Z Tosią
Dystans całkowity: | 2140.16 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 70:35 |
Średnia prędkość: | 12.54 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.00 km/h |
Suma podjazdów: | 3485 m |
Maks. tętno maksymalne: | 165 (89 %) |
Maks. tętno średnie: | 114 (61 %) |
Suma kalorii: | 11647 kcal |
Liczba aktywności: | 81 |
Średnio na aktywność: | 26.42 km i 2h 49m |
Więcej statystyk |
Golibroda
-
DST
7.40km
-
Sprzęt [A] 45650b
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pojechałem z Tosią na plac zabaw w Parku na Zdrowiu. Potem dołączyła do nas Jaśnieżona, która wracała rowerem od "golibrody".
Jak widać strój miała wybitnie rowerowy :)
Kategoria Po mieście, Przyczepka, Łódź i okolice, Z Tosią
Hala Izerska z Bejborem
-
DST
20.60km
-
Sprzęt [A] 45650b
-
Aktywność Jazda na rowerze
Drugi dzień dolnośląskich wakacji z Bejborem był dniem pieszym - odwiedziliśmy Szklarską Porębę i Wodospad Kamieńczyka.
Spacer czarnym szlakiem do wodospadu był trochę ciężki, bo ciągle myślałem, że jakiś czas temu popierniczało się tamtędy w dół na rowerze, ale cóż... czasy się zmieniają.
W środę z rana wsiedliśmy do "Aelodeta" i pojechaliśmy do Jakuszyc. Tam wyładowaliśmy rowery, zapakowaliśmy Bejbora do przyczepki i ruszyliśmy w drogę. Szło to przeciętnie dosyć, bo z "rydwanu" ciągle słyszałem narzekanie, że"trzęsie" i "tata nie skacz". W efekcie, choć nogi radę dawały, to tempo coraz bardziej spadało. Potem Bejbor usnął i nastała cisza (ale przyspieszyć nie szło, bo by Młodej głowa odpadła).
Tocząc się powoli, hamując okrutnie na zjazdach, dokulaliśmy się w końcu do Chatki Górzystów. Tutaj było żarcie. Znów można kupić naleśniki z jagodami, ale porcje zmalały o połowę. Kiedyś był cały naleśnik, dziś za te same pieniądze dostaje się pół... cóż...
Napełniwszy (powiedzmy) brzuchy, przez Halę Izerską pojechaliśmy z powrotem do auta, zaliczając po drodze przydługi postój nad Izerą i pomagając napotkanym rowerzystom z zerwanym łańcuchem.
Ogólnie wyszło nieźle, ale stanowczo był apetyt na więcej.
Kategoria Góry, Góry Izerskie, Przyczepka, Z Tosią, Pilchowice 2017, Te fajne
Nad Bobrem
-
DST
21.50km
-
Sprzęt [A] 45650b
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zachęceni sukcesem wypadu na Jurę, postanowiliśmy spróbować szczęścia z Dolnym Śląskiem.
Nie chcieliśmy wybierać się w góry, bo z przyczepką oglądalibyśmy je i tak tylko z dołu. Rozważaliśmy Park Krajobrazowy "Chełmy", ale nie udało się znaleźć pasującej nam kwatery. Wtedy przypomniałem sobie o wypatrzonym przy okazji zeszłorocznej wizyty na Zaporze Pilchowicekiej
"Tartaku" u jej podnóża.
Kilka maili i kilkaset kilometrów później byliśmy w malowniczej dolinie Bobru.
Pierwsza wycieczka miała być z grubsza dookoła Jeziora Pilchowickiego, a może dalej, wzdłuż brzegu Jezior Wrzeszczyńskiego i Modrego, aż do Jeleniej Góry.
Dojechaliśmy do punktu widokowego Mostek Kapitański, a potem żółtym szlakiem puściliśmy się w dół do doliny Kamienicy.
Szlak był piękny, ale niekoniecznie przystosowany do jazdy po nim przyczepką ze śpiącym Bejborem (Młodzież usnęła gdzieś za wsią Pokrzywnik). W efekcie odcinek niecałego kilometra pokonywaliśmy chyba ponad godzinę (jak nie lepiej) - przenoszenie przyczepki, powrót po rowery i od nowa.
Ostatecznie jednak jakoś dotarliśmy do zapory we Wrzeszczynie i szlakiem po północnej stronie Jeziora Wrzeszczyńskiego pojechaliśmy do Siedlęcina. Na tym etapie jasnym stało się, że na Jelenią Górę szans nie ma - Bejbor wyraźnie protestował, a i czasu mogłoby nie starczyć. Zwłaszcza, że po drodze trafiła się jeszcze guma w przyczepce.
W związku z tym, po uzupełnieniu zapasów wody i wałówki w lokalnym sklepie, wróciliśmy asfaltem z powrotem do Pilchowic,
oo drodze zaliczając postój przy pięknie położonym wiaduktem na nieczynnej niestety linii nr 283.
Wieczorkiem zerknięcie na zaporę, odległą od Tartaku o rzut beretem.
Kategoria Góry, Przyczepka, Z Tosią, Pogórze Kaczawskie, Pilchowice 2017, Te fajne
Jura z Bejborem
-
DST
46.56km
-
Sprzęt [A] 45650b
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna, wyjechaliśmy z Łodzi z rowerami. Wyjazd był w założeniu krótki i niezbyta daleki, ale miał posłużyć jako sprawdzian wakacyjnej dzielności Bejbora. Pierwotny plan zakładał, że wybierzemy się do Sielpi (bo las, bo zalew, bo plaża i rzeka), ale nie udało się nam znaleźć wolnego domku i ostatecznie trafiliśmy na Jurę.
Kwatera była na końcu świata (dom w środku pola), ale było czysto, cicho i za śmieszne pieniądze. Stanowiła też dość dobry punkt początkowy dla planowanej wycieczki rowerowej.
Sama wycieczka zaczęła się od oddania pokłonom lokalnym bożkom, w nadziei, że ich przychylność da mi moc, by targać przyczepkę po pagórkowatym terenie.
Potem przejazd do Jaskini Ostrężnickiej...
...i lans na kamieniach. Jak widać jestem bez kasku (bo któregoś dnia wkurwiwszy się wściekle, zepsułem) i źle mi z tym.
Marysia (w kasku) tak się lansowała, że nie udało mi się złapać na niej ostrości.
Potem pojechaliśmy do Bramy Twardowskiego.
I dalej do Olsztyna.
Pod zamkiem zjedliśmy obiad, kupiliśmy Tosi wiatraczek i uzupełniliśmy zapasy wody (w takim upale znikała w zastraszającym tempie) i ruszyliśmy w drogę powrotną. W drodze do Olsztyna ominąłem intrygujący mnie czerwony szlak przez Rezerwat Sokole Góry, ale ponieważ do tej pory tak dobrze się jechało, w drodze powrotnej już nie mogłem go sobie darować. Okazało się, że rower z przyczepką i Bejborem, a do tego bez przedniej przerzutki, raczej tam nie podjedzie. W efekcie był kawałek ostrego butowania.
Całe szczęście nie był to zbyt długi odcinek, a do tego nagroda był sympatyczny zjazd, który już dało się zaliczyć z przyczepką. Tosi się podobało, bo cały czas w dół śmiała się radośnie (co dobrze o Niej świadczy).
W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze źródełko św. Idziego, które okazało się być ordynarną studnią z dość mętną wodą.
Tosi się podobało... cóż...
Ostatni odcinek drogi do kwatery okraszony był dwoma asfaltowymi podjazdami, które ostro dały mi w kość i które czułem potem w nogach przez kilka dni. Ale podjechałem!
Ogólnie, wycieczka wyszła sympatyczna. Biorąc pod uwagę, że jechaliśmy z dwulatką, to zarówno dystans jak i trasa były nawet ambitne, co dobrze rokuje na przyszłość :)
Kategoria Jura Krakowsko-Częstochowska, Przyczepka, Z Tosią
Januszowo Dolne
-
DST
37.60km
-
Sprzęt [A] 45650b
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z Tosią do Babci Teni, a potem na Uroczysko Lublinek, tlababaw i inne atrakcje.
Kategoria Przyczepka, Łódź i okolice, Z Tosią
Z Tosią - tu i tam
-
DST
13.50km
-
Sprzęt [A] 45650b
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z Tosią na lody i do sklepu rowerowego na Krzemienieckiej.
Kategoria Przyczepka, Łódź i okolice, Z Tosią
Na kucyka
-
DST
44.76km
-
Sprzęt [A] 45650b
-
Aktywność Jazda na rowerze
No tak generalnie to miało być na kucyka, bo wieść gminna niesła, że takowy gdzieś w Lesie Łagiewnickim dostępny będzie.
Ruszyliśmy więc, by tegoż kucyka znaleźć. W szukaniu pomagali Ojceic z Kasią.
Po drodze Młoda kimnęła w przyczepce (na asfalcie nie chciała, a jak wjechałem w chynchy, to odpadła), więc droga do kucyka (który okazało się był w "klasztorze") powiodła nas przez Modrzewiak, Klęk i Kiełminę.... cóż... bywa.
Po drzemce zrobiliśmy postój w rejonie leśnictwa, a potem wreszcie pojechaliśmy na kucyka.
Jak się okazało, do kucyka jedzie się kolejką. Czas jazdy - około 1h. Marysia pojechała kolejką, a ja bawiłem bejbora. Po godzinie bejbor na kucyka wsiadł, spanikował i zsiadł. Warto było czekać ;)
Skoro kucyk się nie spodobał, pojechaliśmy do "Modrzewiaka" na obiad, a stamtąd do Babci Misi na RDG, gdzie Marysia została z Tosią, a ja pojechałem do domu, by wrócić po nie autem.
Li i tyle.
Aha! Jeszcze się Siwy na wycieczce pojawiał i znikał.
I był rowerek:
W sumie, to zdjęcie dokumentuje epokowe wydarzenie. Młoda po raz pierwszy w życiu rowerem po Lesie Łagiewnickim popitala.
Kategoria Przyczepka, Łódź i okolice, Z Tosią
Rodzinnie
-
DST
29.84km
-
Sprzęt [A] 45650b
-
Aktywność Jazda na rowerze
Okrężną drogą na plac zabaw na Zdrowiu. Młodzież wytrzymała w przyczepce 17km bez postoju (część drogi spała), więc to chyba sukces.
Kategoria Przyczepka, Łódź i okolice, Z Tosią
Na "tlababaw"
-
DST
9.40km
-
Sprzęt [A] 45650b
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na Zdrowie - zobaczyć kaczuszki i poszaleć na placu zabaw.
Kategoria Przyczepka, Łódź i okolice, Z Tosią
Światowy Dzień Hamburgera
-
DST
40.35km
-
Sprzęt [A] 45650b
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś świętowaliśmy Światowy Dzień Hamburgera. Przedwcześnie, bo wypada on 28.V, ale na niedzielę były już inne plany. Ponieważ świętować mieliśmy z Tosią, nie mogliśmy wybrać lokalu zbyt odległego od domu i padło na bar w Malince.
Młoda wytrzymała całą drogę "tam bez postoju i nawet za bardzo nie ryczała (tylko podczas przeprawy przez chaszcze dała koncert). Przed samą Malinką usnęła, wymuszając dodatkową pętelkę szosami, bo w naszym docelowym barze jakieś przeboje, czy inne disco-polo leciało i było ryzyko, że Ją obudzi i się spodoba.
Jak się obudziła, pojechaliśmy na żarcie.
Jak to jest, że gdzie nie pojedziesz, to dla bejborów zawsze są tylko nuggetsy? Upiekliby kawał zwykłego mięsa i byłoby milion razy zdrowsze, niż to zmielone gówno z byle czego, ale cóż... Z braku laku, Młoda wszamała nuggetsy. My poszliśmy (zgodnie z planem) w hamburgery i wszyscy ostatecznie byli zadowoleni.
Potem jeszcze "szybki" tlababaw i można było wracać.
A wieczorem kino i Alien: Covenant (bez progenitury, oczywiście)
Kategoria Przyczepka, Łódź i okolice, Z Tosią