Na głodniaka

Sobota, 22 października 2011 · Komentarze(0)
W ciągu tygodnia umówiłem się z Izą i Marcinem, że w weekend, jeśli tylko nie będzie lało, jedziemy na wycieczkę. Nie wziąłem tylko pod uwagę tego, że w piątek rano czeka mnie rwanie zęba i połączona z tym głodówka.
Skoro jednak Iza specjalnie z Wawy wiozła rower, nie było mowy o odwołaniu przejażdżki i o 10 (czując mocne ssanie w dołku) stawiłem się w towarzystwie Marysi na miejscu zbiórki w Manufakturze. Stamtąd poprowadziłem grupę na skraj Łodzi, zahaczając po drodze o kilka parków, cmentarz żydowski i podobne atrakcje. Zobaczyliśmy kopalnie piasku w rejonie Olkuskiej, lokomotywownię na Olechowie i w końcu na skutek mojej drobnej pomyłki wylądowaliśmy w Rzgowie. Skoro już tam wylądowaliśmy, to weszliśmy na cmentarz wojenny, na którym spoczywają żołnierze polegli w 1914 roku podczas Bitwy pod Łodzią.
Potem przez lotnisko i "poligon" wróciliśmy na Teofilów.
Miała być lajtowa przebieżka, a niechcący nastukaliśmy kilometrów całkiem sporo.

Przy grocie w parku Helenów


W kopalni piasku przy Olkuskiej




Wieża ciśnień towarowej stacji kolejowej Łódź-Olechów










Pomnik na cmentarzu w Gadce Starej.

Najkrótszy test psychologiczny? Cycki!

Sobota, 15 października 2011 · Komentarze(0)
Z Marysią, Izą i Marcinem wybraliśmy się w rejon Ldzania. Do Pabianic dojechaliśmy pociągiem, a potem pomknęliśmy przez znane i lubiane lasy w tamtych okolicach. Początkowo było sympatycznie, bo jazda żwawym tempem przez ładną okolicę pozwalała zapomnieć o dość niskiej temperaturze. Niestety potem trochę się skiepściło, bo zapowiadany w prognozie deszcze jednak spadł. Zmoknięte ciuchy szybko przestały chronić przed zimnem i wkrótce zmuszeni zostaliśmy do podjęcia decyzji o skróceniu wycieczki.
Powrót też pociągiem ze stacji Kolumna (a jak tam miło grzali w środku...) i na koniec okropna Pizza i partyjka w Dixit.







Żarcie pod sklepem w Ldzniu. Full wypas.. była nawet herbatka z termosu :)




W pociągu największą popularnością cieszyły się miejsca na grzejnikach oraz na podłodze w ich pobliżu.

Włochy vs. USA - 2:0

Niedziela, 2 października 2011 · Komentarze(0)
Z Marysią i Siwym zaliczyliśmy rundkę po Lesie Łagiewnickim. Na początku było trudno, bo nikomu się nie chciało, a przed wyjściem każdy szukał byle pretekstu, żeby wymigać się od jazdy. Potem już jakoś poszło i jazda była miła (choć krótka i dosyć mocno przerywana). W Modrzewiaku zamieniłem się na chwilę Siwym na widelce. Wynik: 2:0, znaczy się ja chcę Marzo i Siwy chce Marzo :)
Potem powrót do domu urozmaicony kilkom skokami na jakiejś hopce na "uskoku".

Guitar Hero

Inwazja na Czarną Grań

Czwartek, 22 września 2011 · Komentarze(0)
Wybraliśmy się do Lasu Łagiewnickiego. "Technikę ćwiczyć":)

A ostatnio postanowiliśmy z Marysią spróbować Warhammera 40k. Dla mnie jest to powrót do figurek po wielu latach przerwy (pożegnałem się z czterdziestką w czasach 3-ej edycji). Dla Marysi to kompletny debiut.

Kupiliśmy zestaw startowy AOBR i malujemy. Na pierwszy ogień Orkowie z armii Marysi.

Tego po prawej malowałem ja, tego po lewej Marysia. To jej pierwsza figurka w życiu. Wow!

X Tour de Kalonka

Sobota, 17 września 2011 · Komentarze(0)
Ja, zagorzały przeciwnik uczestnictwa w imprezach masowych, dałem się skusić na jubileuszowe Tour de Kalonka. Przyznam, że poleciałem na koszulkę :)
Cóż... frekwencja byłą spora i koszulek zabrakło. W efekcie za wpisowe w kwocie 20pln dostałem... znaczek... hmm.. drogo...
Wycieczka z grupą bodajże czerwoną to tez była kpina. Grupa zbyt liczna, więc rozciągnęła się na dobrze przeszło kilometr i w sumie przewodnik zajęty był głównie lataniem z jednego końca na drugi i pilnowania wszystkich. Do tego przy każdym zwężeniu, piachu itp. robiły się korki, bo "nie dało się przejechać i trzeba prowadzić"
Odłączyliśmy się zanim grupa dotarła do Skoszewów. Znaleźliśmy grupę Sekciarzy i z nimi walnęliśmy własny "Tur".
Pod koniec zahaczyliśmy o Kalonkę, żeby chociaż z tych dwóch dych mieć tą obiecaną zalewajkę, a potem pojechaliśmy do Modrzewiaka na ciąg dalszy zabawy z piwem i karaoke :)



"Celina"


"Taki duży, taki mały" :)


Góry Sowie po raz trzeci (za szczyptą Gór Czarnych)

Poniedziałek, 12 września 2011 · Komentarze(0)
 W niedzielę odpuściliśmy jazdę i przejechaliśmy "kilka" kilometrów samochodem, by zwiedzić trochę dalsze okolice. Między innymi odwiedziliśmy obóz koncentracyjny Gross-Rosen w Rogoźnicy. Więźniowie licznych filii tego obozu pracowali m.in. przy budowie sztolni kompleksu "Riese", które odwiedziliśmy wcześniej.





Na miejscu kupiłem sobie książkę "Za drutami śmierci" Abrahama Kajzera - więźnia, który trafił do obozu z łódzkiego getta. Książka nie była zbyt gruba, więc w jeden wieczór wchłonąłem całość. Za sprawą tej lektury zachciałem jeszcze rozejrzeć się w górach za pozostałościami obozów.

W związku z tym pierwsza część wycieczki wiodła nas przez stoki Osówki i Sobonia, gdzie co chwila zapuszczałem się w las, by obejrzeć liczne ruiny i pozostałości budowli z lat 40-tych.





Straciliśmy przez to sporo czasu, ale ostatecznie, jadąc głównie szlakami rowerowymi (które swoją droga prowadzone są w wielu miejscach drogami i nasypami kolejowymi wybudowanymi na potrzeby budowy kompleksu Riese) w rejon Głuszycy i stamtąd pojechaliśmy do Jedliny-Zdroju.


Tam Marysia dokupiła sobie kolejną pijałkę do swojej kolekcji i pojechaliśmy dalej. Szukać obiadu.
Nie było łatwo, bo żeby zasłużyć na obiad musieliśmy wdrapać się na Przełęcz Niedźwiedzią w Górach Czarnych. Na głodniaka było trudno, ale widoki bardzo ułatwiały walkę z podjazdami i głodem.















Obiad pożarliśmy dopiero w Zagórzu Śląskim. Ponieważ głód jest najlepszym kucharzem, to był to naprawdę świetny posiłek :)

Z Zagórza wymyśliłem przejazd do zapory na jeziorze Bystrzyckim ścieżką wzdłuż zalewu. Wiedziałem, że takowa zaczyna się gdzieś w Zagórzu, ale nie wiedziałem gdzie dokładnie. W efekcie przez pół drogi do zapory przebijaliśmy się wzdłuż rzeki, pośród dwumetrowej wysokości pokrzyw, pokonując zwalone drzewa i kończąc wszystko zdobyciem kilkunastometrowej "ścianki wspinaczkowej". Wszystko oczywiście z rowerami na plecach. Później okazało się, że kawałek powyżej nas cały czas wiódł piękny szlak turystyczny.. cóż...
Reszta drogi do zapory, już szlakiem, była super.





Od zapory, drogą pełną niebezpieczeństw...

...
wróciliśmy do domu, rzucając pożegnalne spojrzenia na Góry Sowie, znów skąpane w świetle zachodzącego słońca.




Das Eulengebirge - Teil 2

Sobota, 10 września 2011 · Komentarze(0)
Drugi dzień w Górach Sowich i kolejny odcinek Głównego Szlaku Sudeckiego. Wjechaliśmy nań na Kozim Siodle (czyli tam, gdzie wczoraj go opuściliśmy). Podjeżdżaliśmy od Przełęczy Sokoła, mijając po drodze schroniska "Orzeł" i "Sowa".





Na Kozim Siodle spotkaliśmy grupkę rowerzystów z Warszawy. Dwóch z nich ujeżdżało Stumpjumpery, więc nie mogło się obejść bez "rodzinnego" zdjęcia "Specgrupy".
.

Razem z nimi dojechaliśmy mniej więcej do Kalenicy, gdzie my trochę zmarudziliśmy i siedzieliśmy na wieży widokowej dłużej niż było trzeba :)





Widoczność dzisiaj była lepsza niż dzień wcześniej, choć nadal daleka od ideału.


Wpisaliśmy się też do księgi pamiątkowej :)


Z Kalenicy pojechaliśmy dalej czerwonym szlakiem aż do Przełęczy Woliborskiej.
Odcinek całkiem miły, z małymi tylko "zgrzytem" w rejonie bodajże Popielaka (stromo+luźne kamienie).




Na przełęczy przesiedliśmy się na szlaki rowerowe i to generalnie był błąd, bo były w tragicznym stanie. W kilku miejscach prowadzone są na nich jakieś prace przy wyrębie drzew, czy poszerzaniu/odnawianiu drogi i ciężki sprzęt zmienił nawierzchnię w zupę. Jechało się wobec tego mało przyjemnie.

Sympatycznie zaczęło się robić dopiero, gdy dojechaliśmy z powrotem do Przełęczy Jugowskiej. Pojechaliśmy stamtąd na Kozie Siodło czarnym szlakiem rowerowym, który już taki zniszczony nie był. Ponadto coraz niższe słońce zaserwowało nam taki pokaz, że zapomnieliśmy zupełnie o błocie i zmęczeniu, a nawet postanowiliśmy przedłużyć nieco wycieczkę, zaliczając jeszcze trawers Małej Sowy szlakiem hmm.. purpurowym?.







Trasa od "Sowy" do Rzeczki zrobiła na mnie wielkie wrażenie.
Złote światło , otwierające się co chwilę widoki na Góry Kamienne, w uszach muzyka...
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/vTZej6DOLzw"> <embed src="http://www.youtube.com/v/vTZej6DOLzw" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>Po prostu wiedziałem wtedy, że dla takich chwil się żyje.

Profil trasy. Wyszło śmiesznie, bo pokazało sumę przewyższeń identyczną jak dzień wcześniej.