- Kategorie:
- Beskid Sądecki.6
- Beskid Śląski.5
- Bez roweru.1
- Bory Tucholskie.7
- Dolina Bobru 2024.4
- Dookoła Tatr 2023.3
- eBike.3
- Gorce.3
- Góry.125
- Góry Bardzkie.1
- Góry Bialskie.1
- Góry Izerskie.51
- Góry Sowie.6
- Góry Świętokrzyskie.1
- Jakuszyce 2009.3
- Jakuszyce 2010.4
- Jakuszyce 2012.5
- Jakuszyce 2014.3
- Jakuszyce 2016.3
- Jeseník 2012.3
- Jeseník 2014.3
- Jeseniky.3
- Jura Krakowsko-Częstochowska.1
- Jura Wieluńska.1
- Karkonosze.14
- Krościenko 2011.3
- Łódź i okolice.369
- ŁRP.39
- Małe Pieniny.1
- Masyw Śnieżnika.20
- Międzygórze 2009.5
- Międzygórze 2010.6
- Międzygórze 2012.7
- Międzygórze 2014.2
- Międzygórze 2020.3
- Ochotnica Górna 2010.2
- Okolice Warszawy.4
- Pieniny.3
- Pilchowice 2017.2
- Piwniczna-Zdrój 2009.4
- Piwniczna-Zdrój 2024.2
- Po ciemku.39
- Po mieście.99
- Podsumowanie roku.4
- Pogórze Kaczawskie.1
- Polskie morze.1
- Praca.42
- Przyczepka.35
- Rolki.1
- Rychlebské hory.7
- Rzeczka 2011.3
- Sprzęt.41
- Świeradów-Zdrój 09.2013.5
- Świeradów-Zdrój 2011.5
- Świeradów-Zdrój 2013.2
- Świeradów-Zdrój 2020.4
- Świeradów-Zdrój 2021.2
- Syf, kiła i mogiła.0
- Szczyrk 2010.1
- Szklarska Poręba 2007.4
- Szklarska Poręba 2008.7
- Szklarska Poręba 2010.4
- Szklarska Poręba 2011.4
- Szklarska Poręba 2019.2
- Szklarska Poręba 2021.2
- Szklarska Poręba 2022.1
- Tatry.4
- Te fajne.30
- Tleń 2007.6
- Tleń 2012.2
- Trójwieś.88
- Wałbrzych 2012.2
- Wałbrzych 2013.2
- Warte przeczytania.0
- Wideło.16
- Wisła 2008.2
- Z Buta.1
- Z muzyką.91
- Z Tosią.82
- Zakopane 2012.2
- Zalew Sulejowski i okolice.12
- Zerowy przebieg.21
- Zittauer Gebirge.1
Idzie nowe
Piątek, 15 stycznia 2010 | dodano: 16.02.2017Kategoria Zerowy przebieg, Sprzęt
2010-01-15 0 Nie lubię dodawać wpisów bez kilometrów, ale w ostatnich dniach w naszym rowerowym (pół)światku zadziało się sporo, choć niekoniecznie w siodle.
Marysia doszła do wniosku, że w okolicy Łodzi (która to okolica nie obfituje w góry) przyda się jej jakiś rower do szosowch wypadów. Jak to zwykle u niej, błyskawiczenie przeszła od słów do czynów i obecnie firmą kurierska idzie do nas takie cudo:
Giant FCR3.
Ja też jestem w trakcie składania czegoś na asfalt. Mój rower to będzie sztywny MTB na slickach, a nie takie wyspecjalizowane jeździdło jak to Marysi, ale po prostu wykorzystuję części pozostałe po uprgradeach naszych i Ojca MTB. Nie wiem, czy nadążę za Marysią na jej nowym rowerze, ale będę się starał :)
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Marysia doszła do wniosku, że w okolicy Łodzi (która to okolica nie obfituje w góry) przyda się jej jakiś rower do szosowch wypadów. Jak to zwykle u niej, błyskawiczenie przeszła od słów do czynów i obecnie firmą kurierska idzie do nas takie cudo:
Giant FCR3.
Ja też jestem w trakcie składania czegoś na asfalt. Mój rower to będzie sztywny MTB na slickach, a nie takie wyspecjalizowane jeździdło jak to Marysi, ale po prostu wykorzystuję części pozostałe po uprgradeach naszych i Ojca MTB. Nie wiem, czy nadążę za Marysią na jej nowym rowerze, ale będę się starał :)
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: min/km,
prędkość maks: min/kmTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nocą nogi się pocą (ale nie przy -10)
Piątek, 15 stycznia 2010 | dodano: 16.02.2017Kategoria Łódź i okolice, Po ciemku
Zupełnie nie miałem ochoty iść dzisiaj na rower. Tzn. chciałem pojeździć, tylko jakoś ruszać z domu mi się nie chciało. Ostatecznie jednak po 21-ej ruszyłem.
Zero pomysłu na trasę. Zupełny spontan. Najpierw pojechałem do Aleksandrowa. Jechało się świetnie - drogi czarne, prędkość niezła, więc postanowiłem, że wrócę do Zgierza i spróbuję wyciągnąć na rower Siwego. Po drodze jednak mignął mi drogowskaz "Grotniki 7", więc uznałem, że Siwemu pewnie lepiej w ciepłym domu, a ja z chęcią zobaczę jak się te Grotniki mają. Otóż mają się nieźle, ale toną w śniegu. Zbiornik na Lindzie przykryty warstewką śniegu i właściwie to znacznie ładniejszy niż latem.
Stamtąd chciałem pojechać do Rosanowa przez las, ale teściowóz powiedział "nie" i miał rację. Leśna droga przykryta kilkudziesięcio centymetrową kołderką śniegu. To nie był materiał na slicki. Trochę lepsza była droga na Lućmierz i właśnie ją wybrałem. Na góralu byłoby super, ale teściowóz na wąskich oponkach trochę się zapadał. Musiałem jechać jakąś koleiną, bo inaczej zakopywał się powyżej obręczy... ale i tak było super:)
Po drodze, na skraju lasu o zawał serca prawie przyprawił mnie przyczajony na środku drogi kot, którego wziąłem za jakiś syf. Gdy "syf" nagle poruszył się i przyjął postawę bojowo-obronną to prawie spadłem ze strachu z roweru i chyba troszkę krzyknąłem 0_o;
Potem powrót przez Zgierz do Łodzi był już lajtowy. W domu byłem kilka minut po północy.
Kąpielisko w Grotnikach
Nieostra droga, niekoniecznie na slicki
Kot "prawie-zawałowiec"
EDIT (17.01.2010 05:21am)
Zarwałem nockę i wreszcie skończyłem nowy, bardzo różowy szablon do bloga Marysi.
Zachęcam do zerknięcia, skomentowania...
Mam nadzieję, że niedługo skończy się zima i zaczną się tam pojawiać nowe wpisy.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zero pomysłu na trasę. Zupełny spontan. Najpierw pojechałem do Aleksandrowa. Jechało się świetnie - drogi czarne, prędkość niezła, więc postanowiłem, że wrócę do Zgierza i spróbuję wyciągnąć na rower Siwego. Po drodze jednak mignął mi drogowskaz "Grotniki 7", więc uznałem, że Siwemu pewnie lepiej w ciepłym domu, a ja z chęcią zobaczę jak się te Grotniki mają. Otóż mają się nieźle, ale toną w śniegu. Zbiornik na Lindzie przykryty warstewką śniegu i właściwie to znacznie ładniejszy niż latem.
Stamtąd chciałem pojechać do Rosanowa przez las, ale teściowóz powiedział "nie" i miał rację. Leśna droga przykryta kilkudziesięcio centymetrową kołderką śniegu. To nie był materiał na slicki. Trochę lepsza była droga na Lućmierz i właśnie ją wybrałem. Na góralu byłoby super, ale teściowóz na wąskich oponkach trochę się zapadał. Musiałem jechać jakąś koleiną, bo inaczej zakopywał się powyżej obręczy... ale i tak było super:)
Po drodze, na skraju lasu o zawał serca prawie przyprawił mnie przyczajony na środku drogi kot, którego wziąłem za jakiś syf. Gdy "syf" nagle poruszył się i przyjął postawę bojowo-obronną to prawie spadłem ze strachu z roweru i chyba troszkę krzyknąłem 0_o;
Potem powrót przez Zgierz do Łodzi był już lajtowy. W domu byłem kilka minut po północy.
Kąpielisko w Grotnikach
Nieostra droga, niekoniecznie na slicki
Kot "prawie-zawałowiec"
EDIT (17.01.2010 05:21am)
Zarwałem nockę i wreszcie skończyłem nowy, bardzo różowy szablon do bloga Marysi.
Zachęcam do zerknięcia, skomentowania...
Mam nadzieję, że niedługo skończy się zima i zaczną się tam pojawiać nowe wpisy.
Rower:[A] Mieszczuch
Dane wycieczki:
43.15 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Bechcice drift!
Sobota, 9 stycznia 2010 | dodano: 16.02.2017Kategoria Łódź i okolice, Po ciemku
Pogoda nie była zbyt sprzyjająca jeździe, ale jakoś przekonałem sam siebie, że warto byłoby jednak ruszyć się po szkole z domu.
W sumie, to dyby nie marznący deszcz/śnieg, który naparzał po twarzy jak ziarenka piasku, to pogoda byłaby nawet niezła. Niestety trasę na dzisiaj wybrałem nie biorąc pod uwagę tego, że Teściowóz ma tylko jedno użyteczne przełożenie i wąskie opony. Najpierw wpakowałem się na leśną drogę w rejonie Żabiczek. O jeździe na tym rowerze nie było mowy. Pół kilometra prowadziłem aż w końcu dałem sobie spokój i zawróciłem. Z powrotem było z górki i już dało się jechać (choć nie mogę powiedzieć, że w pełni panowałem nad swym rumakiem). Potem władowałem się na koszmarne drogi w rejonie Bechcic. Pług ostatnio był tu pewnie kilka dni temu, a przy panujących warunkach pogodowych, to bardzo dawno. Męcząc się i bluźniąc, przez Florentynów i Okołowice doturlałem się w bólach do GOŚki i dalej już kulturalnie na Retkinię i dalej do domu. Po drodze, na w miarę szybszym odcinku po lepszej drodze zaobserwowałem dość ciekawy objaw - oczy zmęczone wiatrem i śniegiem przestały mi się w pełni domykać. Zamarzły ? 0_o Zjechałem w boczną uliczkę, osłoniętą od wiatru i mi przeszło. Najwyraźniej na następną przejażdżkę muszę zabrać gogle :)
Klasycznie multimedialną część wpisu zaczynam filmikiem. Wszyscy go już na 100% widzieli, ale... ostatnio w kółko chodzi mi po głowie (i po Winampie) ta melodyjka.
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/KwQUT9nAEyA"> <embed src="http://www.youtube.com/v/KwQUT9nAEyA" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
Przy takiej pogodzie nikt nie może narzekać na brak infrastruktury rowerowej. Gdzie nie staniesz, masz stojak na rower. Nawet na zupełnym zadupiu :)
GOŚka wieczorową porą
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W sumie, to dyby nie marznący deszcz/śnieg, który naparzał po twarzy jak ziarenka piasku, to pogoda byłaby nawet niezła. Niestety trasę na dzisiaj wybrałem nie biorąc pod uwagę tego, że Teściowóz ma tylko jedno użyteczne przełożenie i wąskie opony. Najpierw wpakowałem się na leśną drogę w rejonie Żabiczek. O jeździe na tym rowerze nie było mowy. Pół kilometra prowadziłem aż w końcu dałem sobie spokój i zawróciłem. Z powrotem było z górki i już dało się jechać (choć nie mogę powiedzieć, że w pełni panowałem nad swym rumakiem). Potem władowałem się na koszmarne drogi w rejonie Bechcic. Pług ostatnio był tu pewnie kilka dni temu, a przy panujących warunkach pogodowych, to bardzo dawno. Męcząc się i bluźniąc, przez Florentynów i Okołowice doturlałem się w bólach do GOŚki i dalej już kulturalnie na Retkinię i dalej do domu. Po drodze, na w miarę szybszym odcinku po lepszej drodze zaobserwowałem dość ciekawy objaw - oczy zmęczone wiatrem i śniegiem przestały mi się w pełni domykać. Zamarzły ? 0_o Zjechałem w boczną uliczkę, osłoniętą od wiatru i mi przeszło. Najwyraźniej na następną przejażdżkę muszę zabrać gogle :)
Klasycznie multimedialną część wpisu zaczynam filmikiem. Wszyscy go już na 100% widzieli, ale... ostatnio w kółko chodzi mi po głowie (i po Winampie) ta melodyjka.
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/KwQUT9nAEyA"> <embed src="http://www.youtube.com/v/KwQUT9nAEyA" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
Przy takiej pogodzie nikt nie może narzekać na brak infrastruktury rowerowej. Gdzie nie staniesz, masz stojak na rower. Nawet na zupełnym zadupiu :)
GOŚka wieczorową porą
Rower:[A] Mieszczuch
Dane wycieczki:
34.95 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wielka ucieczka :)
Sobota, 2 stycznia 2010 | dodano: 16.02.2017Kategoria Z muzyką, Łódź i okolice
Dzisiaj o 17 miał chodzić ksiądz po kolędzie. Ponieważ nie miałem z nim o czym rozmawiać, postanowiłem opuścić dom :D
Zrobiłem rundkę przez Grunwald, torfowisko Rąbień i Aleksandrów.
Jak zwykle muzycznie (koniecznie do końca, bo się rozkręca :))
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/t3JbMbcaj-A"> <embed src="http://www.youtube.com/v/t3JbMbcaj-A" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
Torfowisko Rąbień - zima na całego
F/X :P
Dzisiaj między dwie pary skarpet wpakowałem jeszcze foliówki, żeby mi stopy nie zmarzły. Oficjalnie melduję, że to gówno daje :/
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zrobiłem rundkę przez Grunwald, torfowisko Rąbień i Aleksandrów.
Jak zwykle muzycznie (koniecznie do końca, bo się rozkręca :))
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/t3JbMbcaj-A"> <embed src="http://www.youtube.com/v/t3JbMbcaj-A" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
Torfowisko Rąbień - zima na całego
F/X :P
Dzisiaj między dwie pary skarpet wpakowałem jeszcze foliówki, żeby mi stopy nie zmarzły. Oficjalnie melduję, że to gówno daje :/
Rower:[A] Mieszczuch
Dane wycieczki:
22.80 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Kupię sanki.
Piątek, 1 stycznia 2010 | dodano: 16.02.2017Kategoria Z muzyką, Po mieście, Po ciemku
"Play" i jedziemy (BTW namalowane brwi Amandy rządzą :))
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/pJVWSu5Nfi8"> <embed src="http://www.youtube.com/v/pJVWSu5Nfi8" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
Rowerowy rok 2010 uważam za rozpoczęty. Mimo ogarniającego mnie lenia, zmusiłem się wieczorem do wyjścia na rower. Przygotowałem zestaw muzyczny na drogę i pojechałem.
Było warto ruszyć dupsko, bo jechało się bardzo przyjemnie.
Ścieżkami i chodnikami dotarłem prawie na Rudę, a potem przez Lublinek i Retkinię wróciłem do domu.
Ilość kilometrów w terenie to dziwna sprawa. Teoretycznie było zaledwie te kilka km, ale przez to, że przez większość drogi przebijałem się przez śnieg, albo co gorsza walczyłem z nierówno udeptanym śniegiem, po którym na nabitych na twardo slickach jechało się jak po bruku, uważam, że wymęczyłem się, jakbym całość w terenie śmignął.
W walce pomagał mi osadzający się na wszystkim śnieg, który towrzył aerodynamiczne "owiewki" :) Miałem aero-widelec, aero-korby, aero-ramę, aero-szprychy i (mimo pełnych błotniczków) aero-nogawki :)
Zgodnie z dawną tradycją: WKFW :)
Aero-tył...
...i aero-przód. Niestety sporo "owiewek" już odpadło :(
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/pJVWSu5Nfi8"> <embed src="http://www.youtube.com/v/pJVWSu5Nfi8" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
Rowerowy rok 2010 uważam za rozpoczęty. Mimo ogarniającego mnie lenia, zmusiłem się wieczorem do wyjścia na rower. Przygotowałem zestaw muzyczny na drogę i pojechałem.
Było warto ruszyć dupsko, bo jechało się bardzo przyjemnie.
Ścieżkami i chodnikami dotarłem prawie na Rudę, a potem przez Lublinek i Retkinię wróciłem do domu.
Ilość kilometrów w terenie to dziwna sprawa. Teoretycznie było zaledwie te kilka km, ale przez to, że przez większość drogi przebijałem się przez śnieg, albo co gorsza walczyłem z nierówno udeptanym śniegiem, po którym na nabitych na twardo slickach jechało się jak po bruku, uważam, że wymęczyłem się, jakbym całość w terenie śmignął.
W walce pomagał mi osadzający się na wszystkim śnieg, który towrzył aerodynamiczne "owiewki" :) Miałem aero-widelec, aero-korby, aero-ramę, aero-szprychy i (mimo pełnych błotniczków) aero-nogawki :)
Zgodnie z dawną tradycją: WKFW :)
Aero-tył...
...i aero-przód. Niestety sporo "owiewek" już odpadło :(
Rower:[A] Mieszczuch
Dane wycieczki:
32.50 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Znowu udało się doczekać końca
Czwartek, 31 grudnia 2009 | dodano: 16.02.2017Kategoria Z muzyką, Zerowy przebieg, Podsumowanie roku
Zacznijmy tak:
2009 rok przyniósł kolejny album zespołu Thursday, w którym to lubuję się od mniej więcej 2001 roku, więc stosownym podkładem muzycznym dla tego wpisu może być tylko to:
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/GwwOEo2IFtk"> <embed src="http://www.youtube.com/v/GwwOEo2IFtk" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
No to "Play" i przejdźmy do rzeczy...
Dokładnie rok temu skrobnąłem coś takiego:
"Postanowienia na rok 2009: Może dla odmiany bez zmiany ramy w środku sezonu, więcej wyjazdów rowerowych w góry, więcej przejechanych kilometrów i mniej asfaltu. No i zaliczenie polskiego "Holy trail", czyli przejażdżka w tym miejscu"
Już szybkie spojrzenie na licznik ujawnia, że niezupełnie się udało.
Pod względem ilości przejechanych kilometrów sezon był naprawdę tragiczny. Zeszły rok uważałem za porażkę, a tymczasem ten był znacznie gorszy...
Reszta jednak się udała. Cały rok przejeździłem na jednym rowerze, byłem kilka razy w górach i "Holy trail" zaliczyłem. Mogę więc uznać, że w tym roku poszedłem w "jakość", a nie w ilość i że rok nie był tak do końca stracony pod względem rowerowym :)
Było kilka chwil miłych, była jedna chwila grozy i działo się.
Plany na 2010? Więcej kilometrów (o to nie powinno być trudno), więcej gór... i tyle.
A na koniec takie fotograficzne przypomnienie kilku chwil z kończącego się roku:
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
2009 rok przyniósł kolejny album zespołu Thursday, w którym to lubuję się od mniej więcej 2001 roku, więc stosownym podkładem muzycznym dla tego wpisu może być tylko to:
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/GwwOEo2IFtk"> <embed src="http://www.youtube.com/v/GwwOEo2IFtk" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object><br>
No to "Play" i przejdźmy do rzeczy...
Dokładnie rok temu skrobnąłem coś takiego:
"Postanowienia na rok 2009: Może dla odmiany bez zmiany ramy w środku sezonu, więcej wyjazdów rowerowych w góry, więcej przejechanych kilometrów i mniej asfaltu. No i zaliczenie polskiego "Holy trail", czyli przejażdżka w tym miejscu"
Już szybkie spojrzenie na licznik ujawnia, że niezupełnie się udało.
Pod względem ilości przejechanych kilometrów sezon był naprawdę tragiczny. Zeszły rok uważałem za porażkę, a tymczasem ten był znacznie gorszy...
Reszta jednak się udała. Cały rok przejeździłem na jednym rowerze, byłem kilka razy w górach i "Holy trail" zaliczyłem. Mogę więc uznać, że w tym roku poszedłem w "jakość", a nie w ilość i że rok nie był tak do końca stracony pod względem rowerowym :)
Było kilka chwil miłych, była jedna chwila grozy i działo się.
Plany na 2010? Więcej kilometrów (o to nie powinno być trudno), więcej gór... i tyle.
A na koniec takie fotograficzne przypomnienie kilku chwil z kończącego się roku:
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: min/km,
prędkość maks: min/kmTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Świątecznie
Czwartek, 24 grudnia 2009 | dodano: 16.02.2017Kategoria Łódź i okolice, Po mieście
Po raz pierwszy od dawna mam wolną Wigilię. Postanowiłem uczcić ją należycie - jazdą na rowerze. Plan na dzień dzisiejszy mam dość napięty (trzy spotkania wigilijne), więc aby wcisnąć gdzieś rower wstałem o szóstej i poszedłem jeździć po ciemku. Ciężko było, bo do późna piekliśmy pierniczki.
Wesołych Świąt :)
Coś z dworu... Park "Na Zdrowiu" - 07:00
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wesołych Świąt :)
Coś z dworu... Park "Na Zdrowiu" - 07:00
Rower:[A] Mieszczuch
Dane wycieczki:
12.51 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Arrivederci
Sobota, 15 sierpnia 2009 | dodano: 16.02.2017
2009-08-15 41,33 Minął kolejny tydzień i z Beskidem Sądeckim też przyszło się pożegnać. Na tapetę poszło Pasmo Jaworzyny Krynickiej. Niby kawałek przejechałem we wtorek, ale dzisiaj miało być lajtowo i przy ładniej pogodzie. No i przede wszystkim z minimalną ilością podjazdów :)
Rano (no.. prawie rano, bo kilka minut po 10-tej) wsiedliśmy do pociągu do Krynicy-Zdrój i tam zaczęliśmy właściwą wycieczkę. Przez centrum przejechaliśmy kilka kilometrów do stacji kolei gondolowej na Jaworzynę Krynicką. Fajna sprawa taka kolej. Nie dość, że jako rowerzyści ominęliśmy całą długaśną kolejke, to jeszcze bilet "osoba+rower" jest tańszy niż bilet dla zwykłego turysty.
Na górze szybka fota tłumów, plastikowych dinozaurów i całego tego koszmarnego g...na i szybko ruszyliśmy w stronę Hali Łabowskiej. Kilka dni wcześniej jechałem tym odcinkiem w przeciwną stronę. Wtedy, w desczu szlak był całkiem zajmujący. Obecnie, na sucho, wydawał sie być autostradą dla całych rodzin. Szeroki, bez dłuższych stromizn. Komfortowo, przyjemnie...
Na Hali Łabowskiej tłumy. Całkiem sporo rowerzystów, kilka piesków... ruch jak na Marszałkowskiej. Chwilę posiedzieliśmy, Marysia zjadła naleśnika, a potem pojechaliśmy. Cały czas podążaliśmy czerwonym szlakiem, który po opuszczeniu Hali Łabowskiej stopniowo robił się coraz ciekawszy - zwężał się i co chwilę przecinał hale, z których otwierały sie bardzo ładne widoczki. Końcówka, zaraz przed Rytrm to już zupełny hardzik, bo zrobiło się bardzo stromo. Spotkaliśmy tam grupę niemieckich turystów. Któryś z idących z tyłu kolesi zawołał do idących z przodu panienek, by zeszły z drogi i przepuściły rowerzystów. One powiedziały, że nie muszą, bo jest stromo i że i tak rowerzyści (czyli my) będą musieli pchać. Jeszcze czego! Śmignęliśmy obok nich w strumyczku płynącym wymytą rynną na środku szlaku i zatrzymaliśmy się dopiero na dole w Rytrze, roztaczając wokół siebie zapach palonych klocków hamulcowych. Niemcy-Polska 0:1 :D
Potem już spokojny dojazd wzdłuż Popradu do Piwnicznej, gdzie zjedlismy obiadek i strzeliliśmy po pożegnalnym browarku (no... może po dwóch)
TRASA: Piwniczna-Zdrój, Łomnickie - Piwniczna PKP ...... Krynica-Zdrój PKP - Dolna stacja kolei gondolowej ...... Jaworzyna Krynicka (1113 mnpm) - Runek (1079 mnpm) - Cisowy Wierch (982 mnpm) - Hala Łabowska (1064 mnpm) - Roztocka Hala - Hala Barnowska - Hala Pisana - Schronisko "Cyrla" (844 mnpm) - Sucha Struga - Piwniczna-Zdrój, Centrum - Piwniczna-Zdrój, Łomnickie
Suma przewyższeń: 619 m.
Na szczycie Jaworzyny Krynickiej
Knajpy, plastikowe dinozaury, tłumy... tragedia
Kilka fot z czerwonego szlaku
Nie wiem, czy to był Harnaś (pewnie i tak wlali Żubra) ale komplet jest: góra, rowery i bronek :)
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rano (no.. prawie rano, bo kilka minut po 10-tej) wsiedliśmy do pociągu do Krynicy-Zdrój i tam zaczęliśmy właściwą wycieczkę. Przez centrum przejechaliśmy kilka kilometrów do stacji kolei gondolowej na Jaworzynę Krynicką. Fajna sprawa taka kolej. Nie dość, że jako rowerzyści ominęliśmy całą długaśną kolejke, to jeszcze bilet "osoba+rower" jest tańszy niż bilet dla zwykłego turysty.
Na górze szybka fota tłumów, plastikowych dinozaurów i całego tego koszmarnego g...na i szybko ruszyliśmy w stronę Hali Łabowskiej. Kilka dni wcześniej jechałem tym odcinkiem w przeciwną stronę. Wtedy, w desczu szlak był całkiem zajmujący. Obecnie, na sucho, wydawał sie być autostradą dla całych rodzin. Szeroki, bez dłuższych stromizn. Komfortowo, przyjemnie...
Na Hali Łabowskiej tłumy. Całkiem sporo rowerzystów, kilka piesków... ruch jak na Marszałkowskiej. Chwilę posiedzieliśmy, Marysia zjadła naleśnika, a potem pojechaliśmy. Cały czas podążaliśmy czerwonym szlakiem, który po opuszczeniu Hali Łabowskiej stopniowo robił się coraz ciekawszy - zwężał się i co chwilę przecinał hale, z których otwierały sie bardzo ładne widoczki. Końcówka, zaraz przed Rytrm to już zupełny hardzik, bo zrobiło się bardzo stromo. Spotkaliśmy tam grupę niemieckich turystów. Któryś z idących z tyłu kolesi zawołał do idących z przodu panienek, by zeszły z drogi i przepuściły rowerzystów. One powiedziały, że nie muszą, bo jest stromo i że i tak rowerzyści (czyli my) będą musieli pchać. Jeszcze czego! Śmignęliśmy obok nich w strumyczku płynącym wymytą rynną na środku szlaku i zatrzymaliśmy się dopiero na dole w Rytrze, roztaczając wokół siebie zapach palonych klocków hamulcowych. Niemcy-Polska 0:1 :D
Potem już spokojny dojazd wzdłuż Popradu do Piwnicznej, gdzie zjedlismy obiadek i strzeliliśmy po pożegnalnym browarku (no... może po dwóch)
TRASA: Piwniczna-Zdrój, Łomnickie - Piwniczna PKP ...... Krynica-Zdrój PKP - Dolna stacja kolei gondolowej ...... Jaworzyna Krynicka (1113 mnpm) - Runek (1079 mnpm) - Cisowy Wierch (982 mnpm) - Hala Łabowska (1064 mnpm) - Roztocka Hala - Hala Barnowska - Hala Pisana - Schronisko "Cyrla" (844 mnpm) - Sucha Struga - Piwniczna-Zdrój, Centrum - Piwniczna-Zdrój, Łomnickie
Suma przewyższeń: 619 m.
Na szczycie Jaworzyny Krynickiej
Knajpy, plastikowe dinozaury, tłumy... tragedia
Kilka fot z czerwonego szlaku
Nie wiem, czy to był Harnaś (pewnie i tak wlali Żubra) ale komplet jest: góra, rowery i bronek :)
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
41.33 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
"The Holy Trail"
Piątek, 14 sierpnia 2009 | dodano: 02.02.2017Kategoria Beskid Sądecki, Góry, Piwniczna-Zdrój 2009, Małe Pieniny
Tyle naczytałem się o pętli przez Małe Pieniny i Pasmo Radziejowej (opis np. tu), że musiałem sam spróbować. Przekonać się, czy rzeczywiście jest to ścisła czołówka polskich górskich szlaków.
Autorzy w/w opisów ruszali zwykle gdzieś od strony Dunajca, ale nam przyszło zacząć pętlę w innym miejscu - na Przełęczy Gromadzkiej (Obidza). Tym razem darowaliśmy sobie terenowy podjazd przez Eliaszówkę i zdecydowaliśmy, że wjedziemy w najmniej uciążliwy, choć niestety również najnudniejszy sposób. Dokulaliśmy się od nas z Łomnickiego do centrum i wsiedliśmy na czerwony szlak, który przez Kosarzyska i Suchą Dolinę zawiódł nas na górę. 100% asfaltu i betonowych płyt. Nuda.
Na Przełęczy Gromadzkiej zaczęliśmy właściwą wycieczkę, ładując się na niebieski szlak. Początek był średni - droga wykorzystywana miejscami do zwózki drewna nie była zbyt pasjonująca. Szybko jednak "sytuacja nawierzchniowa" poprawiła się, a do tego pojawiły się widoczki. Najpierw na Pasmo Radziejowej, a kawałek przed Przełęczą Rozdziela również na Małe Pieniny i Pieniny. Na przełęczy opuścilismy Beskid Sądecki i wjechaliśmy w Małe Pieniny. Na dzień dobry mocny akcent w postaci podjazdu pod szczyt Wierchliczki (stromo, ale przejezdnie). Następnie "przemknęliśmy" przez szczyt Watriska i znaleźliśmy się pod Smerkową. W tym rejonie opuściliśmy na chwilę niebieski szlak, bo zakupiony jakiś czas temu przewodnik "Najlepsze wycieczki rowerowe na rowerze Górskim - Beskid Sądecki" sugerował ominięcie Wysokiej. Po przejechaniu kilku metrów uznałem jednak, że ja właśnie trawers Wysokiej niebieskim szlakiem chcę zobaczyć i że trzeba wrócić na niebieski szlak. Chwila pchania pod górę, a potem jazdy na przełaj przez łąkę i znów bylismy gdzie trzeba i zmierzalismy do Wysokiej. Tu zaczęła sie poezja. Niebieski trawersuje zbocze malowniczym singlem. Najpierw przez halę, a potem juz lasem. Część lesna nie była zbyt miła, bo po kilku dniach deszczu rower pływał jak na lodowisku, ale ta część poza lasem... aż pozwolę sobie zacytować: "ziewanie to 1/16 orgazmu. To jest 1/1 orgazmu".
Podobnie jak orgazm, singielek skończył się stanowczo za szybko i trzeba było wtaszczyć rowery na cholernie śliskim podejściu pod szczyt. Potem jeszcze kawałek z buta i znów jazda i znów widok zwalający prawie z siodła. Wypadliśmy na Durbaszkę i tu "Bach" - widok na Pieniny, a potem Tatry (trochę zamglone, ale jednak widoczne). Do tego profil szlaku zdrowo w dół. Zupełnie nie było wiadomo, czy jechać ile fabryka dała, czy też zatrzymać się i chłonąć widoki. Znaleźliśmy chyba złoty środek i dotarlismy ostatecznie na Szafranówkę, z której żółtym odbiliśmy na Palenicę. Tutaj tłumy, gwar itp. więc szybko opuściliśmy szczyt, jadąc jakimiś nieoznakowanymi ścieżynami. Wybierałem na chybił-trafił, ale ostatecznie dotarliśmy gdzie trzeba, a zjazd był konkretny, stromy i kamienisty (niestety zgubiłem gdzieś na nim pokrętło od ETA. Odnalezienie go było nierealne, więc musiałem uznać, że było ono daniną pobraną przez Małe Pieniny za zgodę na przebycie Ich grzbietu).
Mój mega-hiper zjazd doprowadził nas dokładnie do Szczawnicy, na sam brzeg Dunajca.
Sama Szczawnica... Okropna. Dzikie tłumy na złomach z wypożyczalni, w "śmiesznych" koszulkach ze straganów, z watą cukrową, ciupagami ze stoisk z Souvenirami... tragedia.
Uzupełniliśmy kalorie i daliśmy nogę. Marysię wysłałem na Obidzę przez Biała Wodę, a sam postanowiłem pojechać przez Pasmo Radziejowej (zgodnie z przebiegiem "Tej Najlepszej").
Wysokości nabrałem jadąc najpierw jakimś szlakiem rowerowym, a potem niebieskim pieszym. Przed szczytem Czeremchy zaliczyłem mały kryzys (w Szczawnicy nie napełniłem pustego już bukłaka) i kilkadziesiąt metrów przed szczytem pokonałem niestety uderzając z buta :( Na szczycie wsiadłem i pomknąłem w kierunku schroniska na Przechybie, fantazjując lubieżnie na temat płynnego asortymentu tamtejszego bufetu. Niestety bufet był już nieczynny, więc bukłak napełniłem wodą z kranu w kiblu, którą to wodę pieszczotliwie ochrzciłem "Przechybianką". Jaka by nie była, przywróciła mi ona siły i pozwoliła cieszyć się czerwonym szlakiem przez kolejne szczyty. A był on z tych na piątkę z plusem. To w górę, to w dół, po korzeniach i kamieniach i nie za szeroko. Super. Do tego co chwilę zerkać mogłem w prawo na odwiedzone wcześniej pasmo Małych Pienin oraz na Pieniny i na nadal widoczne Tatry. Na Długiej Przełęczy niestety tak zajęty byłem czerpaniem przyjemności z jazdy, że przeoczyłem znaki i zamiast czerwonym pieszym wjechać na Radziejową, zrobiłem trawers jej zbocza czerwonym szlakiem narciarstwa biegowego :( Błąd swój zauważyłem dość szybko i nawet planowałem cofnięcie się na Radziejową od Przełęczy Żłobki. Niestety nie wyszło. Zadzwoniła Marysia i powiedziała, że złapała gumę, a jedyna pompka tego wypadu zwiedzała Beskid Sądecki w moim plecaku.
W związku z tym Radziejową zostawiłem na inny raz, a sam przez Wielki Rogacz dotarłem na Obidzę, gdzie czekała już Marysia z rozbebeszonym tylnym kołem. Zakleiłem, napompowałem i już razem zjechaliśmy do Piwnicznej w szybko zapadającym zmroku.
Trasa była rzeczywiście świetna. Nie wiem, czy, jak uważają niektórzy, najpiękniejsza w polskich górach, ale na pewno umieszczę ją bardzo wysoko w swoim prywatnym rankingu. Jak tylko zacznę taki prowadzić ;) Żałuje, że przez nieuwagę ominąłem Radziejową. W tym roku już nie ma szans na jej zdobycie. Cóż... kolejny powód, by jeszcze w Beskid Sądecki wrócić :)
Dzisiaj bez śladu i sumy przewyższeń, bo GPS jechał na swoim miejscu, czyli na rowerze Marysi, więc ślad zgadzałby się tylko w połowie wycieczki.
TRASA: Piwniczna-Zdrój, Łomnickie (ca.360 mnpm) - Kosarzyska - Sucha Dolina - Obidza (930 mnpm) - [niebieski szlak] - Szczob (936 mnpm) - Przeł. Rozdziela (802 mnpm) - Wierchliczka (966 mnpm) - Watrisko (960 mnpm) - trawers Wysokiej (na sam szczyt - 1050mnpm się nie pchaliśmy) - Borsuczyny (939 mnpm) - Durbaszka (942 mnpm) - Huściawa (818 mnpm) - Witkula (730 mnpm) - Szafranówka (742 mnpm) - [żółty szlak] - Palenica (719 mnpm) - [ścieżki] Szczawnica Niźna, przystań flisacka - Szczawnica Wyźna - Sewerynówka - Czeremcha (1124 mnpm) - Przehyba (1175 mnpm) - [czerwony szlak] - Złomisty Wierch Płn. i Płd (1226 i 1207 mnpm) - Długa Przełęcz (1161 mnpm) - czerwona trasa narciarstwa biegowego] - Przełęcz Żłobki - Wielki Rogacz (1182 mnpm) - [niebieski szlak] - Obidza (930 mnpm) - Sucha Dolina - Kosarzyska - Piwniczna-Zdrój, Łomnickie
Zdjęć z podjazdu na Obidzę nie ma, ale i tak wiałoby z nich nudą. Tu już wtaczamy się z przełęczy na Szczob. Marysia akurat zasłoniła, ale dokładnie za nią widać Radziejową :)
Ja, a w tle Pieniny
Przełęcz Rozdziela - od tego miejsca śmigamy w Małych Pieninach
We wpisie podsumowującym zeszły rok napisałem, że w 2009r. chcę pojawić sie w tym miejscu. Oto jestem (ta mała kropeczka) :) Trawers Wysokiej.
Przed szczytem Wysokiej. Zrobiło się mocno pieszo.
Widoczek z mojego "radosnego" podjazdu na Przechybę
Uwalony rower czeka pod schroniskiem, ja uzupełniam płyny w kiblu... góry :)
A tu już Przechyba widziana z okolic Złomistego Wierchu
Zjazd z Wielkiego Rogacza na Obidzę. Tatry troche zachmurzone, ale jeszcze widoczne.
Podczas gdy ja jechałem pasmem Radziejowej, Marysia wjeżdżała po raz kolejny na Przeł. Rodziela i miała takie bajeczne widoczki, których trochę Jej zazdroszczę.
Początek zjazdu z Obidzy... Zmrok zapadał, ale tempo i tak trzymaliśmy niezłe. W górę chyba ponad półtorej godziny, w dół poniżej 15 minut.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Autorzy w/w opisów ruszali zwykle gdzieś od strony Dunajca, ale nam przyszło zacząć pętlę w innym miejscu - na Przełęczy Gromadzkiej (Obidza). Tym razem darowaliśmy sobie terenowy podjazd przez Eliaszówkę i zdecydowaliśmy, że wjedziemy w najmniej uciążliwy, choć niestety również najnudniejszy sposób. Dokulaliśmy się od nas z Łomnickiego do centrum i wsiedliśmy na czerwony szlak, który przez Kosarzyska i Suchą Dolinę zawiódł nas na górę. 100% asfaltu i betonowych płyt. Nuda.
Na Przełęczy Gromadzkiej zaczęliśmy właściwą wycieczkę, ładując się na niebieski szlak. Początek był średni - droga wykorzystywana miejscami do zwózki drewna nie była zbyt pasjonująca. Szybko jednak "sytuacja nawierzchniowa" poprawiła się, a do tego pojawiły się widoczki. Najpierw na Pasmo Radziejowej, a kawałek przed Przełęczą Rozdziela również na Małe Pieniny i Pieniny. Na przełęczy opuścilismy Beskid Sądecki i wjechaliśmy w Małe Pieniny. Na dzień dobry mocny akcent w postaci podjazdu pod szczyt Wierchliczki (stromo, ale przejezdnie). Następnie "przemknęliśmy" przez szczyt Watriska i znaleźliśmy się pod Smerkową. W tym rejonie opuściliśmy na chwilę niebieski szlak, bo zakupiony jakiś czas temu przewodnik "Najlepsze wycieczki rowerowe na rowerze Górskim - Beskid Sądecki" sugerował ominięcie Wysokiej. Po przejechaniu kilku metrów uznałem jednak, że ja właśnie trawers Wysokiej niebieskim szlakiem chcę zobaczyć i że trzeba wrócić na niebieski szlak. Chwila pchania pod górę, a potem jazdy na przełaj przez łąkę i znów bylismy gdzie trzeba i zmierzalismy do Wysokiej. Tu zaczęła sie poezja. Niebieski trawersuje zbocze malowniczym singlem. Najpierw przez halę, a potem juz lasem. Część lesna nie była zbyt miła, bo po kilku dniach deszczu rower pływał jak na lodowisku, ale ta część poza lasem... aż pozwolę sobie zacytować: "ziewanie to 1/16 orgazmu. To jest 1/1 orgazmu".
Podobnie jak orgazm, singielek skończył się stanowczo za szybko i trzeba było wtaszczyć rowery na cholernie śliskim podejściu pod szczyt. Potem jeszcze kawałek z buta i znów jazda i znów widok zwalający prawie z siodła. Wypadliśmy na Durbaszkę i tu "Bach" - widok na Pieniny, a potem Tatry (trochę zamglone, ale jednak widoczne). Do tego profil szlaku zdrowo w dół. Zupełnie nie było wiadomo, czy jechać ile fabryka dała, czy też zatrzymać się i chłonąć widoki. Znaleźliśmy chyba złoty środek i dotarlismy ostatecznie na Szafranówkę, z której żółtym odbiliśmy na Palenicę. Tutaj tłumy, gwar itp. więc szybko opuściliśmy szczyt, jadąc jakimiś nieoznakowanymi ścieżynami. Wybierałem na chybił-trafił, ale ostatecznie dotarliśmy gdzie trzeba, a zjazd był konkretny, stromy i kamienisty (niestety zgubiłem gdzieś na nim pokrętło od ETA. Odnalezienie go było nierealne, więc musiałem uznać, że było ono daniną pobraną przez Małe Pieniny za zgodę na przebycie Ich grzbietu).
Mój mega-hiper zjazd doprowadził nas dokładnie do Szczawnicy, na sam brzeg Dunajca.
Sama Szczawnica... Okropna. Dzikie tłumy na złomach z wypożyczalni, w "śmiesznych" koszulkach ze straganów, z watą cukrową, ciupagami ze stoisk z Souvenirami... tragedia.
Uzupełniliśmy kalorie i daliśmy nogę. Marysię wysłałem na Obidzę przez Biała Wodę, a sam postanowiłem pojechać przez Pasmo Radziejowej (zgodnie z przebiegiem "Tej Najlepszej").
Wysokości nabrałem jadąc najpierw jakimś szlakiem rowerowym, a potem niebieskim pieszym. Przed szczytem Czeremchy zaliczyłem mały kryzys (w Szczawnicy nie napełniłem pustego już bukłaka) i kilkadziesiąt metrów przed szczytem pokonałem niestety uderzając z buta :( Na szczycie wsiadłem i pomknąłem w kierunku schroniska na Przechybie, fantazjując lubieżnie na temat płynnego asortymentu tamtejszego bufetu. Niestety bufet był już nieczynny, więc bukłak napełniłem wodą z kranu w kiblu, którą to wodę pieszczotliwie ochrzciłem "Przechybianką". Jaka by nie była, przywróciła mi ona siły i pozwoliła cieszyć się czerwonym szlakiem przez kolejne szczyty. A był on z tych na piątkę z plusem. To w górę, to w dół, po korzeniach i kamieniach i nie za szeroko. Super. Do tego co chwilę zerkać mogłem w prawo na odwiedzone wcześniej pasmo Małych Pienin oraz na Pieniny i na nadal widoczne Tatry. Na Długiej Przełęczy niestety tak zajęty byłem czerpaniem przyjemności z jazdy, że przeoczyłem znaki i zamiast czerwonym pieszym wjechać na Radziejową, zrobiłem trawers jej zbocza czerwonym szlakiem narciarstwa biegowego :( Błąd swój zauważyłem dość szybko i nawet planowałem cofnięcie się na Radziejową od Przełęczy Żłobki. Niestety nie wyszło. Zadzwoniła Marysia i powiedziała, że złapała gumę, a jedyna pompka tego wypadu zwiedzała Beskid Sądecki w moim plecaku.
W związku z tym Radziejową zostawiłem na inny raz, a sam przez Wielki Rogacz dotarłem na Obidzę, gdzie czekała już Marysia z rozbebeszonym tylnym kołem. Zakleiłem, napompowałem i już razem zjechaliśmy do Piwnicznej w szybko zapadającym zmroku.
Trasa była rzeczywiście świetna. Nie wiem, czy, jak uważają niektórzy, najpiękniejsza w polskich górach, ale na pewno umieszczę ją bardzo wysoko w swoim prywatnym rankingu. Jak tylko zacznę taki prowadzić ;) Żałuje, że przez nieuwagę ominąłem Radziejową. W tym roku już nie ma szans na jej zdobycie. Cóż... kolejny powód, by jeszcze w Beskid Sądecki wrócić :)
Dzisiaj bez śladu i sumy przewyższeń, bo GPS jechał na swoim miejscu, czyli na rowerze Marysi, więc ślad zgadzałby się tylko w połowie wycieczki.
TRASA: Piwniczna-Zdrój, Łomnickie (ca.360 mnpm) - Kosarzyska - Sucha Dolina - Obidza (930 mnpm) - [niebieski szlak] - Szczob (936 mnpm) - Przeł. Rozdziela (802 mnpm) - Wierchliczka (966 mnpm) - Watrisko (960 mnpm) - trawers Wysokiej (na sam szczyt - 1050mnpm się nie pchaliśmy) - Borsuczyny (939 mnpm) - Durbaszka (942 mnpm) - Huściawa (818 mnpm) - Witkula (730 mnpm) - Szafranówka (742 mnpm) - [żółty szlak] - Palenica (719 mnpm) - [ścieżki] Szczawnica Niźna, przystań flisacka - Szczawnica Wyźna - Sewerynówka - Czeremcha (1124 mnpm) - Przehyba (1175 mnpm) - [czerwony szlak] - Złomisty Wierch Płn. i Płd (1226 i 1207 mnpm) - Długa Przełęcz (1161 mnpm) - czerwona trasa narciarstwa biegowego] - Przełęcz Żłobki - Wielki Rogacz (1182 mnpm) - [niebieski szlak] - Obidza (930 mnpm) - Sucha Dolina - Kosarzyska - Piwniczna-Zdrój, Łomnickie
Zdjęć z podjazdu na Obidzę nie ma, ale i tak wiałoby z nich nudą. Tu już wtaczamy się z przełęczy na Szczob. Marysia akurat zasłoniła, ale dokładnie za nią widać Radziejową :)
Ja, a w tle Pieniny
Przełęcz Rozdziela - od tego miejsca śmigamy w Małych Pieninach
We wpisie podsumowującym zeszły rok napisałem, że w 2009r. chcę pojawić sie w tym miejscu. Oto jestem (ta mała kropeczka) :) Trawers Wysokiej.
Przed szczytem Wysokiej. Zrobiło się mocno pieszo.
Widoczek z mojego "radosnego" podjazdu na Przechybę
Uwalony rower czeka pod schroniskiem, ja uzupełniam płyny w kiblu... góry :)
A tu już Przechyba widziana z okolic Złomistego Wierchu
Zjazd z Wielkiego Rogacza na Obidzę. Tatry troche zachmurzone, ale jeszcze widoczne.
Podczas gdy ja jechałem pasmem Radziejowej, Marysia wjeżdżała po raz kolejny na Przeł. Rodziela i miała takie bajeczne widoczki, których trochę Jej zazdroszczę.
Początek zjazdu z Obidzy... Zmrok zapadał, ale tempo i tak trzymaliśmy niezłe. W górę chyba ponad półtorej godziny, w dół poniżej 15 minut.
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
66.87 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Softcore :)
Środa, 12 sierpnia 2009 | dodano: 02.02.2017Kategoria Beskid Sądecki, Góry, Piwniczna-Zdrój 2009
Po deszczowym wtorku postanowiłem dać szlakom trochę przeschnąć. W związku z tym byczyliśmy się rano do godziny bardzo nieprzyzwoitej, a potem tylko przejechaliśmy się kawałek wzdłuż Popradu na lody i oranżadę. Lajtowo było zwłaszcza w moim wykonaniu, bo miałem przemoczone obuwie spd i musiałem męczyć się w "cywilnych" butach.
Po powrocie Marysia przesiadła się z roweru na konia i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że zaczęło lać i ze schnięcia szlaków nici.
"Inne siodło i mogłabym na tym jeździć" ...a niedoczekanie! :)
Relaks nad Popradem
Na tym innym rumaku (w sumie to była to rumaczyca, ale mniejsza o to)
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po powrocie Marysia przesiadła się z roweru na konia i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że zaczęło lać i ze schnięcia szlaków nici.
"Inne siodło i mogłabym na tym jeździć" ...a niedoczekanie! :)
Relaks nad Popradem
Na tym innym rumaku (w sumie to była to rumaczyca, ale mniejsza o to)
Rower:[A] Prophet
Dane wycieczki:
9.84 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)