- Kategorie:
- Beskid Sądecki.6
- Beskid Śląski.5
- Bez roweru.1
- Bory Tucholskie.7
- Dolina Bobru 2024.4
- Dookoła Tatr 2023.3
- eBike.3
- Gorce.3
- Góry.125
- Góry Bardzkie.1
- Góry Bialskie.1
- Góry Izerskie.51
- Góry Sowie.6
- Góry Świętokrzyskie.1
- Jakuszyce 2009.3
- Jakuszyce 2010.4
- Jakuszyce 2012.5
- Jakuszyce 2014.3
- Jakuszyce 2016.3
- Jeseník 2012.3
- Jeseník 2014.3
- Jeseniky.3
- Jura Krakowsko-Częstochowska.1
- Jura Wieluńska.1
- Karkonosze.14
- Krościenko 2011.3
- Łódź i okolice.369
- ŁRP.39
- Małe Pieniny.1
- Masyw Śnieżnika.20
- Międzygórze 2009.5
- Międzygórze 2010.6
- Międzygórze 2012.7
- Międzygórze 2014.2
- Międzygórze 2020.3
- Ochotnica Górna 2010.2
- Okolice Warszawy.4
- Pieniny.3
- Pilchowice 2017.2
- Piwniczna-Zdrój 2009.4
- Piwniczna-Zdrój 2024.2
- Po ciemku.39
- Po mieście.99
- Podsumowanie roku.4
- Pogórze Kaczawskie.1
- Polskie morze.1
- Praca.42
- Przyczepka.35
- Rolki.1
- Rychlebské hory.7
- Rzeczka 2011.3
- Sprzęt.41
- Świeradów-Zdrój 09.2013.5
- Świeradów-Zdrój 2011.5
- Świeradów-Zdrój 2013.2
- Świeradów-Zdrój 2020.4
- Świeradów-Zdrój 2021.2
- Syf, kiła i mogiła.0
- Szczyrk 2010.1
- Szklarska Poręba 2007.4
- Szklarska Poręba 2008.7
- Szklarska Poręba 2010.4
- Szklarska Poręba 2011.4
- Szklarska Poręba 2019.2
- Szklarska Poręba 2021.2
- Szklarska Poręba 2022.1
- Tatry.4
- Te fajne.30
- Tleń 2007.6
- Tleń 2012.2
- Trójwieś.94
- Wałbrzych 2012.2
- Wałbrzych 2013.2
- Warte przeczytania.0
- Wideło.16
- Wisła 2008.2
- Z Buta.1
- Z muzyką.91
- Z Tosią.84
- Zakopane 2012.2
- Zalew Sulejowski i okolice.12
- Zerowy przebieg.21
- Zittauer Gebirge.1
Wpisy archiwalne w kategorii
Te fajne
Dystans całkowity: | 1396.14 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 62:04 |
Średnia prędkość: | 16.53 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.50 km/h |
Suma podjazdów: | 2770 m |
Suma kalorii: | 12148 kcal |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 60.70 km i 6h 12m |
Więcej statystyk |
Rodzice harcują, gdzy dziecka nie czują (part 2)
Niedziela, 2 sierpnia 2020 | dodano: 11.11.2020Kategoria Te fajne, Góry, Góry Sowie
Dzień wcześniej postanowiliśmy z Jaśnieżoną, że korzystając z tymczasowego stanu bezbejbokowego, pojeździmy w terenie mniej równinnym.
Padło na Ślężę, bo.. No bo ponieważ.
Siedząc wieczorem nad mapą, uznałem jenak, że skoro już i tak jedziemy taki kawał autem, to w Góry Sowie jest niewiele dalej. W efekcie zaliczyliśmy 600km samochodem, żeby wjechać sobie na Wielką Sowę (i przede wszystkim zjechać z tejże).
I było warto.
Jakby się człowiek nie prężył, żeby oddać na zdjęciu wrażenie prędkości, to i tak na płaskim szuterku wyjdzie słabo... Ale musiała spróbować :D
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Padło na Ślężę, bo.. No bo ponieważ.
Siedząc wieczorem nad mapą, uznałem jenak, że skoro już i tak jedziemy taki kawał autem, to w Góry Sowie jest niewiele dalej. W efekcie zaliczyliśmy 600km samochodem, żeby wjechać sobie na Wielką Sowę (i przede wszystkim zjechać z tejże).
I było warto.
Jakby się człowiek nie prężył, żeby oddać na zdjęciu wrażenie prędkości, to i tak na płaskim szuterku wyjdzie słabo... Ale musiała spróbować :D
Rower:[A] 45650b
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Z wizytą w "Czesji"
Czwartek, 25 lipca 2019 | dodano: 13.11.2020Kategoria Te fajne, Góry, Góry Izerskie, Szklarska Poręba 2019, Z Tosią, Przyczepka
Wycieczka, jak na naszą nieistniejąca formę i fakt, że targam przyczepkę, ambitna.
Pociągiem pojechaliśmy ze Szklarskiej poręby do Kořenova. Już sama jazda Koleją Izerską jest atrakcja samą w sobie - linia wiedzie przez góry, przeciska się między skałami, przecina liczne strumienie, a do tego po drodze jest tunel, z którego wyjeżdża się malowniczy most nad Izerą. Bajka!
Z Kořenova, już rowerami, pojechaliśmy do osady Jizerka. To takie magiczne miejsce, gdzie czas się chyba trochę zatrzymał. Złudzenie byłoby jeszcze pełniejsze, gdyby droga przez nią wiodąca nie była asfaltowa, ale to chyba nie byłoby po czesku. Czesi to kochany naród, ale ich tendencja do asfaltowania dróżek w górach jest dla mnie niepojęta.
Zrobiliśmy sobie tu postój, by napić się Kofoli, czyli paskudnej czeskiej ziołowej coli. Smakuje to trochę jak spocone jaja nietoperza, ale w "Czesji" jest bardzo popularne, a wiecie: jeśli wejdziesz miedzy wrony...
Potem, jadąc głównie szuterkami, pomknęliśmy na Smrk. Generalnie softcore i leciało się z przyczepką wielce przyjemnie.
Sama końcówka była trochę gorsza, co pisząc mam na myśli, że prawie się z wysiłku zesrałem.
Ale wjechałem.
Nagrodą był widok z wieży widokowej na szczycie.
Potem zjazd na przełęcz Łącznik. Tzn. Marysia zjechała, a ja nie. Szlak jest super, ale z Bejboka w przyczepce zrobiłby się na tych kamieniach tatar. Grzecznie sprowadziłem więc rower, a Tosia człapała dzielnie obok mnie.
Od przełęczy znów dało się jechać, więc szybko zjechaliśmy na obiad (i gimnastykę, dla tych co mieli siłę o ochotę) w Chatce Górzystów.
Potem już tylko powrót przez Halę Izerska do Jakuszyc i dalej do kwatery w Szklarskiej Porębie.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pociągiem pojechaliśmy ze Szklarskiej poręby do Kořenova. Już sama jazda Koleją Izerską jest atrakcja samą w sobie - linia wiedzie przez góry, przeciska się między skałami, przecina liczne strumienie, a do tego po drodze jest tunel, z którego wyjeżdża się malowniczy most nad Izerą. Bajka!
Z Kořenova, już rowerami, pojechaliśmy do osady Jizerka. To takie magiczne miejsce, gdzie czas się chyba trochę zatrzymał. Złudzenie byłoby jeszcze pełniejsze, gdyby droga przez nią wiodąca nie była asfaltowa, ale to chyba nie byłoby po czesku. Czesi to kochany naród, ale ich tendencja do asfaltowania dróżek w górach jest dla mnie niepojęta.
Zrobiliśmy sobie tu postój, by napić się Kofoli, czyli paskudnej czeskiej ziołowej coli. Smakuje to trochę jak spocone jaja nietoperza, ale w "Czesji" jest bardzo popularne, a wiecie: jeśli wejdziesz miedzy wrony...
Potem, jadąc głównie szuterkami, pomknęliśmy na Smrk. Generalnie softcore i leciało się z przyczepką wielce przyjemnie.
Sama końcówka była trochę gorsza, co pisząc mam na myśli, że prawie się z wysiłku zesrałem.
Ale wjechałem.
Nagrodą był widok z wieży widokowej na szczycie.
Potem zjazd na przełęcz Łącznik. Tzn. Marysia zjechała, a ja nie. Szlak jest super, ale z Bejboka w przyczepce zrobiłby się na tych kamieniach tatar. Grzecznie sprowadziłem więc rower, a Tosia człapała dzielnie obok mnie.
Od przełęczy znów dało się jechać, więc szybko zjechaliśmy na obiad (i gimnastykę, dla tych co mieli siłę o ochotę) w Chatce Górzystów.
Potem już tylko powrót przez Halę Izerska do Jakuszyc i dalej do kwatery w Szklarskiej Porębie.
Rower:[A] 45650b
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na naleśniki, of course.
Poniedziałek, 22 lipca 2019 | dodano: 13.11.2020Kategoria Te fajne, Góry, Góry Izerskie, Szklarska Poręba 2019, Z Tosią, Przyczepka
Pierwsza wycieczka musiała być do Chatki Górzystów na naleśniki. Drogą może niekoniecznie najprostszą, bo po drodze była też kopalnia Stanisław, Sine Skałki i zjazd znany w naszym wąskim gronie, jako "rozwodowy".
Targanie przyczepki po górach męczy łydę wielce, ale jakoś poszło. Bejbor zniósł to raczej dobrze, więc była szansa, że nie będzie to ostatnia przejażdżka tego wyjazdu.
Rower Maryjny przy kopalni Stanisław. Rower, tak się składa, Stanisławem przez właścicielkę zwany
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Targanie przyczepki po górach męczy łydę wielce, ale jakoś poszło. Bejbor zniósł to raczej dobrze, więc była szansa, że nie będzie to ostatnia przejażdżka tego wyjazdu.
Rower Maryjny przy kopalni Stanisław. Rower, tak się składa, Stanisławem przez właścicielkę zwany
Rower:[A] 45650b
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Hala Izerska z Bejborem
Środa, 23 sierpnia 2017 | dodano: 27.09.2017Kategoria Góry, Góry Izerskie, Przyczepka, Z Tosią, Pilchowice 2017, Te fajne
Drugi dzień dolnośląskich wakacji z Bejborem był dniem pieszym - odwiedziliśmy Szklarską Porębę i Wodospad Kamieńczyka.
Spacer czarnym szlakiem do wodospadu był trochę ciężki, bo ciągle myślałem, że jakiś czas temu popierniczało się tamtędy w dół na rowerze, ale cóż... czasy się zmieniają.
W środę z rana wsiedliśmy do "Aelodeta" i pojechaliśmy do Jakuszyc. Tam wyładowaliśmy rowery, zapakowaliśmy Bejbora do przyczepki i ruszyliśmy w drogę. Szło to przeciętnie dosyć, bo z "rydwanu" ciągle słyszałem narzekanie, że"trzęsie" i "tata nie skacz". W efekcie, choć nogi radę dawały, to tempo coraz bardziej spadało. Potem Bejbor usnął i nastała cisza (ale przyspieszyć nie szło, bo by Młodej głowa odpadła).
Tocząc się powoli, hamując okrutnie na zjazdach, dokulaliśmy się w końcu do Chatki Górzystów. Tutaj było żarcie. Znów można kupić naleśniki z jagodami, ale porcje zmalały o połowę. Kiedyś był cały naleśnik, dziś za te same pieniądze dostaje się pół... cóż...
Napełniwszy (powiedzmy) brzuchy, przez Halę Izerską pojechaliśmy z powrotem do auta, zaliczając po drodze przydługi postój nad Izerą i pomagając napotkanym rowerzystom z zerwanym łańcuchem.
Ogólnie wyszło nieźle, ale stanowczo był apetyt na więcej.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Spacer czarnym szlakiem do wodospadu był trochę ciężki, bo ciągle myślałem, że jakiś czas temu popierniczało się tamtędy w dół na rowerze, ale cóż... czasy się zmieniają.
W środę z rana wsiedliśmy do "Aelodeta" i pojechaliśmy do Jakuszyc. Tam wyładowaliśmy rowery, zapakowaliśmy Bejbora do przyczepki i ruszyliśmy w drogę. Szło to przeciętnie dosyć, bo z "rydwanu" ciągle słyszałem narzekanie, że"trzęsie" i "tata nie skacz". W efekcie, choć nogi radę dawały, to tempo coraz bardziej spadało. Potem Bejbor usnął i nastała cisza (ale przyspieszyć nie szło, bo by Młodej głowa odpadła).
Tocząc się powoli, hamując okrutnie na zjazdach, dokulaliśmy się w końcu do Chatki Górzystów. Tutaj było żarcie. Znów można kupić naleśniki z jagodami, ale porcje zmalały o połowę. Kiedyś był cały naleśnik, dziś za te same pieniądze dostaje się pół... cóż...
Napełniwszy (powiedzmy) brzuchy, przez Halę Izerską pojechaliśmy z powrotem do auta, zaliczając po drodze przydługi postój nad Izerą i pomagając napotkanym rowerzystom z zerwanym łańcuchem.
Ogólnie wyszło nieźle, ale stanowczo był apetyt na więcej.
Rower:[A] 45650b
Dane wycieczki:
20.60 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nad Bobrem
Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 | dodano: 01.09.2017Kategoria Góry, Przyczepka, Z Tosią, Pogórze Kaczawskie, Pilchowice 2017, Te fajne
Zachęceni sukcesem wypadu na Jurę, postanowiliśmy spróbować szczęścia z Dolnym Śląskiem.
Nie chcieliśmy wybierać się w góry, bo z przyczepką oglądalibyśmy je i tak tylko z dołu. Rozważaliśmy Park Krajobrazowy "Chełmy", ale nie udało się znaleźć pasującej nam kwatery. Wtedy przypomniałem sobie o wypatrzonym przy okazji zeszłorocznej wizyty na Zaporze Pilchowicekiej "Tartaku" u jej podnóża.
Kilka maili i kilkaset kilometrów później byliśmy w malowniczej dolinie Bobru.
Pierwsza wycieczka miała być z grubsza dookoła Jeziora Pilchowickiego, a może dalej, wzdłuż brzegu Jezior Wrzeszczyńskiego i Modrego, aż do Jeleniej Góry.
Dojechaliśmy do punktu widokowego Mostek Kapitański, a potem żółtym szlakiem puściliśmy się w dół do doliny Kamienicy.
Szlak był piękny, ale niekoniecznie przystosowany do jazdy po nim przyczepką ze śpiącym Bejborem (Młodzież usnęła gdzieś za wsią Pokrzywnik). W efekcie odcinek niecałego kilometra pokonywaliśmy chyba ponad godzinę (jak nie lepiej) - przenoszenie przyczepki, powrót po rowery i od nowa.
Ostatecznie jednak jakoś dotarliśmy do zapory we Wrzeszczynie i szlakiem po północnej stronie Jeziora Wrzeszczyńskiego pojechaliśmy do Siedlęcina. Na tym etapie jasnym stało się, że na Jelenią Górę szans nie ma - Bejbor wyraźnie protestował, a i czasu mogłoby nie starczyć. Zwłaszcza, że po drodze trafiła się jeszcze guma w przyczepce.
W związku z tym, po uzupełnieniu zapasów wody i wałówki w lokalnym sklepie, wróciliśmy asfaltem z powrotem do Pilchowic,
oo drodze zaliczając postój przy pięknie położonym wiaduktem na nieczynnej niestety linii nr 283.
Wieczorkiem zerknięcie na zaporę, odległą od Tartaku o rzut beretem.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nie chcieliśmy wybierać się w góry, bo z przyczepką oglądalibyśmy je i tak tylko z dołu. Rozważaliśmy Park Krajobrazowy "Chełmy", ale nie udało się znaleźć pasującej nam kwatery. Wtedy przypomniałem sobie o wypatrzonym przy okazji zeszłorocznej wizyty na Zaporze Pilchowicekiej "Tartaku" u jej podnóża.
Kilka maili i kilkaset kilometrów później byliśmy w malowniczej dolinie Bobru.
Pierwsza wycieczka miała być z grubsza dookoła Jeziora Pilchowickiego, a może dalej, wzdłuż brzegu Jezior Wrzeszczyńskiego i Modrego, aż do Jeleniej Góry.
Dojechaliśmy do punktu widokowego Mostek Kapitański, a potem żółtym szlakiem puściliśmy się w dół do doliny Kamienicy.
Szlak był piękny, ale niekoniecznie przystosowany do jazdy po nim przyczepką ze śpiącym Bejborem (Młodzież usnęła gdzieś za wsią Pokrzywnik). W efekcie odcinek niecałego kilometra pokonywaliśmy chyba ponad godzinę (jak nie lepiej) - przenoszenie przyczepki, powrót po rowery i od nowa.
Ostatecznie jednak jakoś dotarliśmy do zapory we Wrzeszczynie i szlakiem po północnej stronie Jeziora Wrzeszczyńskiego pojechaliśmy do Siedlęcina. Na tym etapie jasnym stało się, że na Jelenią Górę szans nie ma - Bejbor wyraźnie protestował, a i czasu mogłoby nie starczyć. Zwłaszcza, że po drodze trafiła się jeszcze guma w przyczepce.
W związku z tym, po uzupełnieniu zapasów wody i wałówki w lokalnym sklepie, wróciliśmy asfaltem z powrotem do Pilchowic,
oo drodze zaliczając postój przy pięknie położonym wiaduktem na nieczynnej niestety linii nr 283.
Wieczorkiem zerknięcie na zaporę, odległą od Tartaku o rzut beretem.
Rower:[A] 45650b
Dane wycieczki:
21.50 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dałnhil... znaczy się, z góry było.
Sobota, 3 września 2016 | dodano: 08.02.2017Kategoria Jakuszyce 2016, Góry Izerskie, Góry, Te fajne
Dzisiaj jakoś średnio chciało mi się podjeżdżać, więc trasę wymyśliłem sobie złożoną głównie ze zjazdu. Zacząłem więc... podjazdem (logiczne, nie?) do kopalni "Stanisław". Tam wpakowałem się na czerwony szlak wiodący na Wysoki Kamień.
Od tego szlaku zacząłem swoją znajomość z Górami Izerskimi i z jazdą po górach na MTB w ogóle (wtedy jechałem w drugą stronę), ale teraz, 9 lat później, nadal uważam, że jest bardzo przyjemny.
Dotarłem na Wysoki Kamień, pierdzielnąłem panoramkę i zacząłem zjeżdżać żółtym szlakiem w stronę Zakrętu Śmierci. Szlak łatwy, ale przyjemny i jechało mi się zajebiście. Mam wrażenie, że jeszcze nigdy tak szybko tamtędy nie zjechałem. Jechało mi się aż tak dobrze, że aż zacząłem się zastanawiać czy:
a) jazdy na rowerze się nie zapomina i zajebisty zjazd jest po prostu logiczną kontynuacją rozwoju umiejętności wraz z przejechanymi w górach kilometrami,
b) rower którym jechałem, miał największy skok, najłagodniejszy kąt główki i najbardziej zaawansowane konstrukcyjnie zawieszenie, ze wszystkich,którymi tędy jechałem i pozwalał naprawdę popierdzielać w dół szybciej niż na innych,
c) jechałem jak emeryt, ale z racji długiej przerwy w jeżdżeniu po górach, miałem wrażenie że wchodzę w nadświetlną...
Nigdy się nie dowiem, choć obawiam się, że "c"...
Po dotarciu do Zakrętu śmierci postanowiłem dalej jechać żółtym szlakiem w dół. Do tej pory miałem okazję pojechać nim tylko kawałeczek, a do tego w górę. Okazało się, że w dół jest sympatycznie i szybko, z odpowiednią dawką kamieni i korzeni, by się nie nudzić.
Trafiła się nawet taka jakby naturalna banda.
Zabawa na zjeździe połączona z papierowymi Rocket Ronami musiała się w końcu skończyć snejkiem, więc miałem okazję wymienić sobie dętkę, podziwiając taki oto uroczy widoczek.
Na szlaku © bendus
Stamtąd już tylko kawałeczek było do Piechowic. Z nich asfaltem uderzyłem do Cieplic i ostatecznie do centrum Jeleniej Góry, by tam wsiąść w pociąg i odzyskać trochę straconej wysokości, czyli wrócić do Szklarskiej Poręby.
Stamtąd podjechałem sobie kawałek (prawie z powrotem do Stanisława... a choroba głównie w dół miało być) i jakimiś szlakami narciarstwa biegowego wróciłem do Jakuszyc.
Li i tyle. Niedziela to już powrót autem do Łodzi.
Powrót,który również przedłużyłem sobie, zaliczając po drodze sporo górskich dróg wszelakich, bo autem po górach też jeździ się świetnie. Tak sobie dokładałem, że kilometrów, że trafiłem ostatecznie w Góry Sowie, nad Jezioro Bystrzyckie i dopiero wtedy zacząłem normalny, nudny już powrót do domu.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Od tego szlaku zacząłem swoją znajomość z Górami Izerskimi i z jazdą po górach na MTB w ogóle (wtedy jechałem w drugą stronę), ale teraz, 9 lat później, nadal uważam, że jest bardzo przyjemny.
Dotarłem na Wysoki Kamień, pierdzielnąłem panoramkę i zacząłem zjeżdżać żółtym szlakiem w stronę Zakrętu Śmierci. Szlak łatwy, ale przyjemny i jechało mi się zajebiście. Mam wrażenie, że jeszcze nigdy tak szybko tamtędy nie zjechałem. Jechało mi się aż tak dobrze, że aż zacząłem się zastanawiać czy:
a) jazdy na rowerze się nie zapomina i zajebisty zjazd jest po prostu logiczną kontynuacją rozwoju umiejętności wraz z przejechanymi w górach kilometrami,
b) rower którym jechałem, miał największy skok, najłagodniejszy kąt główki i najbardziej zaawansowane konstrukcyjnie zawieszenie, ze wszystkich,którymi tędy jechałem i pozwalał naprawdę popierdzielać w dół szybciej niż na innych,
c) jechałem jak emeryt, ale z racji długiej przerwy w jeżdżeniu po górach, miałem wrażenie że wchodzę w nadświetlną...
Nigdy się nie dowiem, choć obawiam się, że "c"...
Po dotarciu do Zakrętu śmierci postanowiłem dalej jechać żółtym szlakiem w dół. Do tej pory miałem okazję pojechać nim tylko kawałeczek, a do tego w górę. Okazało się, że w dół jest sympatycznie i szybko, z odpowiednią dawką kamieni i korzeni, by się nie nudzić.
Trafiła się nawet taka jakby naturalna banda.
Zabawa na zjeździe połączona z papierowymi Rocket Ronami musiała się w końcu skończyć snejkiem, więc miałem okazję wymienić sobie dętkę, podziwiając taki oto uroczy widoczek.
Na szlaku © bendus
Stamtąd już tylko kawałeczek było do Piechowic. Z nich asfaltem uderzyłem do Cieplic i ostatecznie do centrum Jeleniej Góry, by tam wsiąść w pociąg i odzyskać trochę straconej wysokości, czyli wrócić do Szklarskiej Poręby.
Stamtąd podjechałem sobie kawałek (prawie z powrotem do Stanisława... a choroba głównie w dół miało być) i jakimiś szlakami narciarstwa biegowego wróciłem do Jakuszyc.
Li i tyle. Niedziela to już powrót autem do Łodzi.
Powrót,który również przedłużyłem sobie, zaliczając po drodze sporo górskich dróg wszelakich, bo autem po górach też jeździ się świetnie. Tak sobie dokładałem, że kilometrów, że trafiłem ostatecznie w Góry Sowie, nad Jezioro Bystrzyckie i dopiero wtedy zacząłem normalny, nudny już powrót do domu.
Rower:
Dane wycieczki:
44.84 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Izerski klasyk ze zgonem.
Piątek, 2 września 2016 | dodano: 05.02.2017Kategoria Jakuszyce 2016, Z muzyką, Góry Izerskie, Góry, Te fajne
Jak w tytule - klasyka Gór Izerskich. Lajtowo raczej i bez eksperymentów, a i tak wystarczyło, by pod względem fizycznym mnie zniszczyć. Nie pomógł pewnie też fakt, że żarcie i picie na drogę, przez niedopatrzenie, zostało w pokoju. Jak mnie gdzieś po 20km zaczęło odcinać, to myślałem, że umrę. Całe szczęście udało się kupić jakieś żarcie i picie w schronisku pod Stogiem Izerskim (większość kasy też zostawiłem na kwaterze). Potem poszło lepiej i jakoś do Jakuszyc udało się wrócić z tarczą, a nie na niej :)
Audio również w stylu Synthwave...
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Audio również w stylu Synthwave...
Rower:[A] Moon
Dane wycieczki:
39.57 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
The Vanishing Of Ethan Carter
Czwartek, 1 września 2016 | dodano: 05.02.2017Kategoria Jakuszyce 2016, Zerowy przebieg, Z muzyką, Góry Izerskie, Góry, Te fajne
Celem tego wyjazdu były Jakuszyce w Górach Izerskich, bo tylko tam była szansa, że rowerem będę jeździł, a nie ciągle pchał, z powodu braku formy.
Ostatnią szansę, by wyrwać się na kilka dni z Łodzi, miałem w 2014 roku, więc wielkim wydarzeniem był już sam dojazd autem na miejsce. Z tej okazji to nie mogła być tylko nudna podróż autostradą/droga ekspresową. Każdą chwilę poza domem trzeba było wykorzystać w 100% .
Była więc jazda bocznymi drogami wijącymi się przez Pogórze Kaczawskie i zwiedzanie zapór na Bobrze.
Na pierwszym miejscu druga pod względem wysokości zapora w Polsce - zapora Pilchowice.
Wiąże się z nią w sumie ciekawa historia, bo o jej istnieniu dowiedziałem się z gry "Zniknięcie Ethana Cartera". W grze pojawia się wiele budowli z Dolnego Śląska, zaś same góry, w których rzecz się dzieje, mają wyraźnie sudecki charakter.
Stacja kolejowa na brzegu Jeziora Pilchowickiego. Ona też (w lekko zmienionej postaci) pojawia się w grze.
Perła Zachodu... na żywo mniej urokliwa niż to sobie wyobraziłem na podstawie oglądania zdjęć w internecie. Może dlatego, że na zdjęciach nie widać śmieci pływających w wodze :(
Ostatecznie, pod koniec dnia, dotarłem do "Leśniczówki" w Jakuszycach, która już wielokrotnie była moją kwaterą podczas rowerowych wypadów w Góry Izerskie.
...i nawet się Aerodeck załapał na zdjęcie :)
Ponieważ ostatnio mam fazę na Synthwave, czyli muzykę elektroniczną mocno inspirowaną latami 80-tymi, do posłuchania coś takiego:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ostatnią szansę, by wyrwać się na kilka dni z Łodzi, miałem w 2014 roku, więc wielkim wydarzeniem był już sam dojazd autem na miejsce. Z tej okazji to nie mogła być tylko nudna podróż autostradą/droga ekspresową. Każdą chwilę poza domem trzeba było wykorzystać w 100% .
Była więc jazda bocznymi drogami wijącymi się przez Pogórze Kaczawskie i zwiedzanie zapór na Bobrze.
Na pierwszym miejscu druga pod względem wysokości zapora w Polsce - zapora Pilchowice.
Wiąże się z nią w sumie ciekawa historia, bo o jej istnieniu dowiedziałem się z gry "Zniknięcie Ethana Cartera". W grze pojawia się wiele budowli z Dolnego Śląska, zaś same góry, w których rzecz się dzieje, mają wyraźnie sudecki charakter.
Stacja kolejowa na brzegu Jeziora Pilchowickiego. Ona też (w lekko zmienionej postaci) pojawia się w grze.
Perła Zachodu... na żywo mniej urokliwa niż to sobie wyobraziłem na podstawie oglądania zdjęć w internecie. Może dlatego, że na zdjęciach nie widać śmieci pływających w wodze :(
Ostatecznie, pod koniec dnia, dotarłem do "Leśniczówki" w Jakuszycach, która już wielokrotnie była moją kwaterą podczas rowerowych wypadów w Góry Izerskie.
...i nawet się Aerodeck załapał na zdjęcie :)
Ponieważ ostatnio mam fazę na Synthwave, czyli muzykę elektroniczną mocno inspirowaną latami 80-tymi, do posłuchania coś takiego:
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: min/km,
prędkość maks: min/kmTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Que Sera, Šerák
Piątek, 15 sierpnia 2014 | dodano: 05.01.2017Kategoria Jeseniky, Jeseník 2014, Góry, Te fajne
Powrót na Šerák, ale tym razem bez wyciągu - rowerem w obie strony.
Podjazd szuterkami, ale brak formy spowodował, że charakterystyczną "dzwonnicę" przy schronisku powitaliśmy z wyraźną ulgą. Z ulgą powitaliśmy też czeskie żarło w schronisku.
Szamając smażony syr, albo coś w ten deseń, podziwialiśmy widoki i szykowaliśmy się na zjazd żółtym szlakiem do Jesenika.
Były pewne obawy, bo szlak prowadzi przez rezerwat za jazdę nim grozi spora "pokuta", ale ostatecznie, po pamiątkowej fotce ruszyliśmy.
Szlak okazał się zajebisty - porównywalny do niebieskiego szlaku, którym w sierpniu 2012 zjeżdżaliśmy spod Pradziada. Z powodu jego zajebistości, zdjęć jest niewiele, bo autentycznie szkoda było się zatrzymywać, ale było wszystkiego po trochu. Kamienisty singiel u góry,...
... kawałek sympatyczną leśną drogą...
...i końcówka przez łąki.
Była to ostatnia wycieczka tego wyjazdu i zarazem jedyna wizyta w Jesenikach, ale tyle wystarczyło, by góry te pokazały się rowerowo z jak najlepszej strony.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Podjazd szuterkami, ale brak formy spowodował, że charakterystyczną "dzwonnicę" przy schronisku powitaliśmy z wyraźną ulgą. Z ulgą powitaliśmy też czeskie żarło w schronisku.
Szamając smażony syr, albo coś w ten deseń, podziwialiśmy widoki i szykowaliśmy się na zjazd żółtym szlakiem do Jesenika.
Były pewne obawy, bo szlak prowadzi przez rezerwat za jazdę nim grozi spora "pokuta", ale ostatecznie, po pamiątkowej fotce ruszyliśmy.
Szlak okazał się zajebisty - porównywalny do niebieskiego szlaku, którym w sierpniu 2012 zjeżdżaliśmy spod Pradziada. Z powodu jego zajebistości, zdjęć jest niewiele, bo autentycznie szkoda było się zatrzymywać, ale było wszystkiego po trochu. Kamienisty singiel u góry,...
... kawałek sympatyczną leśną drogą...
...i końcówka przez łąki.
Była to ostatnia wycieczka tego wyjazdu i zarazem jedyna wizyta w Jesenikach, ale tyle wystarczyło, by góry te pokazały się rowerowo z jak najlepszej strony.
Rower:[A] Tomac
Dane wycieczki:
35.52 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
RS1
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014 | dodano: 05.01.2017Kategoria Jeseník 2014, Rychlebské hory, Wideło, Góry, Te fajne
Pierwsza czeska wycieczka tego wyjazdu musiała być na Rychlebské stezki. W niedzielę darowaliśmy sobie jazdę, bo był upał, bo na RS byłoby sporo ludzi, bo jesteśmy leniwi. W poniedziałek nie było już wymówek i pojechaliśmy - przez Jeseník Lazne i prosto na Superflow. W tym roku wydawał się fajniejszy niż ostatnio :)
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:[A] Tomac
Dane wycieczki:
36.54 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)