bendus.bikestats.plblog rowerowy

avatar bendus
Jedlicze A

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(5)

Moje rowery

GT Grade 78 km
Epic EVO 412 km
MotoRower 238 km
Supernormal 370 km
[A] Moon 180 km
[A] Mike 1113 km
[A] Canyon 116 km
[A] Zumbi 182 km
[A] Spitfire 104 km
[A] Chińczyk 2104 km
[A] 45650b 2709 km
[A] Tomac 2998 km
[A] Prophet 3754 km
[A] Enduro 903 km
[A] Poison 330 km
[A] Scraper 2525 km
[A] Amstaff 1239 km
ŁRP 249 km
[A] Kryptoszosa 656 km
[A] Mongoose
[A] Stevens 310 km
[A] Mieszczuch 632 km
[A] Marin 1479 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy bendus.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:4267.82 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:21:11
Średnia prędkość:17.11 km/h
Maksymalna prędkość:37.90 km/h
Suma podjazdów:614 m
Liczba aktywności:115
Średnio na aktywność:37.11 km i 5h 17m
Więcej statystyk

Ułańska fantazja vs. Rzeczywistość - 0:1

Sobota, 9 października 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Beskid Śląski, Góry, Szczyrk 2010
Miałem w wielkim stylu zakończyć sezon górski, ale nie wyszło. Przebyta niedawno choroba sprawiła, że forma zapadła w sen zimowy i w efekcie każdy podjazd pokonywałem z buta, lub tocząc pianę z ust, a na zjazdach nie miałem siły, by porządnie się skoncentrować. Ostatecznie skróciłem wycieczkę o przeszło połowę i z podkulonym ogonem wróciłem do Łodzi.

TRASA: Szczyrk - [zielony szlak] - [czerwony szlak] - Magura (1109 mnpm) - Przeł. Kowiorek (1042 mnpm) - [zielony szlak] - [żółty szlak] - Szyndzielnia (1028 mnpm) - [żółty szlak] - [czarny szlak] - [nieoznakowana droga zwózkowa. miejscami 30% nachylenia] - [zielony szlak] - Szczyrk

Beskid Węgierski i Pasmo Baraniej widziane spod Klimczoka (po kliknięciu otworzy się w pełnym rozmiarze)


Skrzyczne widziane z podjazdu na Magurę (po kliknięciu otworzy się w pełnym rozmiarze)












Na koniec dowód na to, że było widać Tatry i że naprawdę obiektyw wymaga czyszczenia :)


Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 21.84 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

The temple of flow, czyli Singletrek pod Smrkiem

Piątek, 17 września 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Góry, Góry Izerskie, Szklarska Poręba 2010, Z muzyką
Singletrack (czy jak to Czesi zwą: Singletrek) pod Smrkiem. Czy muszę mówić więcej?
Może tylko to: Było super. Niestety tylko jedna petla, bo przegonił nas deszcz.
Bez wątpienia tam wrócę. Z kamerą na kasku, bo na fotki aż żal się zatrzymywać :)





Gdzieś powyżej Lázně Libverda (po kliknięciu otworzy się w pełnym rozmiarze)








<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/pHcjf3P9FzQ"> <embed src="http://www.youtube.com/v/pHcjf3P9FzQ" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>...
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 20.95 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Dzień spełnionych marzeń

Czwartek, 16 września 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Góry, Góry Izerskie, Szklarska Poręba 2010
Kilkanaście lat temu byłem z Ojcem w Szklarskiej Porębie z rowerem. Wówczas uroki m.in. Gór Izerskich poznawaliśmy na szosówkach, ale oboje zastanawialiśmy się nad możliwościami, jakie otworzyłyby się przed nami, gdybyśmy zamiast szosówek dosiadali zyskujące dopiero wówczas popularność rowery górskie. Ja przekonałem się o tym kilka lat temu, a Ojciec właśnie dzisiaj.
Nie za bardzo było wiadaomo, czy gdziekolwiek pojedziemy, bo od rano lało jak z cebra, ale koło 11 niebo nad Izerami zaczęło się przejaśniać i ruszyliśmy. W pocie czoła wspięliśmy się do kopalni "Stanisław" i tam zrobiliśmy sobie dłuższy postój na podziwianie widoków. A podziwiać było co. Pogoda zrobiła się super i całe Karkonosze widać było jak na dłoni. Chyba po raz pierwszy udało mi sie zobaczyć spod Stanisława Śnieżkę, a to już coś.
Gdy już się napatrzyliśmy, ruszyliśmy w kierunku Rozdroża pod Kopą, po drodze zaliczając Sine Skałki (znów ładne widoczki). Dalej żółty szlak do Jagnięcego Jaru i dojazd do czegoś, co jak dla mnie było gwoździem programu, czyli do niebieskiego szlaku. Podczas dotychczasowych wizyt w Izerach, jakoś nie było mi dane się nim przejechać. Ostatnio jednak , na stronie Dominika i Ani, zobaczyłem, że warto byłoby jednak go zaliczyć. No to zaliczyliśmy i rzeczywiście było fajnie.
Potem był żółty do Hali Izerskiej i w końcu wielka wyżerka w Chatce Górzystów.
Zjedliśmy naprawdę dużo (a może aż za dużo) i posileni ruszyliśmy przez halę do Orla (Orlego?), by uzupełnić płyny. Okazało się, że nie mają odpowiednich płynów, wic przez Jakuszyce wrócilismy do Szklarskiej i piwko wypilismy juz w domu :)

Ojciec na podjeździe, czyli pierwszy kontakt z górami boli :)


Marysia na podjeździe, czyli kolejne kontakty też bolą :)




Kopalnia "Stanisław"








Znajdź rowerzystę




W drodze na Sine Skałki...

...i widoczek z tychże (po kliknięciu otoworzy się w pełnym rozmiarze)


Na niebieskim szlaku






Hala Izerska




Izera


Orle






Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 40.14 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Kamieńczyk

Środa, 15 września 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Góry, Karkonosze, Szklarska Poręba 2010
Przed kolacją do wodospadu Kamieńczyka. Krótko, treściwie i bardzo przyjemnie.







Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 7.71 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Sru! Jeb! Dup!

Wtorek, 14 września 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Góry, Góry Izerskie, Karkonosze, Szklarska Poręba 2010
Miało być klasycznie, czyli Wysokim Grzbietem Izerów. Niestety tuż przed szczytem Wysokiego Kamienia pękła mi obejma podsiodłowa. O jakiejś sensownej dalszej jeździe nie było mowy. Wobec tego zjechaliśmy do Szklarskiej Poręby, by poszukać sklepu rowerowego. Okazało się, że nikt nigdzie nie sprzedaje tak "egzotycznych" artykułów. W końcu, po długich poszukiwaniach, udało się kupić obejmę w jakimś nieczynnym serwisie rowerowym. Czarna a nie niebieska, bez tytanowej śruby, ale sztycę trzyma świetnie i pozwoliła jechac dalej. By to uczcić podjechaliśmy na grzane wino do dolnej stacji wyciągu na Szrenicę. Potem czarny szlak do wodospadu Szklarki (końcówka jak zwykle super), a potem powrót do Szkalrskiej świetnym zielonym szlakiem wzdłuż Kamiennej.
Prawie cały czas padało, ale właściwie tego nie zauważaliśmy, bo mimo wszystko jazda była sympatyczna.



Yeah! Znowu w górach!






Sru! Jeb! Dup!






Ninja power









Ani jednego zdjęcia ze mną... Musimy wrócić do jeżdżenia z dwoma aparatami.

Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 23.57 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Deszcz? A jakże!

Piątek, 27 sierpnia 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Góry, Góry Izerskie, Jakuszyce 2010
Dzisiaj przed południem dołączył do naszej wesołej gromadki Michał. Odebraliśmy go z dworca w Szklarskiej Porębie i wrócilismy do kwatery. Tutaj szybko zalałem przedni hamulec Michała (tego, ktry był juz wczoraj :)) i po zerknięciu za okno postanowiliśmy jednak wybrać się na rower.
Pogoda była lekko niepewna, ale mieliśmy nadzieję, że wszystko się jakoś wyklaruje i uda się taka fajna wycieczka jak wczoraj.
Postanowiłem po raz kolejny spróbować szczęścia i zabrać grupę do kopalni. Niestety nad tym miejscem wisi chyba jakieś pogodowe fatum. Ze trzy kilometry od celu złapał nas deszcz. Niewinna mżawka zmieniła się w klasyczna ulewę, która zagoniła nas pod drzewa. Poczekaliśmy chwilę i gdy deszcz trochę osłabł, ruszylismy dalej, by... po chwili znów się zatrzymać. Gosia złapała gumę. Dizsiaj jechała już na swoim rowerku z duzymi kołami i niestety wąskie opony nie za bardzo polubiły się z kamienistym szlakiem. Ponieważ w każdej chwili mogło znów zacząć mocno padać, postanowiliśmy naprawę przeprowadzić gdzies pod dachem. Wybrałem opuszczony skład materiałów wybuchowych w pobliżu kopalni (a dokładnie stróżówkę przy wejściu, bo tunel prowadzący do składu był zalany woda po kostki).
Rozbebeszylismy koło, zakleiliśmy dziurę, złozyliśmy wszystko do kupy i... okazało się, że powietrze nadal schodzi. No to cały zabieg od nowa (tym razem już przy użyciu awaryjnej, ostatniej łatki) i.. dalej schodzi. Nie pozostąło nam nic inneggo jak wrócic do domu. Na początku Gosia próbowała jechać, co chwile dopompowując koło, ale gdy "międzydymaniowy" odcinek skrócił się do kilkunastu metrów, postanowiliśmy rozdzielić się. Ja, Michał, Magda i Marysia zjechaliśmy do kwatery, a Gosia z Michałem (nazwijmy Go dla rozróżnienia Michałem II) zostali w rejonei kopalni i mieli czekać na nasz powrót wozem serwisowym.
Naszej czwórce zjazd minął błyskawicznie (od kopalni do Jakuszyc prawie cały czas asfaltem) i dośc szybko wrócilismy na górę po naszych niefortunnych kochanków :)

Pada...


...ale nam, na naszej zajebistej miejscówce, deszcz nie straszny.


Zmarzliśmy strasznie, więc później trzeba było podjechać do Szkalrskiej Poręby, by porządnie się ugrzać i uzupełnić trochę kalorii. Całe szczęście pod ręką znalazła się mega-pizza :)


Po obiedzie Marysia zawarła nową znajomość...



Swoją drogą śmieszny ten profil, bo koło ósmego kilometra załamała się pogoda, spadło ciśnienie, a wysokościomierz barometryczny zarejestrował to jako prawie pionową ściankę. Po najgorszym dezczy znów ścianka, ale teraz w dół :)
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 17.66 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Rozrywki grupowe

Czwartek, 26 sierpnia 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Góry, Góry Izerskie, Jakuszyce 2010
W nocy ze środy na czwartek dołączyli do nas w Jakuszycach Michał z Magdą oraz Gosia. Po krótkim (przyjechali dobrze po pierwszej w nocy) śnie, zebraliśmy się rano przy śniadaniu i ustaliliśmy, że mimo fatalnej pogody (niskie chmury i zacinający deszcz) idziemy na rower.
Dla nowo przybyłych był to pierwszy rowerowy kontakt z górami i nie za bardzo wiedziałem na co mogę sobie pozwolić przy planowaniu trasy. Postanowiłem więc, że po prostu pojedziemy przed siebie, a trasa będzie ewoluowała sama, w zależności od pogody oraz nastrojów uczestników wycieczki.
Najpierw wpakowaliśmy się na zniszczona asfaltową drogę wiodącą przez Rozdroże pod Cichą Równią do kopalni "Stanisław". Jechało się nieźle, gdyż delikatny podjazd pozwolił szybko się rozgrzać, a stok i drzewa zasłaniały nas przed południowym wiatrem i deszczem. Niestety tak komfortowych warunków nie zapewniał już rejon kopalni. Podjechaliśmy od górnej strony do kamieniołomu, ale przy tej widoczności ledwie dało się wypatrzeć krawędź otwierającej się pod nogami przepaści, a co dopiero delektować się widokami. Szybko więc czmychnęliśmy stamtąd i wróciliśmy na Rozdroże. Stamtąd Dolnym Duktem Końskiej Jamy dotarliśmy do żółtego (?) szlaku i nim dalej do Chatki Górzystów. Po drodze
wymieniliśmy dętkę w rowerze Michała i odkryliśmy, że w dość tajemniczych okolicznościach stracił on cały płyn w przednim hamulcu i skazany będzie tylko na tył.
W schronisku zrobiliśmy dłuższy postój, by pokazać znajomym jedną z największych atrakcji Hali Izerskiej - naleśniki biszkoptowe z jagodami. Pycha. Obżerając się z zadowoleniem patrzyliśmy na niebo, na którym działy się rzeczy dobre. Chmury rozwiewały się i zaczynało pojawiać się słońce.
Gdy już wszyscy się najedli, przez Halę Izerską pojechaliśmy do kładki nad Izerą, którą przedostaliśmy się na czeską stronę i poznany dzień wcześniej szlak do Jizerki. Tym razem jednak nie przejechaliśmy go w całości, tylko szybko odbiliśmy na Harrachow. Tutaj nastąpił krótki kawałek, który trochę grupę spieszył. Mi udało się przejechać, a już Marysia zapierniczała pod górę jak mała ciuchcia. Niestety szybko szlak zmienił się w typowy dla czeskiej strony asfalcik, którym to dojechaliśmy do Harrachova.
Stamtąd wróciliśmy do Polski i pokręciliśmy "na Orle" (po drodze kolejna guma w rowerze Michała). Tu znów postój, konsumpcja piwek i dyskusje o końskiej pornografii...
Całość zakończył deszczowy przejazd do Jakuszyc.

Z podjazdu do kopalni nie mam ani jednej foty. Widoczność rzędu kilku metrów nie zachęcała do postojów na pstrykanie. Zdjęcia zaczęliśmy robić dopiero na pierwszym postoju na wymianę dętki.

Gwiazdorski Duet: Marysia i Stanisław


- Cóżeś uczynił, by olej mineralny tak haniebnie zapodziać? - zawołał zdziwiony Adam.
- Nie wiem - odpowiedział młody wojownik Michał, wyraźnie zniesmaczony zachowaniem swojego przedniego hamulca.


Panie walczą ze szlakiem...


...a Michał wygrywa z nim, ot tak. Rzekłbym wręcz, że szlak poddał się bez walki :)


I znów Gwiazdorski Duet


Hala Izerska. Tak jak dzień wcześniej, tylko w drugą stronę.


Stanisław leżał w trawie, więc zająłem jego miejsce i załapałem się na zdjęcie z połową Gwiazdorskiego Duetu :)


Izera


Tunel...


...i most na linii kolejowej Jakuszyce-Korenov


Widziane z mostu: Izera...


...i uczestnicy dzisiejszej wycieczki.


Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 44.76 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Moja dziewczyna jest cyborgiem

Środa, 25 sierpnia 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Góry, Góry Izerskie, Jakuszyce 2010
Po bardzo udanej pod względem rowerowym niedzieli, zrobiliśmy sobie w poniedziałek dzień samochodowo-pieszy. Pobyczyliśmy się, odwiedziliśmy Jelenia Górę, a wieczorem poszliśmy na spacer w kierunku dawnego przejścia granicznego w Jakuszycach. Niestety podczas tego spaceru, pewnie ze 300-400 metrów od domu, Marysia skręciła kostkę. Poszkodowana (kostka, nie cała Marysia) szybko spuchła uniemożliwiając nawet chodzenie. Do domu Marysia dotarła niesiona przeze mnie, a perspektywy rowerowe na najbliższe dni zaczęły wyglądać dosyć marnie.
Wtorek był dniem kurowania, okładów z Altacetu oraz innych tajemnych zabiegów i ku mojemu zdziwieniu wieczorem usłyszałem "Jutro idziemy na rower!"... Podszedłem do tej deklaracji dosyć sceptycznie, ale rano, zgodnie z wyraźnym poleceniem Marysi, wyniosłem na dwór Stanisława i odbyła się jazda próbna. Sprawne przemieszczanie wymagało usunięcia
zupełnie śrub napinających sprężynę w pedałach, ale ku mojemu zdziwieniu jazda próbna się udała. No to dawaj w góry...
Myślałem, ze szutro-asfalcikiem wtoczymy się do Rozdroża pod Cichą Równią (może nawet zaszalejemy i pykniemy do kopalni "Stanisław") i wrócimy. Ale nie! Na rozdrożu decyzja o zjeździe do Orla (Orlego?) a tam gorąca czekolada. Marysia wciąga ją, zamraża kostkę jakimś tajemniczym sprejem do kontuzji, poprawia bandaż elastyczny i mówi: "Jedziemy dalej". No to pojechaliśmy. Najpierw do Chatki Górzystów na słynne naleśniki, a potem (po kolejnym mrożeniu) dalej w kierunku Przełęczy Łącznik, bo "to już blisko". Może i blisko, ale jak dla
osoby ze skręconą kostką, to wysiłek i tak spory. Marysia jednak łyknęła ten odcinek bez zająknięcia, podobnie kamienisty podjazd z przełęczy do granicy polsko-czeskiej i dalej na sam szczyt. W mojej głowie zaczęła powoli świtać myśl, że moja dziewczyna jest cyborgiem.
Na szczycie wizyta na wieży (z tym było już gorzej niż z jazdą, bo trzeba było podejść po schodach) kolejne mrożenie i co dalej? Usłyszałem, że tą samą drogą nie warto wracać i że mam szukać trasy przez Czechy.
Coś tam znalazłem, ale był mały problem kawałek poniżej szczytu Smrka poziomice na mapie były niepokojąco blisko siebie. Uznałem jednak, że szczyt jest tak popularnym celem wycieczek, a szlak w rejonie wieży
widokowej tak lajtowy, że będzie to pewnie taka bardziej stroma szutróweczka, czy szeroka ścieżka. Skończyło się na stromej pełnej wymytych przez wodę kamieni rynnie, tak miejscami zniszczonej, że o jeździe nie było mowy. Te około 600 metrów nieźle dało nam w kość. Marysi z powodu kostki, a mi z powodu konieczności wracania się w
trudniejszych miejscach po rower Marysi. W końcu dotarliśmy do jakiegoś szlaku rowerowego (asfaltowego, bo
Czesi jakąś słabość do asfaltu mają i wylewają go w górach gdzie się tylko da). Nim dojechaliśmy, nudząc się jak mopsy, do czerwonego szlaku i nagle zrobiło się super. Szlak powiódł nas przez Český Vrch na Jelení Stráň. Jechało się super, bo Czesi, oprócz asfaltu) lubią również drewniane kładki nad podmokłymi terenami. Było tego po drodze pełno. Niektóre nawet długie. Do tego trasa obfitowała w atrakcje w postaci monumentalnych formacji skalnych wyrastających obok (a
miejscami i na) szlaku. Kilka miejsc było absolutnie nieprzejezdnych, ale 99% pokonywaliśmy w siodle, z wielkimi uśmiechami na paszczach.
Ostatecznie szlak zawiódł nas do Jizerki, która jest chyba najbardziej malowniczą osada, jaką miałem do tej pory oglądać. Położona na hali nad strumieniem, otoczona górami, prezentuje się jak coś żywcem
wyjętego z bajki. Z Jizerki, niesamowicie sympatyczną i lajtową dróżka nad brzegiem Jizerki dotarliśmy do kładki na Izerze, którą przekraczając wróciliśmy do Polski. Od rzeki śmignęliśmy do Orla (na Orle? :)) i stamtąd już
spokojnie, asfalcikiem dojechaliśmy do naszej kwatery w Jakuszycach. Przekraczając próg domu wiedziałem już na pewno: Marysia stanowczo jest cyborgiem

Widok z podjazdu na Rozdroże pod Cichą Równią


Hala Izerska




Na Smrku








Zjazd niebieskim szlakiem. Pozycja taka jakaś nie "pro" a i mina jakaś wypłoszona, ale nie zdążyłem się wpiąć :)






A tu czerwony:












Jizerka (Jako ciekawostkę dodam, że widoczna na zdjęciu góra to Bukovec - zgodnie z Wikipedią jedno z najwyższych wzniesień bazaltowych w Europie)




Marysia (vel Kuternoga) nad Izerą


Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 45.43 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Odrodzenie, czyli polska edycja MythbusterS

Niedziela, 22 sierpnia 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Góry, Jakuszyce 2010, Karkonosze
Wczoraj na pokładzie Srebrnej Dzidy przefrunęliśmy z Międzygórza do Jakuszyc, rozładowaliśmy graty i wypiliśmy piwo z gołą babą (na etykiecie była, a nie towarzyszyła nam w piciu. Niestety). Dzisiaj przyszła zaś kolej na jazdę na rowerze.
Postanowiliśmy wybrać się na Przełęcz Karkonoską. Cel niezbyt może ciekawy, ale skoro ten kawałek asfaltowego podjazdu owiany jest taką legendą, to wypada go zaliczyć.
Na początek zupełny lajcik, bo droga z Jakuszyc do Przesieki to przeszło dwadzieścia kilometrów leśnych duktów i do tego praktycznie cały czas delikatnie w dół. Dosyć szybko więc zameldowaliśmy się w Przesiece w rejonie "Złotego Widoku". Tam uzupełniliśmy kalorie, przygotowując się na podjazd i ruszyliśmy...
... i jakiś czas później zdobyliśmy przełęcz. Kiedyś szedłem tą drogą pieszo (jakoś w podstawówce jeszcze) i zapamiętałem ją jako asfaltową ścianę bez końca, a tymczasem, poza kilkoma momentami, nachylenie było całkiem rozsądne. Może dla szosowców ta droga może byc czymś w rodzaju Świętego Graala, ale dla kogoś kto choć kilka razy podjechał gdzieś pieszym szlakiem podjazd ten nie jest trudny tylko jest monotonny. Moze mój brak szacunku dla tego podjazdu wynika, że mam, w przeciwieństwie do szosowców, do dyspozycji zestawik 22/34, ale co tam...
Podjazd zaliczylismy i to się liczy.
W schronisku "Odrodzenie" zażyliśmy po dawce benzoesanu sodu i pojechaliśmy w kierunku "Petrovej Boudy", ciesząc się niesamowitymi widokami. Plan zakładał dojazd do schodzącego do Jagniątkowa czarnego szlaku i przedostanie się nim do stokówek wiodących do Szklarskiej Poręby. Przed wjazdem na szlak zagadał do nas jakiś turysta i ostrzegł przed patrolem KPN polującym gdzieś poniżej na motocyklistów. Wizja sklejenia mandatu za jazdę po terenie parku narodowego nie za bardzo mi się podobała, ale mimo to pojechaliśmy czarnym, a nie wróciliśmy na czerstwy asfalt do Przesieki. Jednak przez sporą część zjazdu miałem serce na ramieniu. Udało się jednak i nikt z KPN'u nie uszczuplił stanu naszych kont. Sam czarny szlak zaś był w początkowej części świetnym singielkiem urozmaiconym tu i ówdzie kamieniami. Jechało się fajnie, aż do momentu, gdzie zrobiła się z niego droga, a do tego strasznie zniszczona przez wodę i zawalona co kawałek wypłukanymi z ziemi rynnami odprowadzającymi wodę.
Potem były już raczej leśne drogi do Szklarskiej i dalej do Jakuszyc.
W domu kąpiel, piwko i seans z Arnoldem Braunschweiger'em ;)

Zdjęcie legendy - podjazdu na Przełęcz Karkonoską... ot taki sobie asfalcik


Marysia kończy walkę z podjazdem. W tle schronisko "Odrodzenie" i Mały Szyszak


"A mówiłeś, chamie, że nie podjadę!" :)










W drodze powrotnej nie obyło się bez małego dymanka.. dętki ofkors










Powrót do naszej kwatery w Jakuszycach.


Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 55.98 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W ciemnej dupie na Czarnej Kupie :)

Piątek, 20 sierpnia 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Góry, Masyw Śnieżnika, Międzygórze 2010, Z muzyką
Dzisiaj pojechałem sam. No może niezupełnie sam, bo miałem Age of Ruin, Parkway Drive i jeszcze kilka innych. Do schroniska pod Śnieżnikiem wjechałem dokładnie ta samą drogą co wczoraj, a potem, nie tracąc czasu, przesiadłem się na zielony szlak na szczyt. Co mogłem przejechać, przejechałem, a gdy zrobiło się bardzo stromo i kamieniście, wrzuciłem rower na plecy i uderzyłem z buta. Dałoby się powalczyć więcej, ale nie chciałem tracić sił na trochę jałowa walkę. Na siodło wróciłem dopiero przed szczytem, na który wjechałem wśród entuzjastycznych okrzyków gawiedzi, witany przez półnagie, smukłe dziewczęta rzucające mi się na szyję... Tłumy uciszyłem gestem, opędziłem się od pięknych kobiet i usiadłem, by nacieszyć się widokami. Po kilku dniach kiepskich nareszcie zrobiło się ładnie. Wzrokiem sięgałem aż po Jeseniki i wieńczącą Pradziada wieżę telewizyjną. Chłonąc ten widok zastanawiałem się nad dalsza trasą. Pierwotnie planowałem udać się granicznym zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy Płoszczyny, ale strona czeska nęciła zmysłowymi nazwami szczytów (Černá Kupa na ten przykład).
Ostatecznie wygrała wersja czeska. Najpierw, poznanym w zeszłym roku czerwonym szlakiem ze szczytu, by następnie przesiąść się na niebieski przez Mokrý hřbet. Po drodze złapałem gumę i miałem wielką przyjemność pompowania koła pompką do amortyzatorów.
Sam niebieski szlak był całkiem ok. Jeśli ktoś będzie w pobliżu i nie straszne będą mu zakazy obowiązujące w czeskim parku narodowym, to polecam. Jazda była raczej powolna, bo ciągle w błocie, po korzeniach i często pod górę, ale każdy zdobyty metr dawał dużo radości. Do tego co jakiś czas, w bardzie podmokłych rejonach szlak prowadził po drewnianych kładkach. Mała rzecz, a cieszy. Za szczytem Sušiny pojawiła się dodatkowa atrakcja w postaci bunkrów. Ja wypatrzyłem trzy, ale według mapy jest ich tam kilkanaście. Nie mam zielonego pojęcia z jakiego okresu pochodzą i kto je zbudował, ale stanowią chyba część linii umocnień, która zgodnie z moją mapa otacza Kotlinę Kłodzką. Jeśli zaglądają tu jacyś miłośnicy historii, militariów itp. to z chęcią dowiedziałbym się czegoś więcej.
Za bunkrami skręciłem na zielony szlak. Był on cudowny. Autentycznie przeszła mi przez głowę myśl, że był idealnym szlakiem rowerowym. Prowadził wąskim singlem, przecinającym niewielki strumień. W niektórych miejscach pokonywało się go po drewnianych kładkach, a gdzie indziej po prostu przejeżdżało przez wodę. Bajka. Szkoda, że krótka i do tego nielegalna. Na dole, oprócz tablic z obowiązującymi na terenie parku narodowego zakazami, oddzielna tablica z zakazem jazdy rowerem i informacją, że ścieżka ta jest wyłącznie dla pieszych... cóż...
Potem był szutrowy zjazd do Horni Moravy a potem asfaltowo-szutrowy przejazd do przejścia granicznego na Przełęczy Jodłowskiej. Stamtąd już raczej bez większych emocji przejazd kolejno czerwonym, niebieskim i żółtym do Międzygórza. Ostatni podjazd niebieskim doszczętnie mnie zniszczył, bo z mniej więcej 830 mnpm zabrał mnie na przeszło 1100. Na tym etapie był to już dla mnie wielki wysiłek i znać o sobie zaczął dawać brak picia (skończyło się trochę przed granicą) i jedzenia (ostatnim posiłkiem było śniadanie). Niemniej jednak dałem radę i wróciłem do Międzygórza, gdzie czekała półnaga, smukła Marysia, rzucajaca mi się na szyję... hmm... znów się zapędziłem. Po prostu czekała. Ubrana, ale na szyję się rzuciła, smukła była, a i buziak się znalazł i browarek jakiś i pizza... słowem: miło :)

God is an Astronaut też mi dzisiaj przygrywało
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/ESK8hi1LyLc"> <embed src="http://www.youtube.com/v/ESK8hi1LyLc" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><lt>

Na szczycie Śnieżnika. Mimo dnia "roboczego" ludzi sporo.


Spoglądać lepiej więc w drugą stronę, bo widoczki całkiem niezłe. Widoczny np. Praděd z charakterystyczna wieżą telewizyjną na szczycie.


Równiez poniżej szczytu, na czerwonym szlaku widoczki są efektowne.


Zagapiam się jednak i w efekcie Prophet kończy z łapkami w powietrzu


Widok na Śnieżnik z niebieskiego szlaku przez Mokrý hřbet.


Na niebieskim szlaku. Po czeskiej stronie nadal wyraźnie (chyba dużo bardziej niz w polskich Sudetach) widać skutki katastrofy ekologicznej z lat '70/'80.








Bunkry na południowej stronie szlaku


Wbiegnięcie tam w ciągu 10 sekund, na które ustawiony był samowyzwalacz, było nie lada wyczynem :)


Zielony szlak






A dalej kilka fotek z dojazdu do Horni Moravy i dalej do Międzygórza.




Inny sposób na sciąganie drzewa z gór, zamiast wleczenia go po szlakach - wyciąg.




Muchomory są takie fotogeniczne i do tego cierpliwe. Chociaż zrobiłem kilka zdjęć, to przez ten czas żaden się nie poruszył :)




;feature=related
Rower:[A] Prophet Dane wycieczki: 45.76 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)