- Kategorie:
- Beskid Sądecki.6
- Beskid Śląski.5
- Bez roweru.1
- Bory Tucholskie.7
- Dolina Bobru 2024.4
- Dookoła Tatr 2023.3
- eBike.3
- Gorce.3
- Góry.125
- Góry Bardzkie.1
- Góry Bialskie.1
- Góry Izerskie.51
- Góry Sowie.6
- Góry Świętokrzyskie.1
- Jakuszyce 2009.3
- Jakuszyce 2010.4
- Jakuszyce 2012.5
- Jakuszyce 2014.3
- Jakuszyce 2016.3
- Jeseník 2012.3
- Jeseník 2014.3
- Jeseniky.3
- Jura Krakowsko-Częstochowska.1
- Jura Wieluńska.1
- Karkonosze.14
- Krościenko 2011.3
- Łódź i okolice.369
- ŁRP.39
- Małe Pieniny.1
- Masyw Śnieżnika.20
- Międzygórze 2009.5
- Międzygórze 2010.6
- Międzygórze 2012.7
- Międzygórze 2014.2
- Międzygórze 2020.3
- Ochotnica Górna 2010.2
- Okolice Warszawy.4
- Pieniny.3
- Pilchowice 2017.2
- Piwniczna-Zdrój 2009.4
- Piwniczna-Zdrój 2024.2
- Po ciemku.39
- Po mieście.99
- Podsumowanie roku.4
- Pogórze Kaczawskie.1
- Polskie morze.1
- Praca.42
- Przyczepka.35
- Rolki.1
- Rychlebské hory.7
- Rzeczka 2011.3
- Sprzęt.41
- Świeradów-Zdrój 09.2013.5
- Świeradów-Zdrój 2011.5
- Świeradów-Zdrój 2013.2
- Świeradów-Zdrój 2020.4
- Świeradów-Zdrój 2021.2
- Syf, kiła i mogiła.0
- Szczyrk 2010.1
- Szklarska Poręba 2007.4
- Szklarska Poręba 2008.7
- Szklarska Poręba 2010.4
- Szklarska Poręba 2011.4
- Szklarska Poręba 2019.2
- Szklarska Poręba 2021.2
- Szklarska Poręba 2022.1
- Tatry.4
- Te fajne.30
- Tleń 2007.6
- Tleń 2012.2
- Trójwieś.88
- Wałbrzych 2012.2
- Wałbrzych 2013.2
- Warte przeczytania.0
- Wideło.16
- Wisła 2008.2
- Z Buta.1
- Z muzyką.91
- Z Tosią.82
- Zakopane 2012.2
- Zalew Sulejowski i okolice.12
- Zerowy przebieg.21
- Zittauer Gebirge.1
New Wave of Polish Romantic Porn
Piątek, 6 sierpnia 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Góry, Gorce, Ochotnica Górna 2010
I stało się! Pojechaliśmy w Gorce! Wypad ważny, bo pierwszy Marysi kontakt z górami od czasu jej wrześniowego wypadku w Beskidzie Śląskim.
Na pokładzie Srebrnej Dzidy w czwartek po pracy śmignęliśmy (no powiedzmy, że miało to więc wspólnego z powolnym toczeniem, niż śmiganiem) do naszej kwatery w Ochotnicy Górnej i w piątek rano wsiedliśmy na rowery, by... dojechać do pobliskiego sklepu i zaserwować sobie śniadanie.
Po śniadaniu, asfaltem bryknęliśmy do zielonego szlaku na Gorc.
Był on momentami niezbyt przyjazny rowerzystom...
... więc było trochę pchania,...
...trochę jazdy...
...i trochę przedzierania się przez zwalone drzewa blokujace drogę.
Było to na tyle męczące, że gdzieś po drodze zaliczyłem mały kryzys i postanowiłem usiąść, sprzedać rower i przerzucić się na szachy.
Ponieważ jednak o kupca na szlaku trudno, a i szachownica w domu została, zmuszony byłem zebrać się "do kupy" i wspinać się dalej. Od wysokości gdzieś 900mnpm szlak zrobił się bardziej przejezdny.
Pojawiły się hale i widoczki...
... a na twarze wrócił uśmiech...
...lub coś w podobie :)
Sam szczyt Gorca darowaliśmy sobie i trawersikiem dotarliśmy na zielony szlak biegnący granią w kierunku Turbacza.
Był on całkiem zacny, ale tyranie zielonym pod górę tak nas wycieńczyło, że zamiast dotrzeć na Turbacz, już na polanie Przysłop Górny mieliśmy serdecznie dość i postanowiliśmy wracać. Cofnęliśmy się do żółtego szlaku i zjechaliśmy nim do Ochotnicy.
Zjazd był całkiem zajebisty. Nie za stromy, nie za płaski, nie za łatwy i nie za szeroki. Nie pozwalał się nudzić i dawał dużo radości.
Marysia dorobiła się na nim kilku "hardkorowych" fotek :)
a gdzieś w połowie drogi była malownicza hala...
...na której można by, dajmy na to, nakręcić pornola w sielskiej scenerii :D
(uprzedzę wszelkie głupie pytania i powiem od razu, że żadnego pornola nie kręciliśmy)
Potem znów trochę fajnego zjazdu...
... i wizyta w sklepie, w którym (o zgrozo!) nie sprzedawali piwa!
I na koniec technikalia:
Trasa: Ochotnica Górna-Jaszcze -> Ochotnica Dolna-Gorcowe -> [zielony szlak] -> Jaworzyna Gorcowska (Piorunowiec) (1047 mnpm) -> Baza namiotowa SKPG Kraków -> Polana Chyzikowa (1080 mnpm) -> Polana Morgi Czajkowskie -> Polana Przysło Dolny -> Przysłop (1187 mnpm) -> Przysłop Górny -> Przysłop (1187 mnpm) -> Przysłop Dolny -> [żółty szlak] -> Kosarzyska (1019 mnpm) -> Ochotnica Górna-Jamne -> Ochotnica Górna-Jaszcze
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na pokładzie Srebrnej Dzidy w czwartek po pracy śmignęliśmy (no powiedzmy, że miało to więc wspólnego z powolnym toczeniem, niż śmiganiem) do naszej kwatery w Ochotnicy Górnej i w piątek rano wsiedliśmy na rowery, by... dojechać do pobliskiego sklepu i zaserwować sobie śniadanie.
Po śniadaniu, asfaltem bryknęliśmy do zielonego szlaku na Gorc.
Był on momentami niezbyt przyjazny rowerzystom...
... więc było trochę pchania,...
...trochę jazdy...
...i trochę przedzierania się przez zwalone drzewa blokujace drogę.
Było to na tyle męczące, że gdzieś po drodze zaliczyłem mały kryzys i postanowiłem usiąść, sprzedać rower i przerzucić się na szachy.
Ponieważ jednak o kupca na szlaku trudno, a i szachownica w domu została, zmuszony byłem zebrać się "do kupy" i wspinać się dalej. Od wysokości gdzieś 900mnpm szlak zrobił się bardziej przejezdny.
Pojawiły się hale i widoczki...
... a na twarze wrócił uśmiech...
...lub coś w podobie :)
Sam szczyt Gorca darowaliśmy sobie i trawersikiem dotarliśmy na zielony szlak biegnący granią w kierunku Turbacza.
Był on całkiem zacny, ale tyranie zielonym pod górę tak nas wycieńczyło, że zamiast dotrzeć na Turbacz, już na polanie Przysłop Górny mieliśmy serdecznie dość i postanowiliśmy wracać. Cofnęliśmy się do żółtego szlaku i zjechaliśmy nim do Ochotnicy.
Zjazd był całkiem zajebisty. Nie za stromy, nie za płaski, nie za łatwy i nie za szeroki. Nie pozwalał się nudzić i dawał dużo radości.
Marysia dorobiła się na nim kilku "hardkorowych" fotek :)
a gdzieś w połowie drogi była malownicza hala...
...na której można by, dajmy na to, nakręcić pornola w sielskiej scenerii :D
(uprzedzę wszelkie głupie pytania i powiem od razu, że żadnego pornola nie kręciliśmy)
Potem znów trochę fajnego zjazdu...
... i wizyta w sklepie, w którym (o zgrozo!) nie sprzedawali piwa!
I na koniec technikalia:
Trasa: Ochotnica Górna-Jaszcze -> Ochotnica Dolna-Gorcowe -> [zielony szlak] -> Jaworzyna Gorcowska (Piorunowiec) (1047 mnpm) -> Baza namiotowa SKPG Kraków -> Polana Chyzikowa (1080 mnpm) -> Polana Morgi Czajkowskie -> Polana Przysło Dolny -> Przysłop (1187 mnpm) -> Przysłop Górny -> Przysłop (1187 mnpm) -> Przysłop Dolny -> [żółty szlak] -> Kosarzyska (1019 mnpm) -> Ochotnica Górna-Jamne -> Ochotnica Górna-Jaszcze
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
28.02 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
"Specjalne" uczucie
Sobota, 31 lipca 2010 | dodano: 22.02.2017Kategoria Z muzyką, Łódź i okolice
Obudziłem się rano, a tam za oknem, wbrew prognozom, ładna (a przynajmniej bezdeszczowa) pogoda. Spróbowałem, więc obudzićić Marysię i wyciągnąć ją na dłuższy wypad szosą. Nie udało się. Oprócz słów "Daj mi jeszcze pospać" padło też "Ja chcę na Stasiu". Postanowiłem spełnić obie zachcianki i w efekcie kilka godzin później wyszliśmy na "góralach". Pojechaliśmy do Lasu Łagiewnickiego i tam złapał nas deszcz. Schowaliśmy sie przed nim w "Modrzewiaku". Walnęliśmy po Ciechanie, zjedliśmy po bigosie i jak przestało padać, wróciliśmy do domu.
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/TulnmeaObio"> <embed src="http://www.youtube.com/v/TulnmeaObio" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>(błąd w tytule. powinno być "Following Betulas")
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/TulnmeaObio"> <embed src="http://www.youtube.com/v/TulnmeaObio" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>(błąd w tytule. powinno być "Following Betulas")
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
38.06 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
36 STOpni
Sobota, 17 lipca 2010 | dodano: 17.01.2017Kategoria Zalew Sulejowski i okolice, Łódź i okolice
Rano rzuciłem propozycję: wyprawa nad jakąś wodę. Właściwie, to miałem zamiar jechać samochodem, ale jakoś tak się porobiło, że pojechaliśmy (ja i Marysia) rowerami.
Było dosyć ciężko - pogodynka pokazuje, że temperatura osiągnęła dziś w łódzkiem 36 stopni. W słońcu i nad asfaltem musiało być dużo więcej. Miejscami koła przyklejały się do nawierzchni i odrywały się od niej z nieprzyjemnym, prawie chlupoczącym dźwiękiem.
Mimo to jechało mi się dobrze. Nie mogę powiedzieć tego samego o Marysi. Najpierw zbuntowało się jej zjedzone naprędce śniadanie z McDonald's, a potem przeszła w stan z pogranicza udaru cieplnego. Dzięki bogu dłuższy postój w cieniu pomógł i jakoś dojechaliśmy nad Pilicę w rejonie Smardzewic. Tutaj rozłożyliśmy ręczniczki (w cieniu) i chwilę poleżeliśmy oraz zaliczyliśmy rytualną, orzeźwiającą kąpiel.
Długo się nie wylegiwaliśmy (no bo ile można?) i pojechaliśmy do Tomaszowa, by tam zjeść po gofrze (wyśmienite mają na dworcu PKP. Gorąco polecam) i już na pokładzie "kibelka" wrócić do Łodzi. Setka stuknęła całkiem przypadkowo, ale biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne, to jestem z niej całkiem dumny.
Z Marysi też jestem dumny :)
Gofr na dworcu kolejowym, czyli tomaszowskie "the best of..."
Ta chusta na głowie, to jedyny sposób, bym po rowerze nie miał opalonych na głowie kropek przez otwory wentylacyjne w kasku, ale potraktować można ją jako piracką chustę, a więc również taki mały manifest: "Tak, jestem pastafarianinem!" :)
Temperatura nie zachęcała do postojów i fotografowania, więc zdjęcia raczej parszywe wyszły i dlatego się nad nimi tak poznęcałem.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Było dosyć ciężko - pogodynka pokazuje, że temperatura osiągnęła dziś w łódzkiem 36 stopni. W słońcu i nad asfaltem musiało być dużo więcej. Miejscami koła przyklejały się do nawierzchni i odrywały się od niej z nieprzyjemnym, prawie chlupoczącym dźwiękiem.
Mimo to jechało mi się dobrze. Nie mogę powiedzieć tego samego o Marysi. Najpierw zbuntowało się jej zjedzone naprędce śniadanie z McDonald's, a potem przeszła w stan z pogranicza udaru cieplnego. Dzięki bogu dłuższy postój w cieniu pomógł i jakoś dojechaliśmy nad Pilicę w rejonie Smardzewic. Tutaj rozłożyliśmy ręczniczki (w cieniu) i chwilę poleżeliśmy oraz zaliczyliśmy rytualną, orzeźwiającą kąpiel.
Długo się nie wylegiwaliśmy (no bo ile można?) i pojechaliśmy do Tomaszowa, by tam zjeść po gofrze (wyśmienite mają na dworcu PKP. Gorąco polecam) i już na pokładzie "kibelka" wrócić do Łodzi. Setka stuknęła całkiem przypadkowo, ale biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne, to jestem z niej całkiem dumny.
Z Marysi też jestem dumny :)
Gofr na dworcu kolejowym, czyli tomaszowskie "the best of..."
Ta chusta na głowie, to jedyny sposób, bym po rowerze nie miał opalonych na głowie kropek przez otwory wentylacyjne w kasku, ale potraktować można ją jako piracką chustę, a więc również taki mały manifest: "Tak, jestem pastafarianinem!" :)
Temperatura nie zachęcała do postojów i fotografowania, więc zdjęcia raczej parszywe wyszły i dlatego się nad nimi tak poznęcałem.
Rower:[A] Kryptoszosa
Dane wycieczki:
100.78 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wycieczka do pieca.
Niedziela, 11 lipca 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Łódź i okolice, Z muzyką
Upał, upał, upał a do tego piach, piach i piach. Tak w skrócie można opisać dzisiejszą wycieczkę. Jeździliśmy z grubsza w rejonie Grotnik i dopóki byliśmy po wschodniej stronie Lindy, było OK (znaczy się był tylko upał). W lasach po drugiej stronie pojawił się piach w ilościach hurtowych. Było go tyle, że Marysia była tak zadowolona, gdy w końcu go opuściliśmy, że z radości padła na ziemię i przytuliła się do asfaltu. Tylko czemu w czasie jazdy?
Dziewczę z czarnym prąciem ;)
Zdjęcia zaprzeczają historii o piasku, ale po prostu tłukąc się na zębatce 22 przez piach powyżej obręczy miałem serdecznie dość i ochota na robienie zdjęć mi przeszła.
A na koniec "audio"... Tytuł jak najbardziej pasuje do klimatu dzisiejszej wycieczki.
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/HMfcBwjszzQ"> <embed src="http://www.youtube.com/v/HMfcBwjszzQ" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>...
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dziewczę z czarnym prąciem ;)
Zdjęcia zaprzeczają historii o piasku, ale po prostu tłukąc się na zębatce 22 przez piach powyżej obręczy miałem serdecznie dość i ochota na robienie zdjęć mi przeszła.
A na koniec "audio"... Tytuł jak najbardziej pasuje do klimatu dzisiejszej wycieczki.
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/HMfcBwjszzQ"> <embed src="http://www.youtube.com/v/HMfcBwjszzQ" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>...
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
49.19 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Źle się dzieje w państwie duńskim
Niedziela, 4 lipca 2010 | dodano: 22.02.2017Kategoria Łódź i okolice
Miało być pięknie wyszło... hmm.. Marysia powie, że chusteczkowo, ja powiem, że średnio. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Rano wymyśliłem, że możemy samochodem pojechać w świat i poznać trasy rowerowe na Górze Kamieńsk.
Problemy zaczęły się już na samym początku: nigdzie nie mogłem znaleźć prawa jazdy, ale no problem, pojedzie Marysia.
Potem okazało się, że mój widelec nie za bardzo chce ożenić się z bagażnikiem dachowym. Trudno - podróż odbędzie na tylnym siedzeniu.
Po dosyć nerwowym wstępie, podróż minęła bez przygód (tylko zapomnieliśmy kupić picie - błąd! Wielki błąd!) i po jakimś czasie złożyłem graty na parkingu pod dolną stacją wyciągu krzesełkowego. Pomału zbierała się tam już grupka rowerzystów z trochę większym skokiem, którzy mieli zamiar pośmigać po trasce zjazdowej. Dla nas były jednak inne rozrywki, a i na górę planowaliśmy wjechać o własnych siłach. W skrócie: wjechaliśmy dwa razy zjechaliśmy raz, na południową stronę objechaliśmy znaczną część góry, powalczyliśmy z piachem po kostki i w końcu niemiłosiernie spaleni słońcem i wymęczeni upałem (ten brak picia...) postanowiliśmy zjechać do restauracji przy wyciągu i się nażłopać. Po drodze na dół, na pierwszym ciekawszym odcinku dzisiejszego dnia, przy próbie wyjechania z koleiny, która dość gwałtownie zaczęła robić się głęboka, zaliczyłem glebę. Nawierzchnia to było zaschnięte na beton błoto pokryte cienką warstwą luźnego piachu. Przy 35 km/h przednie koło ujechało mi w bok, a ja zaliczyłem dosyć efektowny lot przez kierownicę połączony z fikołkiem. Trzepnąłem dzięki bogu nie za mocno i zaraz wstałem (głowa tylko musnęła glebę), ale niestety nie obyło się bez strat w ludziach i sprzęcie.
Po tym niemiłym przerywniku nad wyraz ostrożnie doturlaliśmy się do samochodu, zebraliśmy graty i z podwiniętym ogonem pojechaliśmy do domu. Pokonała mnie górka o wysokości 386mnpm. Wstyd :)
Wiem, wiem.. bezczelnie przechylone, ale co tam
Jedna z ofiar - lewa manetka. Najwyraźniej wyfruwając przez kierownicę pieprznąłem ją kostką i urwałem. Gwint zerwany na śrubie i niestety również w manetce. Nie sprawdzałem, czy działa. Miałem ją równo miesiąc :/
Jak ktoś lubi oglądać owłosione nogi, to tutaj fotka moich giczołów. Zwracam uwagę na dość wyraźną asymetrię łydek i kolana :/ Dalsze obrażenia na plecach i łokciu mniej efektowne, ale obecne.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rano wymyśliłem, że możemy samochodem pojechać w świat i poznać trasy rowerowe na Górze Kamieńsk.
Problemy zaczęły się już na samym początku: nigdzie nie mogłem znaleźć prawa jazdy, ale no problem, pojedzie Marysia.
Potem okazało się, że mój widelec nie za bardzo chce ożenić się z bagażnikiem dachowym. Trudno - podróż odbędzie na tylnym siedzeniu.
Po dosyć nerwowym wstępie, podróż minęła bez przygód (tylko zapomnieliśmy kupić picie - błąd! Wielki błąd!) i po jakimś czasie złożyłem graty na parkingu pod dolną stacją wyciągu krzesełkowego. Pomału zbierała się tam już grupka rowerzystów z trochę większym skokiem, którzy mieli zamiar pośmigać po trasce zjazdowej. Dla nas były jednak inne rozrywki, a i na górę planowaliśmy wjechać o własnych siłach. W skrócie: wjechaliśmy dwa razy zjechaliśmy raz, na południową stronę objechaliśmy znaczną część góry, powalczyliśmy z piachem po kostki i w końcu niemiłosiernie spaleni słońcem i wymęczeni upałem (ten brak picia...) postanowiliśmy zjechać do restauracji przy wyciągu i się nażłopać. Po drodze na dół, na pierwszym ciekawszym odcinku dzisiejszego dnia, przy próbie wyjechania z koleiny, która dość gwałtownie zaczęła robić się głęboka, zaliczyłem glebę. Nawierzchnia to było zaschnięte na beton błoto pokryte cienką warstwą luźnego piachu. Przy 35 km/h przednie koło ujechało mi w bok, a ja zaliczyłem dosyć efektowny lot przez kierownicę połączony z fikołkiem. Trzepnąłem dzięki bogu nie za mocno i zaraz wstałem (głowa tylko musnęła glebę), ale niestety nie obyło się bez strat w ludziach i sprzęcie.
Po tym niemiłym przerywniku nad wyraz ostrożnie doturlaliśmy się do samochodu, zebraliśmy graty i z podwiniętym ogonem pojechaliśmy do domu. Pokonała mnie górka o wysokości 386mnpm. Wstyd :)
Wiem, wiem.. bezczelnie przechylone, ale co tam
Jedna z ofiar - lewa manetka. Najwyraźniej wyfruwając przez kierownicę pieprznąłem ją kostką i urwałem. Gwint zerwany na śrubie i niestety również w manetce. Nie sprawdzałem, czy działa. Miałem ją równo miesiąc :/
Jak ktoś lubi oglądać owłosione nogi, to tutaj fotka moich giczołów. Zwracam uwagę na dość wyraźną asymetrię łydek i kolana :/ Dalsze obrażenia na plecach i łokciu mniej efektowne, ale obecne.
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
32.83 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Testowo Górne
Piątek, 2 lipca 2010 | dodano: 22.02.2017Kategoria Łódź i okolice
Wczoraj (w czwartek) rozebrałem widelec na kawałki, dołożyłem małą podkładkę w tłumiku, złożyłem wszystko do kupy i znów zalałem olejem. W tłumiku RV w All Mountain 2 zabieg taki pomógł i zlikwidował denerwujące postukiwanie w prawej goleni. Tłumik VF2 w Z.1 jest identyczny, więc liczyłem na to, że zabieg taki załatwi sprawę również w nim. Na sucho wydawało się, że wszystko jest OK, ale trzeba było to sprawdzić. W związku z tym dzisiaj odbyłem tą bardzo długą przejażdżkę, by wszystko sprawdzić. Pomogło. Nie stuka.
Właściwie, to miało być dalej, ale jakoś tak wyszliśmy z domu po 20-ej i nie wyszło.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Właściwie, to miało być dalej, ale jakoś tak wyszliśmy z domu po 20-ej i nie wyszło.
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
15.83 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Mordor
Sobota, 26 czerwca 2010 | dodano: 08.03.2017Kategoria Łódź i okolice
Po długiej przerwie, Marysia postanowiła skorzystać z dobrodziejstw roweru. Pozwolono mi wziąć udział w owym korzystaniu. Miałem być nadwornym obmyślaczem trasy. Zgodnie z życzeniem tej piękniejszej części dzisiejszego duetu rowerowego, miało nie być po Lesie Łagiewnickim, więc po wyjściu z domu skierowaliśmy się na południe. Wzdłuż "poligonu", przez Smulsko, Lublinek i Łaskowice doturlaliśmy się do Pabianic (tu postój na wyżerkę w KFC), a dalej do sąsiadujących z tym miastem lasów ciągnących się w kierunku południowo-zachodnim. Tutaj pokręciliśmy się po całkiem fajnych ścieżkach i leśnych drogach, by ostatecznie, zahaczając o Ldzań i Barycz, dostać się do Kolumny. Tu nastąpiła konsumpcja lodów i płynów (bezalkoholowych dla odmiany), która to konsumpcja rozleniwiła nas wielce i pomogła podjąć decyzję o powrocie do łodzi na pokładzie EN57 (czy co tam innego by przyjechało). na stacji okazało się, że czasu jest jeszcze sporo, więc pokręciliśmy do Dobronia i dopiero tu wsiedliśmy do pociągu. Kolej okazała się hojna i podróż kosztowała nas nic złotych i nic groszy. Wysiedliśmy na Lublinku , by jakiś zbłąkany konduktor na ostatnim odcinku nie zepsuł nam tego nad wyraz korzystnego wrażenia, i przez Smulsko wróciliśmy na Teo.
Było jak na czerwiec przystało, czyli wakacyjnie :)
Elektrociepłownia (?) w Pabianicach. Na ogół widywałem ją od strony drogi i z tej perspektywy nie wyróżniała się niczym. Tym razem jednak dotarliśmy do niej od strony pól i trochę nie pasowała...
Mordor :)
Lans.. po prostu lans
"Osz fak! Dogania mnie!"
A na koniec dwie maszyny napotkane w Pabianicach. Zardzewiałe złomy to nie jest widok szokujący i zdjęcia warty, ale kreatywny sposób przywrócenia połysku sztycy podsiodłowej i części górnych goleni amortyzatora przez owinięcie folią aluminiową (sreberkiem z czekolady?) warto było uwiecznić :)
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Było jak na czerwiec przystało, czyli wakacyjnie :)
Elektrociepłownia (?) w Pabianicach. Na ogół widywałem ją od strony drogi i z tej perspektywy nie wyróżniała się niczym. Tym razem jednak dotarliśmy do niej od strony pól i trochę nie pasowała...
Mordor :)
Lans.. po prostu lans
"Osz fak! Dogania mnie!"
A na koniec dwie maszyny napotkane w Pabianicach. Zardzewiałe złomy to nie jest widok szokujący i zdjęcia warty, ale kreatywny sposób przywrócenia połysku sztycy podsiodłowej i części górnych goleni amortyzatora przez owinięcie folią aluminiową (sreberkiem z czekolady?) warto było uwiecznić :)
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
63.38 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wiejski post-industrial
Czwartek, 17 czerwca 2010 | dodano: 08.03.2017Kategoria Łódź i okolice, Z muzyką
Popołudniowa "szosza". Bez ładu i składu i nadspodziewanie przyjemnie. Błędem był jedynie wyjazd bez picia i bez kasy na zakup takowego, co zaowocowało czymś w stylu zgonu pod koniec.
Przy drogach wylotowych to zawsze jakieś d..y stoją:)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/2e2e3QU4ft0"> <embed src="http://www.youtube.com/v/2e2e3QU4ft0" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>...
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przy drogach wylotowych to zawsze jakieś d..y stoją:)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/2e2e3QU4ft0"> <embed src="http://www.youtube.com/v/2e2e3QU4ft0" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>...
Rower:[A] Scraper
Dane wycieczki:
48.12 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Close, but no cigar, czyli 360° w szponach alergii.
Sobota, 5 czerwca 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Łódź i okolice
Dzisiejsza wycieczka odbyła się pod znakiem grubszej wyżerki. Już blisko tydzień temu padło hasło "Jedziemy na golonkę do Gieczna", więc jak mogło być inaczej?
Pierwotnie trasa miała być leśno-polna, ale wczoraj okazało się, że grupa będzie większa, ale też bardziej nastawiona na jazdę po nawierzchniach bitumicznych. Trudno... Slicki zatem na koła i w sobotę przed południem ziuuu w drogę.
Na zbiórce przed "Teofilem" stawiło się łącznie dziewięć osób. Ja, Marysia, Ociec oraz z mocna grupa z Sekty: Słwek z synem, Jerry, Dominik oraz Piotr z Iloną.
Bez niepotrzebnej zwłoki (tak typowej dla zbiórek sekciarskich) ruszyliśmy w świat, by przemierzać gorące drogi Asfaltostanu i dotrzeć do Gieczna, gdzie ponoć golonka z wody jest dobra i tania.
Na miejscu okazało się, że golonka jest owszem dobra (trzy zjadłem... ale małe były) i tania (ponoć... nie wiem... obiad zasponsorował rodzic mój). Było tez piwo, którego niestety tym razem nie skosztowałem. Być może był to błąd, gdyż wierzę głęboko w lecznicze jego działanie. Być może pomogłoby mi trochę na objawy jakiejś parszywej alergii, która to męczyła mnie tego dnia okrutnie. Na tyle mocno, że w pewnym momencie odłączyłem się od grupy i pojechałem do domu, by skorzystać z dobrodziejstw medycyny ludowej. Ekipa pojechała dalej i dzięki temu Marysia mogła z dobić do upragnionej setki.
Mi niewiele zabrakło, ale jak mówią Amerykanie (i ja w tytule też) "Close, but no cigar".
Zawsze jest następny raz i następna golonka...
A po drodze był klimat miejscami bardzo łindołsowy...
W Giecznie Marysia pozowała do rozkładówki z epoki Gomułki.
Drewniany kościół w Białej.
W sumie, to kilka drewnianych kościołów po drodze było, ale jakoś tak nie chciało mi się ich uwieczniać.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pierwotnie trasa miała być leśno-polna, ale wczoraj okazało się, że grupa będzie większa, ale też bardziej nastawiona na jazdę po nawierzchniach bitumicznych. Trudno... Slicki zatem na koła i w sobotę przed południem ziuuu w drogę.
Na zbiórce przed "Teofilem" stawiło się łącznie dziewięć osób. Ja, Marysia, Ociec oraz z mocna grupa z Sekty: Słwek z synem, Jerry, Dominik oraz Piotr z Iloną.
Bez niepotrzebnej zwłoki (tak typowej dla zbiórek sekciarskich) ruszyliśmy w świat, by przemierzać gorące drogi Asfaltostanu i dotrzeć do Gieczna, gdzie ponoć golonka z wody jest dobra i tania.
Na miejscu okazało się, że golonka jest owszem dobra (trzy zjadłem... ale małe były) i tania (ponoć... nie wiem... obiad zasponsorował rodzic mój). Było tez piwo, którego niestety tym razem nie skosztowałem. Być może był to błąd, gdyż wierzę głęboko w lecznicze jego działanie. Być może pomogłoby mi trochę na objawy jakiejś parszywej alergii, która to męczyła mnie tego dnia okrutnie. Na tyle mocno, że w pewnym momencie odłączyłem się od grupy i pojechałem do domu, by skorzystać z dobrodziejstw medycyny ludowej. Ekipa pojechała dalej i dzięki temu Marysia mogła z dobić do upragnionej setki.
Mi niewiele zabrakło, ale jak mówią Amerykanie (i ja w tytule też) "Close, but no cigar".
Zawsze jest następny raz i następna golonka...
A po drodze był klimat miejscami bardzo łindołsowy...
W Giecznie Marysia pozowała do rozkładówki z epoki Gomułki.
Drewniany kościół w Białej.
W sumie, to kilka drewnianych kościołów po drodze było, ale jakoś tak nie chciało mi się ich uwieczniać.
Rower:[A] Kryptoszosa
Dane wycieczki:
92.50 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
2+1+2=0,5L
Sobota, 29 maja 2010 | dodano: 01.02.2017Kategoria Łódź i okolice
Po południu spotkaliśmy się z Michałem, by radośnie i spokojnie pokręcić się po łódzkich i podłódzkich lasach. Dojechaliśmy sobie do zbiornika wodnego w Grotnikach, gdzie wypiliśmy kupione wcześniej piwka i poopalaliśmy się. Potem dołączył dołączyli do nas Siwy i Pixon. Siwy był na nowym, całkiem zajebistym rowerze (a przynajmniej nową ramę miał) więc chwilę pomacaliśmy (ramę oczywiście) i wyruszyliśmy w kierunku Lasu Łagiewnickiego. Po drodze wydarzyło się kilka rzeczy: odłączył się od nas Pixon i Siwy zerwał łańcuch. Udało się jednak doturlać jakoś do Modrzewiaka, gdzie Marcin został uratowany przez Pixona, który przywiózł skuwacz.
Potem powrót do domu przez las i bocznymi drogami w zapadających ciemnościach i przy kompletnym braku oświetlenia.
W domu z Michałem jeszcze skonsumowałem napój "Not for fat chicks" oblewając tym samym... nowy plecak :)
Zdjęcia w głównej mierze "pożyczone" od Pixona.
Od lewej: Siwy, Marysia, ja, Michał i Pixon
"Not for fat chicks" ;)
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Potem powrót do domu przez las i bocznymi drogami w zapadających ciemnościach i przy kompletnym braku oświetlenia.
W domu z Michałem jeszcze skonsumowałem napój "Not for fat chicks" oblewając tym samym... nowy plecak :)
Zdjęcia w głównej mierze "pożyczone" od Pixona.
Od lewej: Siwy, Marysia, ja, Michał i Pixon
"Not for fat chicks" ;)
Rower:[A] Kryptoszosa
Dane wycieczki:
59.60 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)