Zgodnie z siedmioletnią tradycją, w Górach Izerskich przynajmniej raz w roku trzeba zawitać. Zawitałem więc. Z Żoną nawet, ale za to bez baterii do aparatu fotograficznego.
Trasa złożona z samych leniwych kawałków, co to się po nich głównie w dół jedzie , a pociągiem do domu wraca :)
Dobrze, że jazda na rowerze jest jak... jazda na rowerze - ponoć nigdy się nie zapomina tej umiejętności. Gdyby było inaczej, to z powodu długich przerw miedzy wycieczkami, musiałbym dzisiaj uczyć się wszystkiego od nowa. Skoro jednak nie musiałem, to z jaśnie Małżonem pojechaliśmy gdzieś w rejon Łaznowa, na działkę jakowąś i wróciliśmy stamtąd z jaśnie Ojcem. Nie mogę powiedzieć, że jazda była cały czas przyjemna, bo człowiek się od siodła z lekka odzwyczaił, a z racji szosowego charakteru wyprawy, nie mógł piwem (bezalkoholowem ;)) zmasakrowanego tyłka znieczulić, ale... dziewięć dych jakoś wpadło, a parafrazując niejakiego Geralda R. Massie: any trip you can walk away from, is a good one :)
A ponieważ: a) opis krótki b) prawie nikt tu nie wchodzi i mogę wrzucać dowolny szajs :) wrzucę zdjęcie "nowej" zabawki, która ma taką (bynajmniej nie główną) zaletę, że da się nią całkiem sprawnie (B18C4, bejbe!) rowery na wakacje zatargać :)
Pierwsza wycieczka na rowerze od bardzo, bardzo dawna. Wszyscy spragnieni...jazdy(?), więc trzeba było udać się do Modrzewiaka. Tam tak pojechaliśmy, że nie ma co! ;)
Przy okazji była to inauguracyjna wycieczka na "nowym" rowerze, który zastąpił sprzedanego jakiś czas temu Krossa . Trzeba zmienić kierownicę, bo przesiadka z 74-centymetrowej w góralu na jakieś 58cm w tym rowerze, jest kompletną porażką. Poza tym OK.
Fakt, że za każdym razem trzeba dodać tytuł wycieczki, staje się powoli męczący. Czasem łatwo coś wymyślić, ale generalnie, po tylu latach prowadzenia tego bloga, bardzo trudno wpaść na cokolwiek ciekawego. Chyba zacznę po prostu numerować wpisy. Co do wycieczki zaś, to była to wizyta w Rydzynkach na działce.. u szwagra (jezusie przenajświętszy, do czego to doszło!) . Z okazji, że to śmigus-dyngus, polałem wodą... samochód teściowej (jezusie przenajświętszy, do czego to doszło!) Trasa głównie szosowa, bo czas gonił, ale udało się poganiać też po leśnych ścieżkach.
Gdy nie robi się świątecznych porządków, nie sprząta w szale całego mieszkania, nie święci się jajek itp., ma się dużo czasu na inne rzeczy. Np. rower.
Jajka dostaliśmy w prezencie, więc pół drogi z takimi ozdobami.
Ładna pogoda, weekend i brak zajęć innych, a to niestety oznacza, że wypada wsiąść na rower, choć jakoś po okolicach Łodzi od dłuższego już czasu średnio chce mi się jeździć.
Z Jaśnie Żoną pojechaliśmy pokulać się po lesie w rejonie Grotnik, a po drodze ponownie odwiedziliśmy starą cegielnię pod Zgierzem. Ostatnio łaziliśmy po domu, teraz obejrzałem sobie ruiny starego pieca.
Dzień K. w siodle. Dla niektórych inauguracja sezonu rowerowego, dla innych nie.
Celem nr 1 był salon Hondy na Brzezińskiej, gdzie zamówić chcieliśmy kilka spinek do nowej, pełnoletniej zabawki Marysi. Potem już wariacje na temat łódzkich zadupi. Finał miało wszystko klasyczny, czyli u Józka (ale dziś bez piwa).
Po drodze zaliczyłem znów jedno z ciekawszych wg. mnie miejsc w Łodzi, czyli rejon ul.Pięknej. Tutaj to Jasień ostatecznie opuszcza podziemia i od tego miejsca płynie już cały czas na powierzchni. Tutaj też znajduje się wylot wielkiego kanału burzowego z kolektora Ib. Do Jasienia zrzucana jest obecnie woda wypompowywana podczas budowy podziemnego dworca Łódź Fabryczna i dzięki temu zamiast prawie stojącego w miejscu kanaliku, mam żwawo płynący potoczek. (jeszcze kilka miesięcy temu to miejsce wyglądało mniej więcej tak)
Kolejny (już siódmy) rok z bikestatsem zamykam z wynikiem tak kiepskim, że aż wypadałoby go przemilczeć. Najpierw była długa, trwająca do kwietnia zima, potem spóźnione i przez z ciągłymi deszczami wakacje, a przez resztę roku... sam właściwie nie wiem co.
Było też na szczęście kilka fajnych wycieczek w wesołym gronie i parę innych 'hajlajtów' (m.in. nadspodziewanie fajny wyjazd nad morze w maju).
Ale.. pora spojrzeć naprzód, w nowy 2014 rok i postarać się, żeby rowerowo był lepszy.
Po długiej przerwie wracam na bikestats'a.
W życiu ostanio działo się wiele dużych rzeczy i nie za bardzo była okazja by myśleć o blogu. W związku z tym w 2014r. skasowałem swoje konto, bo i tak na nie nawet nie zaglądałem. Zauważyłem jednak, że brakuje mi tej odrobiny rowerowego ekshibicjonizmu i że bez tego kołaczącego się po głowie zdanka: "Będzie fajny wpis", trudno skłonić się nieraz do wymyślenia ciekawej trasy, do zrobienia podczas wycieczki zdjęcia, czy w ogóle do wyjścia na rower.
Teraz pomału odtwarzam zawartość bloga z zapisanego kiedyś pliku csv (trochę się wpisów przez 8 lat uzbierało) i mam nadzieję, że będę miał tez okazję dodawać nowe wycieczki bo chciałbym bardzo wrócić do rowerowania :)