócić do rowerowania :)