Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:4607.39 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:43:32
Średnia prędkość:16.13 km/h
Maksymalna prędkość:62.20 km/h
Suma podjazdów:4841 m
Maks. tętno maksymalne:165 (89 %)
Maks. tętno średnie:114 (61 %)
Suma kalorii:14406 kcal
Liczba aktywności:119
Średnio na aktywność:38.72 km i 5h 26m
Więcej statystyk

Świat jest mały

Sobota, 25 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Dzień jak każdy inny na rowerowych wypadach: mycie, śniadanie i na rower. W sumie, odstęp czasowy pomiędzy poszczególnymi punktami był dosyć spory, ale mniejsza o to. Ostatecznie w końcu się zebraliśmy.
Najpierw puściliśmy się asfaltem w kierunku Zakrętu Śmierci, ale po jakimś czasie opuściliśmy go i chwilkę pośmigaliśmy poza szlakami, poniżej Zakrętu. Potem był żółty szlak na Wysoki Kamień (jakiś, choroba, w tym roku bardziej stromy niż zwykle) i dalej czerwony do "Stanisława". (Po drodze Maricn zarył blatem o jakiś kamień i dzięki temu mieliśmy dodatkową chwilę na odpoczynek. Dobrze, bo po kilku dniach mniej lub bardziej intensywnej jazdy po górach, nogi odrobinę czułem i każda chwila wytchnienia była w cenie.) Za kopalnią wróciliśmy na czerwony szlak i cofnęliśmy się do Szklarskiej Drogi i potem niebieskim i żółtym dojechaliśmy do Chatki Górzystów. Po drodze spotkaliśmy Dominika, Ankę i Mirka z onthebike.com (których przy okazji pozdrawiam), a w schronisku Malaucha z emtb.pl. Z jednymi i z drugimi zamieniliśmy kilka słów i po wchłonięciu górzystowskiego obiadu "pomknęliśmy" do Jaluszyc i dalej do Szklarskiej. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o czarny szlak wzdłuż Kamieńczyka i tyle. Wyjazd się skończył. Pozostaje tylko miło wspominać i czekać na kolejny wypad w góry (a ten już stosunkowo niedługo)

Zdjęcia znów nie po kolei, ale trzeba jakieś "zajawkowe" na pierwszym miejscu walnąć, żeby ktoś może, po zobaczeniu miniaturki na stronie głównej bikestatsa, zajrzał tutaj :)

No to proszę: po raz któryś już na tym blogu - kopalnia "Stanisław"

...i jedna z porzuconych tam ciężarówek.


Podjazd żółtym szlakiem na Wysoki Kamień


Znów kładka na niebieskim szlaku


Kolejna nieprzyzwoicie przerobiona fota. Tym razem z Marysią na Hali Izerskiej


I w końcu asfaltowy finisz


...w dwóch odsłonach.


A jako bonus - witraż z dworca w Szklarskiej Porębie




A na koniec, z półrocznym opóźnieniem, krótki filmik z wyjazdu.
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/PXw74nIdBgs"> <embed src="http://www.youtube.com/v/PXw74nIdBgs" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object>

A vychutnejte si jízdu

Piątek, 24 czerwca 2011 · Komentarze(0)
W zeszłym roku, po jesiennej wizycie na czeskich singlach napisałem, że trzeba wrócić. No to wróciliśmy.
Marysia była zaraz po chorobie (albo nawet jeszcze w trakcie), więc podjechaliśmy do Novego Mesta samochodem, a Siwy z Izą dokulali się asfaltami przez Zakręt Śmierci i Świeradów.

A tak poza tym to było dokładnie jak w zeszłym roku: super i z deszczem na końcu :)

Filmik - przejazd pierwszym odcinkiem od asfaltu do "Hubertki" + bonus, czyli godowy taniec ciachona :D
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/KyDM1wfEhFU"> <embed src="http://www.youtube.com/v/KyDM1wfEhFU" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>


Česká radost


Kolejna knajpa przy singlu, a ja musiałem autem jechać i z piwa nici :(


Naleśniki biszkoptowe z twarogiem i jagodami

Czwartek, 23 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Debilny tytuł? Być może, ale bez wątpienia to rzeczone naleśniki były jedną z głównych atrakcji tego dnia.
Ruszyliśmy ze Szkalrskiej i powoli, najbardziej lajtową drogą wspięliśmy się do Jakuszyc i dalej do Rozdroża pod Cichą Równią, a stamtąd (zaliczając po dordze świetny zjazd niebieskim szlakiem z kładkami) dotarliśmy do Chatki Górzystów. Na miejscu tłumy. Byłem tam już wiele razy, ale takiego oblężenia jeszcze nie widziałem. Normalnie zerknąłbym tylko na kolejkę i pojechał dalej, ale ponieważ byli ze mną Młodzi Kochankowie (aka Słodkie Gołąbeczki), to miałem kogo wysłać do środka po żarło, a sam mogłem wylegiwać się na trawce, udając, że pilnuję rowerów.
Żarło w postaci tytułowych naleśników w końcu dotarło (ach ten rym) i mogłem do swojej ulubionej czynności nr 1 (leżenia) dodać ulubioną czynność nr 2, czyli jedzenie :)
Niestety naleśniki są jak pudełko czekoladek (?) i się skończyły, czego skutkiem była konieczność wsiąśćięścia na rowery i dalszej jazdy. Do tego pod górę raczej. A fe! Coś tam chciałem ten Smrk sobie darować i jeszcze trochę poleżeć, ale ponieważ sprawowałem funkcję przewodnika, turgajda tudzież firera, to jakoś się nie godziło tak leżeć, więc pojechaliśmy dalej. Padło na żółty szlak na przełęcz Łącznik. Kilka razy na tym blogu pisałem o tym odcinku, więc nie będę się znów rozpisywał, tylko skrótowo ujmę tak: fajnie (droga wzdłuż Rezerwatu Izerskie Bagna) , świetnie (podjazd na Suchacz przez tzw. Sporne Ziemie), fajnie (podjazd wymytą drogą za Suchaczem), z dupy (zniszczony szlak do Drogi Telefonicznej). Ponieważ miało być miło, to część "z dupy" ominęliśmy i trochę nadłożyliśmy kaemów i na Drogę Telefoniczną władowaliśmy się dopiero na Polanie Izerskiej. Dalej była Przełęcz Łącznik (gdzie zaczął wstęp do mojego zgonu) a z niej miły podjeździk na czeski Smrk. Tam kilka fotek, chwila postoju, ale nie za długo, bo jakoś tak piździło wściekle, że ochota na dłuższe przebywanie tam rozwiała się równie szybko, jak zapach bąka puszczonego w przeciągu.
Powrót był już mega-lajtowy - przez Halę Izerką i Jakuszyce.

Co do zdjęć, to uwagi takie same jak przy wpisie z dnia wcześniejszego. Kolejność losowa.

Yeah!


Smrk


Iza z Marcinem walczą z podjazdem na Suchacz




Gołąbeczki blokują szlak :P


Wody ledwie starczyło, żeby buty zamoczyć, a radość, jakby się przede mną Morze Czerwone rozstąpiło


Ludzie zmęczeni... brzmi jak tytuł prequela do do "Ludzi bezdomnych".


"Pięczenie po deptach"

Środa, 22 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Jakiś czas temu padło hasło: "W długi weekend czerwcowy jedziemy w góry". Później nastąpiło wiele rozmów telefonicznych i dyskusji przez gg. Wypito trochę piwa, spalono trochę benzyny, wysiedziano kilka foteli w pociągach i ostatecznie w środę rano w czteroosobowym składzie (Marysia, Iza, Marcin i oczywiście ja) stawiliśmy się w Szklarskiej Porębie. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie smutny fakt, że Marysia postanowiła po drodze się pochorować. No normalnie ożeszkurwa! Też moment! Ponieważ serce mam miękkie (gołębie, rzekłbym), to miast sabotażystkę z najwyższej przepaści strącić, do lekarza zaprowadziłem, do łóżka zapakowałem i generalnie troska otoczyłem. Gdy już zasnęła (troską o toczona ofkors), w okrojonem składzie w rzeczone góry ruszyliśmy.
Trasa to zestaw okołoszklarskich klasyków: czarny szlak wzdłuż Kamieńczyka, zielony wzdłuż Kamiennej, czarny powyżej wodospadu Szklarki i podjazd do kopalni Stanisław. Miło, przyjemnie, spacerowo. W sam raz dla ludzi po nieprzespanej nocce.
Wieczorem miało być wielkie chlanie, ale jakoś nie wyszło :)

Ponieważ były to pierwsze jazdy po górach z kamerką, skupiłem się raczej na kręceniu filmików i za wiele postojów na fotografowanie nie robiłem. W efekcie zdjęć zrobiliśmy mało, a takich ze mną to już prawie wcale. Za to Siwego z Izą sporo :) (a film z całego wyjazdu będzie, jak się zrobi, czyli pewnie w okolicy ostatniego wpisu)









Ułańska fantazja vs. Rzeczywistość - 0:1

Sobota, 9 października 2010 · Komentarze(0)
Miałem w wielkim stylu zakończyć sezon górski, ale nie wyszło. Przebyta niedawno choroba sprawiła, że forma zapadła w sen zimowy i w efekcie każdy podjazd pokonywałem z buta, lub tocząc pianę z ust, a na zjazdach nie miałem siły, by porządnie się skoncentrować. Ostatecznie skróciłem wycieczkę o przeszło połowę i z podkulonym ogonem wróciłem do Łodzi.

TRASA: Szczyrk - [zielony szlak] - [czerwony szlak] - Magura (1109 mnpm) - Przeł. Kowiorek (1042 mnpm) - [zielony szlak] - [żółty szlak] - Szyndzielnia (1028 mnpm) - [żółty szlak] - [czarny szlak] - [nieoznakowana droga zwózkowa. miejscami 30% nachylenia] - [zielony szlak] - Szczyrk

Beskid Węgierski i Pasmo Baraniej widziane spod Klimczoka (po kliknięciu otworzy się w pełnym rozmiarze)


Skrzyczne widziane z podjazdu na Magurę (po kliknięciu otworzy się w pełnym rozmiarze)












Na koniec dowód na to, że było widać Tatry i że naprawdę obiektyw wymaga czyszczenia :)


The temple of flow, czyli Singletrek pod Smrkiem

Piątek, 17 września 2010 · Komentarze(4)
Singletrack (czy jak to Czesi zwą: Singletrek) pod Smrkiem. Czy muszę mówić więcej?
Może tylko to: Było super. Niestety tylko jedna petla, bo przegonił nas deszcz.
Bez wątpienia tam wrócę. Z kamerą na kasku, bo na fotki aż żal się zatrzymywać :)





Gdzieś powyżej Lázně Libverda (po kliknięciu otworzy się w pełnym rozmiarze)








<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/pHcjf3P9FzQ"> <embed src="http://www.youtube.com/v/pHcjf3P9FzQ" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>...

Dzień spełnionych marzeń

Czwartek, 16 września 2010 · Komentarze(0)
Kilkanaście lat temu byłem z Ojcem w Szklarskiej Porębie z rowerem. Wówczas uroki m.in. Gór Izerskich poznawaliśmy na szosówkach, ale oboje zastanawialiśmy się nad możliwościami, jakie otworzyłyby się przed nami, gdybyśmy zamiast szosówek dosiadali zyskujące dopiero wówczas popularność rowery górskie. Ja przekonałem się o tym kilka lat temu, a Ojciec właśnie dzisiaj.
Nie za bardzo było wiadaomo, czy gdziekolwiek pojedziemy, bo od rano lało jak z cebra, ale koło 11 niebo nad Izerami zaczęło się przejaśniać i ruszyliśmy. W pocie czoła wspięliśmy się do kopalni "Stanisław" i tam zrobiliśmy sobie dłuższy postój na podziwianie widoków. A podziwiać było co. Pogoda zrobiła się super i całe Karkonosze widać było jak na dłoni. Chyba po raz pierwszy udało mi sie zobaczyć spod Stanisława Śnieżkę, a to już coś.
Gdy już się napatrzyliśmy, ruszyliśmy w kierunku Rozdroża pod Kopą, po drodze zaliczając Sine Skałki (znów ładne widoczki). Dalej żółty szlak do Jagnięcego Jaru i dojazd do czegoś, co jak dla mnie było gwoździem programu, czyli do niebieskiego szlaku. Podczas dotychczasowych wizyt w Izerach, jakoś nie było mi dane się nim przejechać. Ostatnio jednak , na stronie Dominika i Ani, zobaczyłem, że warto byłoby jednak go zaliczyć. No to zaliczyliśmy i rzeczywiście było fajnie.
Potem był żółty do Hali Izerskiej i w końcu wielka wyżerka w Chatce Górzystów.
Zjedliśmy naprawdę dużo (a może aż za dużo) i posileni ruszyliśmy przez halę do Orla (Orlego?), by uzupełnić płyny. Okazało się, że nie mają odpowiednich płynów, wic przez Jakuszyce wrócilismy do Szklarskiej i piwko wypilismy juz w domu :)

Ojciec na podjeździe, czyli pierwszy kontakt z górami boli :)


Marysia na podjeździe, czyli kolejne kontakty też bolą :)




Kopalnia "Stanisław"








Znajdź rowerzystę




W drodze na Sine Skałki...

...i widoczek z tychże (po kliknięciu otoworzy się w pełnym rozmiarze)


Na niebieskim szlaku






Hala Izerska




Izera


Orle






Sru! Jeb! Dup!

Wtorek, 14 września 2010 · Komentarze(0)
Miało być klasycznie, czyli Wysokim Grzbietem Izerów. Niestety tuż przed szczytem Wysokiego Kamienia pękła mi obejma podsiodłowa. O jakiejś sensownej dalszej jeździe nie było mowy. Wobec tego zjechaliśmy do Szklarskiej Poręby, by poszukać sklepu rowerowego. Okazało się, że nikt nigdzie nie sprzedaje tak "egzotycznych" artykułów. W końcu, po długich poszukiwaniach, udało się kupić obejmę w jakimś nieczynnym serwisie rowerowym. Czarna a nie niebieska, bez tytanowej śruby, ale sztycę trzyma świetnie i pozwoliła jechac dalej. By to uczcić podjechaliśmy na grzane wino do dolnej stacji wyciągu na Szrenicę. Potem czarny szlak do wodospadu Szklarki (końcówka jak zwykle super), a potem powrót do Szkalrskiej świetnym zielonym szlakiem wzdłuż Kamiennej.
Prawie cały czas padało, ale właściwie tego nie zauważaliśmy, bo mimo wszystko jazda była sympatyczna.



Yeah! Znowu w górach!






Sru! Jeb! Dup!






Ninja power









Ani jednego zdjęcia ze mną... Musimy wrócić do jeżdżenia z dwoma aparatami.

Deszcz? A jakże!

Piątek, 27 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Dzisiaj przed południem dołączył do naszej wesołej gromadki Michał. Odebraliśmy go z dworca w Szklarskiej Porębie i wrócilismy do kwatery. Tutaj szybko zalałem przedni hamulec Michała (tego, ktry był juz wczoraj :)) i po zerknięciu za okno postanowiliśmy jednak wybrać się na rower.
Pogoda była lekko niepewna, ale mieliśmy nadzieję, że wszystko się jakoś wyklaruje i uda się taka fajna wycieczka jak wczoraj.
Postanowiłem po raz kolejny spróbować szczęścia i zabrać grupę do kopalni. Niestety nad tym miejscem wisi chyba jakieś pogodowe fatum. Ze trzy kilometry od celu złapał nas deszcz. Niewinna mżawka zmieniła się w klasyczna ulewę, która zagoniła nas pod drzewa. Poczekaliśmy chwilę i gdy deszcz trochę osłabł, ruszylismy dalej, by... po chwili znów się zatrzymać. Gosia złapała gumę. Dizsiaj jechała już na swoim rowerku z duzymi kołami i niestety wąskie opony nie za bardzo polubiły się z kamienistym szlakiem. Ponieważ w każdej chwili mogło znów zacząć mocno padać, postanowiliśmy naprawę przeprowadzić gdzies pod dachem. Wybrałem opuszczony skład materiałów wybuchowych w pobliżu kopalni (a dokładnie stróżówkę przy wejściu, bo tunel prowadzący do składu był zalany woda po kostki).
Rozbebeszylismy koło, zakleiliśmy dziurę, złozyliśmy wszystko do kupy i... okazało się, że powietrze nadal schodzi. No to cały zabieg od nowa (tym razem już przy użyciu awaryjnej, ostatniej łatki) i.. dalej schodzi. Nie pozostąło nam nic inneggo jak wrócic do domu. Na początku Gosia próbowała jechać, co chwile dopompowując koło, ale gdy "międzydymaniowy" odcinek skrócił się do kilkunastu metrów, postanowiliśmy rozdzielić się. Ja, Michał, Magda i Marysia zjechaliśmy do kwatery, a Gosia z Michałem (nazwijmy Go dla rozróżnienia Michałem II) zostali w rejonei kopalni i mieli czekać na nasz powrót wozem serwisowym.
Naszej czwórce zjazd minął błyskawicznie (od kopalni do Jakuszyc prawie cały czas asfaltem) i dośc szybko wrócilismy na górę po naszych niefortunnych kochanków :)

Pada...


...ale nam, na naszej zajebistej miejscówce, deszcz nie straszny.


Zmarzliśmy strasznie, więc później trzeba było podjechać do Szkalrskiej Poręby, by porządnie się ugrzać i uzupełnić trochę kalorii. Całe szczęście pod ręką znalazła się mega-pizza :)


Po obiedzie Marysia zawarła nową znajomość...



Swoją drogą śmieszny ten profil, bo koło ósmego kilometra załamała się pogoda, spadło ciśnienie, a wysokościomierz barometryczny zarejestrował to jako prawie pionową ściankę. Po najgorszym dezczy znów ścianka, ale teraz w dół :)